Henryk Olszewski: Mistrzostwo zaczyna się w głowie
- W mojej rodzinie było ciężko, ale jak mi ktoś powiedział: "Ty biedaku, masz połatane spodnie", to napierniczałem po łbie, ile wlezie - mówi Henryk Olszewski, trener mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą, Tomasza Majewskiego. W specjalnym wywiadzie dla "Szlachetnej Paczki" opowiada o tym, jak prowadzić do zwycięstwa w sporcie i w życiu.

Jakub Marczyński, "Szlachetna Paczka": Co to znaczy być trenerem?
Henryk Olszewski: - Być trenerem to znaczy ułatwić drogę do mistrzostwa. Jak zaczynam pracę z zawodnikiem, to mój udział jest na poziomie 99 proc., bo zasługą tego młodego adepta jest tylko to, że przyszedł na trening. A potem trenerskiego udziału jest coraz mniej, wzrasta udział zawodnika. Z opiekuna, wychowawcy, trener powinien stawać się z czasem konsultantem dla swojego podopiecznego. Mistrzowie potrzebują konsultanta, nie trenera.
Szybko stał się trener konsultantem dla Tomka Majewskiego?
- Od początku wiedziałem, że to inteligentny facet, chociaż na początku miał taki swój zamknięty świat. Miał swoje wyobrażenie o wszystkim i wydawało mi się, że on w ogóle mnie nie słucha. A potem nieoczekiwanie przegrał na mistrzostwach Polski i nastąpił zwrot o 180 stopni - zaczął wręcz chłonąć to, co mówiłem.
Ale tak po prostu zmienił podejście, czy coś mu trener wtedy powiedział?
- Pamiętam, że przyszła do mnie jego dzisiejsza żona, Ania. Powiedziała, że Tomek jest tak wściekły, że z tej wściekłości aż mu łzy lecą. Ale ja za nim nie chodziłem, nie pocieszałem go, nic mu nie mówiłem. On trenował bardzo uczciwie, tylko z tą techniką było tak, że miał jakieś swoje wyobrażenie, no i mu nie wychodziło.
To znaczy, że odpuścił trener i liczył na to, że Tomek sam się weźmie w garść?
- Jak byłem młody, to wręcz nadskakiwałem zawodnikom, ale szybko zauważyłem, że to obraca się przeciwko mnie. Na przykład woziłem młodzież na treningi własnym samochodem. A pracowałem wtedy w szkole, zarabiałem tylko 17 dolarów miesięcznie. Ja lałem benzynę do baku, a zawodnicy sadzali tyłki i nikt się nie zapytał, ile ta benzyna kosztuje. W końcu im to wygarnąłem, to co bardziej honorowi zaczęli się dorzucać. I wtedy zauważyłem, że nabrali do mnie zupełnie innego szacunku. To mnie nauczyło obojętności na pewne sprawy. I z tej obojętności wyszedł ten dobry kontakt z Tomkiem.
"Szlachetna Paczka" daje rodzinom w potrzebie impuls do przekraczania siebie - tak jak Henryk Olszewski Tomkowi Majewskiemu. Przekaż 1% na "Szlachetną Paczkę", by kolejne rodziny mogły zwyciężać w życiu!
To jakiś szczególny rodzaj więzi między zawodnikiem a trenerem?
- Widzi pan, największą wadą zawodnika jest to, kiedy nie ma takiego swojego wewnętrznego lustra. Są tacy, którzy nigdy mistrzostwa nie osiągną, bo jeśli coś im nie wychodzi, to mają pretensje do trenera. Kiedy Tomkowi coś nie pójdzie na zawodach, to ja się czuję winny, kombinuję, sprawdzam, gdzie popełniliśmy błąd. Wtedy on przychodzi do mnie i mówi: "Czego pan szuka? Pana nie było ze mną w kole, pan siedział na trybunie. A spieprzyłem to ja, tam na boisku. Sam". I z takim facetem to jest zupełnie inna rozmowa. Bo mistrzostwo ma się w głowie, nie w mięśniach.
Czy mistrz Majewski miewa momenty załamania?
- Miewa wahania nastroju jak każdy, ale to coś w stylu "o kurczę jaka beznadziejna pogoda". To, że ktoś ma chwilę słabości, nie znaczy, że się załamuje. To jest po prostu jakby urlop od rzeczywistości - jak ja to nazywam. A po urlopie człowiek zbiera się w sobie i wraca z powrotem do pracy.
A pan trener pomaga jakoś w tej drodze z urlopu z powrotem do świata treningowego?
- A broń cię panie Boże. Mam go zagłaskać na śmierć? Czasem na zawodach zaczepiają mnie koledzy i pytają: "a ty co, pokłóciłeś się z Majewskim?". Ja mówię, że nie, a o co wam chodzi? "No bo na posiłkach nie siadacie razem, na spacery nie chodzicie." On mojej mordy wystarczająco naogląda się na treningu. Za chwilę wyjdzie na stadion i będzie sam, nawet nie będzie mnie słyszał. To po co mam go rozmiękczać? Nie znoszę litowania się. Już jako młody chłopak tak miałem. W mojej rodzinie było ciężko, ale jak mi ktoś powiedział: "Ty biedaku, masz połatane spodnie", to napierniczałem po łbie, ile wlezie.
"Szlachetna Paczka" daje rodzinom w potrzebie impuls do przekraczania siebie - tak jak Henryk Olszewski Tomkowi Majewskiemu. Przekaż 1% na "Szlachetną Paczkę", by kolejne rodziny mogły zwyciężać w życiu!
A jakby się Tomek tak naprawdę załamał, stwierdził, że jest do kitu i rzuca to wszystko, to co by mu trener powiedział?
- "Cześć, jesteś do kitu? To trudno. Taką podjąłeś decyzję". Nie da się z człowieka, który nie wierzy w siebie, cokolwiek zrobić. Wtedy to żaden psycholog nie pomoże. Musi być jakiś okruch wiary, że ja coś chcę zrobić. Jeśli nie mistrzostwo, to chociaż wicemistrzostwo. Jeśli nie skończę gimnazjum, to chociaż podstawówkę. U mnie w domu było ciężko, ale nigdy nie mówiło się o biedzie, tylko o tym, co zrobimy jutro, pojutrze. Matka mając nas pięciu facetów w domu, dorabiała piorąc cudze ubrania. Chciała zarobić i pomóc ojcu, a nie siedzieć i "o Boże, będziemy głodować". Ja myślałem o nauce, o tym, żebym cały czas szedł do przodu. Młodsi bracia bliźniacy chodzili w pocerowanych ubraniach, ojciec pracował po 12 godzin, ale nikt nie skarżył się, że jest źle. Ani matka, ani ojciec nie roztrząsali tej naszej biedy. Nie było w domu cukru, to się nie słodziło herbaty. I tyle.
Czy to znaczy, że można się jakoś przygotować na życiowe porażki?
- A po co komu potrzebna porażka? Po co ją roztrząsać? Analizujmy zwycięstwa, nie porażki.
A jak się jednak zdarzy przegrać?
- W 2004 roku, po trzech latach trenowania ze mną, Tomek zaczął odnosić pierwsze sukcesy. Pół roku przed igrzyskami w Atenach zajął czwarte miejsce na halowych mistrzostwach świata w Budapeszcie. Apetyty przed olimpiadą były bardzo duże, ale wypadł tam słabo - zajął 18 miejsce i nie zakwalifikował się nawet do finału zawodów. Po latach mówi mi tak: "Wie pan, jakbym ja wtedy w Atenach zdobył medal to może już więcej medali bym nie zdobył? Bo może zadowoliłbym się brązowym i co?".
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje