Jakub Marczyński, "Szlachetna Paczka": Co trener mówi swoim zawodnikom przed tym najważniejszym startem? Czesław Cybulski: - Pamiętaj, jak wejdziesz na beton, nie widzisz nikogo. Gdy pierwszy raz na igrzyskach w Moskwie miałem startującego Ireneusza Goldę, powiedziałem mu: Tu, na tym stadionie jest 100 000 widzów. Ty nie widzisz nikogo. Jesteś sam w kole, stoisz na betonie i myślisz o tym, że masz w ręku młot, że za chwilę wykonasz rzut technicznie dobry, najlepszy w życiu i musisz osiągnąć duże odległości, żeby zająć dobre miejsce. W Pekinie, Anicie Włodarczyk powiedziałem prawie to samo: Trybuny są puste. Ty nikogo nie widzisz. Ty jesteś zajęta techniką. Ty wiesz, co masz robić, wiesz, jak masz robić. Świetnie wystartowała. Cztery lata po sukcesie Anity Włodarczyk, Paweł Fajdek na starcie spalił trzy rzuty. Poniósł porażkę, z którą długo nie mógł sobie poradzić. Kibice, media - wszyscy w Polsce, zamiast po tym upadku go motywować, wspierać, skreślili go. Jak trener się wtedy zachowywał? Co mówił? - To były bardzo złe chwile. Trzeba o takich jak najszybciej zapomnieć. Ja wtedy wszystkim mówiłem, że to dobry chłopak, wielki talent, który uzyska jeszcze wspaniałe rezultaty. Musimy go zostawić w spokoju. Powiedziałem, że ja o niego zadbam i będzie dobrym zawodnikiem. Potem jego sukcesy przyćmiły tę porażkę, bo rok później w Moskwie już w pierwszej kolejce osiągnął kapitalny wynik - 81,91 metrów i został mistrzem świata. Pomiędzy Londynem, a Moskwą pojawiło się w mediach na jego temat wiele przykrych artykułów. Rozmawialiście o tym? - Tak. Ja mu mówiłem - nie przejmuj się, jeszcze im pokażesz. Jeszcze przyjdą cię przeprosić, będą błagać o wywiad. I to go bardzo wzmacniało. Polską specjalnością jest krytyka, która czasami niszczy drugiego człowieka. Wtedy trzeba umieć zachować się odpowiednio. Poddawanie się takiej krytyce to słabość, a żeby być wielkim, trzeba walczyć ze swoimi słabościami. Człowiek musi się otrząsnąć, trochę jak pies po wyjściu wody i robić swoje, walczyć dalej i później pokazać, na co naprawdę go stać. "Szlachetna Paczka" daje rodzinom w potrzebie impuls do przekraczania siebie - tak jak Czesław Cybulski Pawłowi Fajdkowi. Przekaż 1% na "Szlachetną Paczkę", by kolejne rodziny mogły zwyciężać w życiu! I nie zwracać uwagi na to, co mówią inni? To nie tak. Trzeba mimo wszystko próbować być szczęśliwym i mówić o tym. Bo przecież w życiu zdarzają się ciężkie chwile, ale trzeba umieć powiedzieć: wyjdę z tego, podniosę się z kolan. Mam wrażenie, że daje pan zawodnikom dużo samodzielności, ale z drugiej strony jest Pan sprawiedliwym strażnikiem, walczy Pan o nich. Ja dbam o to, by oni dbali o siebie: zdrowo się odżywiali, przyjmowali witaminy. Oczywiście dozwolone. Czasami muszę ich bronić. Kiedy zawodnik osiąga dobry wynik zaczynają się nim interesować komisje antydopingowe. Szymon Ziółkowski jako junior rzucił 72 metry. Oczywiście został zaraz zbadany. To była sobota, a w poniedziałek do domu komisja przyjechała ponownie. W ciągu tygodnia byli u niego 3 razy. 17-letni chłopiec, który rzucił bardzo daleko, za karę został poddany szczegółowym badaniom. Przyznaję, że miałem wtedy z nimi scysję. Powiedziałem im, że do Ziółkowskiego przyjeżdżać nawet 7 razy w tygodniu i go badać, bo niczego nie wykryją. U nas od razu widzi się w każdym zawodniku przestępcę. Poprosiłem ich o wysoki poziom kultury i normalnie zachowanie, poważne i z kulturą. A kiedy przydarza się porażka, trener też ją przeżywa? Tak, również jest w pewnym stopniu załamany, ale to trener musi po porażce pierwszy zacząć działać. Zawsze im wtedy mówię: popracujemy i osiągniemy cel. My pracując przez cały rok robimy sobie sprawdziany wewnętrzne, przeprowadzamy rozmowy, motywujemy się, analizujemy wszystko. A zawsze mówi się tylko o startach, o pierwszych rzutach rozgrzewkowych, bo na te rzuty składa się cała wiedza, jaką trener przekazuje zawodnikowi. "Szlachetna Paczka" daje rodzinom w potrzebie impuls do przekraczania siebie - tak jak Czesław Cybulski Pawłowi Fajdkowi. Przekaż 1% na "Szlachetną Paczkę", by kolejne rodziny mogły zwyciężać w życiu! A jeśli zawodnik ma zły dzień? Kiedy jest bardzo zmęczony, nic mu się nie chce, co trener wtedy robi? - Rozmawiam z nim i mówię mu: Słuchaj, ja też mam słabe dni, ale trzeba się mobilizować. Człowiek stworzony jest po to, by ciężko pracować. Nie można poddawać się, załamywać. Ja się nigdy nie poddawałem. Kiedy rozpoczynałem karierę trenerską, szukałem pomocy u starszych kolegów. Jeździłem po różnych miastach na swój koszt. Dopytywałem się, dyskutowałem. Trzeba sobie powiedzieć: Urodziłem się po to, żeby robić wielkie rzeczy, żeby walczyć. Kto zapanuje nad swoim organizmem, kto zwycięży swoją słabość, jest wielkim mistrzem. A co jest ważniejsze u zawodnika: wrodzone predyspozycje fizyczne, anatomiczne czy siła mentalna? - Jedno i drugie jest ważne. Musi być harmonia psychiki z ciałem. Nie jest tak, że osoba przygotowana i mocna mentalnie będzie dobra. Mięśnie też muszą być silne, a mózg musi tymi mięśniami pokierować. Człowiek powinien być wszechstronny. Panie trenerze, 61 lat pracy to szmat czasu, nie jest pan tym wszystkim zmęczony? - Ja nie przepracowałem ani jednego roku, bo ja to, co robię, bardzo lubię, bardzo kocham. Jestem zaangażowany niesamowicie. To moja ogromna pasja. Mimo że w młodości ciężko pracowałem jako zawodnik, nie miałem sukcesów. Zawsze czułem, że nadaję się do pracy trenerskiej. I do dziś jako trener zdobyłem 28 medali dla Polski na arenie międzynarodowej. 28 medali?! - Przepraszam, 25! Ale będzie 28 w najbliższych dwóch latach na pewno. Moim skrytym marzeniem jest osiągnąć ten cel. Bo na igrzyska olimpijskie do Rio jedziemy po medale, a nie po medal. A może więcej? To jest w mojej pracy najbardziej ekscytujące. Wie pan... w ciągu 14 lat: od 2001 do 2015 roku zdobyłem 4 tytuły mistrza świata, 4 złote medale. Sukcesy są ogromne, ale to wszystko wiąże się z gigantyczną, katorżniczą pracą. I żeby robić wielkie rzeczy, trzeba swoją pracę kochać.