W eliminacjach do mistrzostw świata 1974 "Biało-Czerwoni" rywalizowali w bardzo trudnej grupie z Wyspiarzami. Po porażce w pierwszym meczu z Walijczykami w Cardiff w marcu 1973 0-2, kolejne gry były o wszystko i na wpadkę nie można było sobie pozwolić. Nieprzyjemny rywal W czerwcu 1973 pokonaliśmy na Śląskim Anglików 2-0. Przed rewanżem u nich na Wembley trzeba było jeszcze u siebie wygrać rewanż z Walią. Do tego meczu, także w chorzowskim "Kotle Czarownic" doszło 26 września 1973 roku. I dla jednych i dla drugich była to gra o przysłowiowe być albo nie być. Jak wspominali potem piłkarze reprezentacji Polski, przed rewanżem z walijską ekipą, zostali podpuszczeni przez sztab szkoleniowy polskiej kadry. Trenerzy mówili naszym graczom, że rywale przed wylotem do Polski byli pewni swego i głośno mówili, że w Chorzowie, jak było w pierwszym spotkaniu u nich w Cardiff, spokojnie wygrają. W tym pierwszym meczu Walia nie przebierała w środkach, więc żeby wygrać samemu trzeba było zagrać nie tylko dobrze i agresywnie, czego zabrakło wcześniej, ale także ostro oraz zdecydowanie. Piłkarz od specjalnych poruczeń Walijczycy zostali wtedy dobrze rozpracowani. Wiadomo było, że jeden z ich czołowych graczy Trevor Hockey, który w trakcie swojej 16 letniej zawodowej kariery zagrał m.in. w takich klubach, jak Nottingham, Newcastle, Norwich City, Aston Villa prawie 600 ligowych i pucharowych gier, łatwo się "podpala". W tej sytuacji miał się nim zaopiekować nie kto inny, jak Lesław Ćmikiewicz. Trochę niedoceniany piłkarz, ale jeden z najinteligentniejszych graczy w ekipie trenera Kazimierza Górskiego. Biegał za Hockeyem, sam przy tym nie odpuszczał, a w nadarzającym się momencie odegrał swoją rolę znakomicie. Hockey już w 39 minucie spotkania został przez szwedzkiego sędziego Ove Dahlberga wyrzucony z boiska! - Sędziowanie było wtedy inne, mecz realizowany był z dwóch kamer, więcej można było się ukryć. Kto się zatem zagapił, to obrywał z łokcia, nawet z pięści. Prowokacje, szczypanie, szyderczy śmiech, to był ówczesny standard. Tyle że ja wcale nie miałem zaopiekować się Hockeyem, tak wyszło na boisku. Trevor miał pianę na ustach, gdy sędzia gwizdał faul dla nas, upierał się, że było odwrotnie. Wystarczyło więc lekko go popchnąć, żeby nie czekać na odpowiedź. Tyle że nie subtelną, bo on po prostu odwinął się i kopnął. A kiedy to zrobił na oczach sędziego, choć sam też nieźle go wówczas przed kartką zdzieliłem, wystarczyło się przewrócić. Piłkarsko byliśmy od nich lepsi, wygraliśmy 3-0, nie ma o czym rozmawiać. Anglicy, to co innego pod względem wyszkolenia; to byli goście - opowiadał kilka lat temu katowickiemu "Sportowi" Lesław Ćmikiewicz. Co było potem? Zwycięski remis a Wembley z Anglikami 1-1, awans na MŚ do RFN w 1974 i trzecie miejsce. Na mundialu na zachodnioniemieckich boiskach Lesław Ćmikiewicz zagrał w 6 meczach, co ciekawe, za każdym razem wchodził na murawę z ławki! Ten rekord wyrównał w 1998 roku Brazylijczyk Denilson. Budował potęgę Walii Jakim składem Polska zagra z Walią?