Jak Benjamin Mendy trafił do Polski? "Miał na stole duże oferty"
- Jeśli chodzi o Benjamina Mendy'ego, to nie tylko kwestia pozyskania zawodnika. Chodzi o budowanie zwycięskiej tożsamości, wniesienie do szatni doświadczenia na najwyższym, międzynarodowym poziomie. Potrzeba czasu, aby wrócił na poziom, na którym wiemy, że może być - mówi w rozmowie z Interią Tan Kesler, dyrektor sportowy Pogoni Szczecin.

Z Tanem Keslerem rozmawiamy o transferach Pogoni Szczecin, zwolnieniu Roberta Kolendowicza oraz zatrudnieniu jego następcy, który ma dysponować mocnym nazwiskiem.
Jak Pogoń robiła transfery?
Który z transferów Pogoni był najtrudniejszy do przeprowadzenia?
- Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie… Transferów było bardzo dużo, a każdy był na swój sposób specyficzny. Nawet jeśli spojrzymy na te darmowe - choćby Paula Mukairu i Janka Biegańskiego - dużym wyzwaniem było przekonanie tych piłkarzy do nas. W przypadku Mariana Huji w grę wchodziły bardzo interesujące negocjacje z jego klubem. Sam Greenwood to już zupełnie inna sprawa, w którą trzeba było włożyć sporo bezpośredniego działania ze strony Alexa i mojej - musiało się zgrać bardzo wiele kawałków, by to doszło do skutku. Prawdopodobnie najbardziej bezpośrednia transakcja dotyczyła Pozo - po prostu uruchomiliśmy jego klauzulę odstępnego. Molnar był rozchwytywany na rynku, chciało go kilka klubów, więc po prostu trzeba było z nimi rywalizować. Podobnie z Musą, z którym kontaktował się jeden klub arabski i jeden turecki. Nie odpowiem ci, która z tych transakcji była najtrudniejsza do przeprowadzenia, bo prawidłową odpowiedzią byłoby: każda z nich.
W takim razie o kulisy kilku z nich zapytam osobno. Jak to było z Samem Greenwoodem? To nie był transfer, który robi się każdego dnia w Ekstraklasie.
- To był transfer z gatunku tych, które stawiałem sobie za cel po trafieniu do Polski - mam na myśli takie, które zwiększą rozpoznawalność Ekstraklasy na świecie i podkreślą jej dynamiczny rozwój. Ze względu na swoją przeszłość, miałem dobrą orientację w rynku angielskim, w szczególności w Championship, a Sama Greenwooda obserwowałem właściwie od zawsze, badałem nawet sprawę sprowadzenia go do Hull City. Gdy przyszedłem z tym nazwiskiem do Alexa, on zakochał się w idei. Wtedy rozpoczęła się praca zespołowa nad tym tematem. Alex odegrał w niej dużą rolę - to on miał w ręce instrumenty, które mogły przekonać Sama.
Jakich dokładnie - prócz pieniędzy - instrumentów używał?
- Jakby to powiedzieć… Trafił w jego potrzebę podjęcia międzynarodowego wyzwania. Interesowało się nim kilka klubów, także z Polski, a on sam miał bardzo pragmatyczne podejście do transferu - chciał po prostu usłyszeć, jaki będzie pomysł na niego, jaki będzie mógł robić postęp, jakie benefity będą się wiązać z transferem - dla niego, dla jego rodziny. W Anglii, by przekonać zawodnika, organizuje się dla niego czasem coś w rodzaju wycieczki po klubie. Tak też zrobiliśmy, wyszło imponująco. Niedługo później zdecydował się do nas dołączyć.
W jaki sposób przejęliście Molnara, który na pewnym etapie był blisko Cracovii?
- Generalnie często zdarza się, że zawodnicy mający trafić do Ekstraklasy, są jednocześnie "rekrutowani" przez kilka klubów. W przypadku Molnara dostęp do niego mieliśmy my, Cracovia, Lech, sprawie przyglądała się też Legia. Zrobiło się bardzo dynamicznie. My go chcieliśmy, bo idealnie pasował do profilu zawodnika, jakiego szukaliśmy - jest wysoki i może zejść do skrzydła, gdzie w przeszłości występował, zanim został napastnikiem. Wydaje mi się, że zdał sobie sprawę, że przy tym, jak bardzo tu pasuje, będzie miał więcej okazji do pokazania swojego talentu, podczas gdy inne kluby mają mniej dopasowany do niego styl gry. Jego przyjście wiązało się z zapłaceniem MTK Budapeszt za transfer, ale formalności poszły bardzo płynnie.
Duże wyzwanie przed nim - zastąpić Koulourisa.
- Nie używałbym słowa "zastąpić". To zupełnie różne profile piłkarzy, inne "dziewiątki". Rajmund bardziej będzie atakował przestrzenie, będzie bardziej mobilny. Koulouris był bardziej typem "finishera", napastnika, który ma kończyć akcje, a Molnar będzie miał do zrobienia swoje, zanim dotrze do pola karnego. Będzie mocniej wykorzystywany przy wysokim pressingu, pomoże stworzyć sytuacje poza "szesnastką". Na sukces Koulourisa w dużej mierze pracowali skrzydłowi, teraz ma to wyglądać nieco inaczej. Molnar, Musa, Kamil, Paul będą bardziej wymieniali się pozycjami, a gole - przynajmniej na to liczymy - rozłożą się między piłkarzy bardziej proporcjonalnie.
O co chodzi w transferze Benjamina Mendy'ego?
Na razie nie rozmawiamy o Benjaminie Mendym, a o niego też muszę zapytać. Duże nazwisko - bez wątpliwości, ale nie macie obaw, że patrząc zarówno na to, iż ostatnio grał bardzo mało, a do tego przez lata ciągnęły się za nim kłopoty pozaboiskowe, ta historia może nie skończyć się dobrze?
- Ten transfer to dla niego kolejna szansa. Rozmawialiśmy i jego motywacja do odbudowania się jest ogromna. Miał kilka dużych ofert, ale uznał, że Pogoń da mu najlepsze warunki, by wrócić do najwyższej formy. Wyraził też szczerą chęć, by stać się ważną częścią klubu. Powiedział nawet, że kiedy poznawał miasto i Pogoń, dostrzegł wiele podobieństw do Marsylii, swojego rodzinnego miasta. To nie tylko kwestia pozyskania zawodnika. Chodzi o budowanie zwycięskiej tożsamości, wniesienie do szatni doświadczenia na najwyższym, międzynarodowym poziomie. Potrzeba czasu, aby wrócił na poziom, na którym wiemy, że może być, i czekamy z niecierpliwością, co wniesie do drużyny w tym sezonie.
Miał duże oferty? Z jakich klubów?
- Byłoby nie fair, gdybym wspominał o konkretnych klubach, ale z mojej wiedzy wynika, że były przynajmniej dwie oferty z tureckich klubów i prawdopodobnie jedna z Arabii Saudyjskiej.
Jak długo trwał cały proces sprowadzanie Mendy'ego do Szczecina?
- Ponad miesiąc.
Obserwacja rynku, ale prawdopodobnie koniec transferów
Planujecie jeszcze jakieś ruchy na rynku zawodników bez kontraktu?
- Wciąż pozostało tam kilku ciekawych piłkarzy, a na rynek zawsze będziemy mieć oko, natomiast przede wszystkim chcielibyśmy teraz zobaczyć w akcji tę drużynę, którą stworzyliśmy. Większą wagę przykładamy, by aktywność wznowić w zimowym oknie, po tym, jak dostaniemy odpowiedzi, gdzie potrzebujemy wzmocnień.
A z zakończonego właśnie okna jesteście zadowoleni?
- Tak, choć to nie jest tak, że powiem teraz: ale będziemy niesamowitą drużyną. Rynek transferowy jest bardziej specyficzny od tego biznesowego. Przyjście niektórych zawodników wielokrotnie wiąże się z dużymi oczekiwaniami, a później następuje rozczarowanie, bo coś nie zagrało. I w drugą stronę - czasem piłkarze, wobec których nie ma żadnych oczekiwań, niesamowicie rosną. Chciałbym, by życie było jak Playstation - kupujesz zawodnika, widzisz jego statystyki, i dokładnie wiesz, jak będzie wyglądał w twojej drużynie… choć z drugiej strony, kto by potrzebował w klubie wtedy kogoś takiego jak ja. Mówiąc poważnie: na moment zamknięcia okna, jesteśmy zadowoleni, ale żeby to wszystko zadziałało, musi się zgrać wiele elementów. Na teraz obniżyliśmy średnią wieku zespołu, dodaliśmy do niego trochę szybkości, sprowadziliśmy zawodników z wysokimi umiejętnościami indywidualnymi - powiedziałbym, że powyżej średniej jakości w Ekstraklasie. Teraz potrzebujemy trochę czasu, by to zaczęło działać.
Niby oczywiste, ale wiesz jak jest z czasem w piłce.
- Tak, zwłaszcza w Polsce. Tutaj jest szczególnie ograniczony. Nie chcę, by to brzmiało jak wymówka, ale to część gry. Jednocześnie wierzę w piłkarzy, których mamy. Jestem pewien, że w momencie, w którym staniemy się drużyną, a nie zlepkiem zawodników, staniemy się niezwykle groźni dla każdego w Ekstraklasie.
Zwolnienie Roberta Kolendowicza. Następca będzie miał mocne nazwisko?
Robert Kolendowicz nie dawał nadziei, że to on będzie właściwą osobą do posklejania tego wszystkiego?
- Krzesło trenera to najgorętsze miejsce w piłce nożnej, a średni czas pracy szkoleniowców wciąż się skraca. Mam ogromny szacunek do Roberta i wszystkich jego osiągnięć. Spędził w naszym klubie 15 lat, przechodząc drogę od koordynatora akademii, przez asystenta trenera, aż do roli pierwszego szkoleniowca. Od pierwszej chwili, gdy go poznałem, wiedziałem, że będę go wspierać, bo to bardzo inteligentny człowiek. Ale w pewnym momencie patrzysz na cały proces i zastanawiasz się, czy to działa. A mówiąc precyzyjniej - czy działa w sposób konsekwentny. Jeśli nie widać stałego postępu, trzeba podjąć decyzję. A w piłce nożnej trener zawsze jest pierwszy w kolejce. Uwierzcie, naprawdę bardzo wspierałem Roberta, starałem się, by jego relacje z Alexem i zarządem układały się jak najlepiej, ale ostatecznie musimy być klubem, który rozwija zawodników, rozsądnie zarządza finansami i potrafi prowadzić nas w stronę sukcesu.
W mediach pojawia się nazwisko Philippe'a Clementa. Bardzo duże jak na warunki Ekstraklasy. Rozmawiacie z nim?
(dłuższe zastanowienie) - Ten typ trenerów nigdy nie dostępny dla klubów jak Pogoń. Ale trochę się ostatnio zmienia. Klub zyskuje coraz większą rozpoznawalność. Alex - jako właściciel - jest już dobrze znany w Polsce, coraz mocniej też w Europie. Rośnie nasza reputacja. W tej chwili czymś w porządku dla nas jest wyjście naprzeciw kwestiom do tej pory niedostępnym i zobaczyć, co z tego wyjdzie. To nie znaczy, że zaraz zrobimy coś szalonego, ale czemu mielibyśmy nie próbować myśleć nieszablonowo? Znam Philippe'a, jego agentów, więc… czemu nie zainteresować się tym? Czy to znaczy, że trafi do Pogoni? Może nie. Ale co jest złego w rozmawianiu z takimi trenerami? Właśnie mamy na koncie przekonanie Benjamina i Sama, w przyszłości dojdą kolejni zawodnicy tego formatu. Dlatego nie chciałbym, byśmy byli krytykowani za próby sprowadzenia największych fachowców. Rozmyślamy o różnych nazwiskach, które - na całe szczęście - jeszcze nie wypłynęły, a jesteśmy z nimi w kontakcie. Decyzja, którą podejmiemy, będzie na pewno najlepszą, na jaką będzie nas stać.
Brzmi mocno.
- Bo stanowisko trenera jest absolutnie kluczowe. Chcielibyśmy, by było czymś w rodzaju oświadczenia (ang. statement - słowo, które lepiej oddaje charakter wypowiedzi Tana Keslera - przyp. red.). Mamy bardzo mocną szatnię i następny trener powinien wejść do niej i w naturalny sposób od razu mieć w niej respekt.
Na razie trenerem tymczasowym jest Tomasz Grzegorczyk. Tylko na mecz z Lechią, czy dłużej?
- Nie powiem, czy to na jeden mecz, czy na dwa. Tak czy inaczej, będzie miał w tym okresie nasze pełne wsparcie. Nie wykluczamy też wewnętrznej nominacji i rozważymy ją, gdy uznamy, że to właściwy kandydat. Na razie Tomasz jest trenerem tymczasowym, choć przyznam, że bardzo go lubię. Spędziłem z nim cenny czas podczas okresu przygotowawczego, a Alex również w niego wierzy. Mam nadzieję, że osiągnie dobre wyniki. Kto wie, może pewnego dnia wyzwaniem będzie przekonanie go, żeby został "przy tablicy?"
To na koniec spytam - jakie aktualnie są cele Pogoni na ten sezon?
- Rozumiem, że jestem właściwym adresatem takiego pytania, ale zdaję sobie też sprawę, jak dużo potrafią ważyć takie słowa. Oczywiście, że mamy swoje cele, że chcemy zrobić coś wyjątkowego.












