Psycholog sportu radzi, jak rozmawiać z młodym zawodnikiem
- Spójrzmy na przykład Barcelony. Przychodzi Hans Flick i zespół ma niemal ten sam, ale efekty zupełnie inne. To nie magia. To kwestia podejścia, zrozumienia i zbudowania grupy. Ciągła presja zabija efektywność. Sukcesy rodzą się z lekkości, nie ze spięcia. Wystarczy popatrzeć, jak gra Lamine Yamal - tłumaczy w rozmowie z Interią psycholog organizacji Dariusz Ambroziak, który pracuje w Instytucie Gaussa i jest współautorem m. in. książki "Pięć wymiarów człowieka".

Autora wywiadu Mateusza Paturaja oraz Dariusza Ambroziaka połączyło doświadczenie współpracy na linii trener - rodzic. Paturaj był trenerem syna Ambroziaka w trzech różnych klubach, co stworzyło wyjątkową okazję do głębszego poznania siebie i budowania wspólnej perspektywy. Liczne rozmowy, wspólne obserwacje oraz warsztaty psychologiczne prowadzone przez Ambroziaka zaowocowały refleksjami, którymi postanowili podzielić się z czytelnikami Interii. To spojrzenie na piłkę nożną dla rodziców - i nie tylko - z dwóch uzupełniających się punktów widzenia: trenera i psychologa.
Mateusz Paturaj: Co trenerzy powinni robić, by mieć komfort pracy z zawodnikami? Wszyscy deklarujemy, że w piłce młodzieżowej najważniejszy jest rozwój, a nie wynik. A jednak - na turnieju każdy chce wygrać. Trenerzy mają swoje ambicje i mogą - często nieświadomie - przenosić frustrację na zawodników lub ich rodziców.
Darek Ambroziak: - Zgadzam się, to bardzo ważny temat. Właśnie o tym pisaliśmy w naszej książce "Mała książeczka o współpracy". Piłka nożna to sport zespołowy, a wszelkie działania zespołowe wymagają określonego poziomu współpracy. Można mieć wyniki bez współpracy, ale pytanie: jak długo to potrwa i jakim kosztem? Dobra współpraca kosztuje mniej - psychicznie i organizacyjnie. Dlatego rozmowa o celach - zarówno z zawodnikami, jak i z rodzicami - to fundament. Pamiętasz nasze pierwsze warsztaty z drużyną? Padło wtedy pytanie: "Czy na pewno płyniemy w tę samą stronę?". To metafora, która świetnie obrazuje brak wspólnej wizji, czyli celu najbardziej ogólnego, na bazie którego budowaliśmy bardziej szczegółowe cele.
Pamiętam, że wprowadziło to wiele konsternacji wśród zawodników.
- Wyobraźmy sobie 11 kajaków na jeziorze i każdy płynie w inną stronę. Tak samo jest w drużynie. Jeśli nie rozmawiamy o celach, to nie wiemy, czego tak naprawdę chcemy - ani trenerzy, ani rodzice, ani sami zawodnicy. Niektórzy rodzice przyjeżdżają na mecze, bo kochają atmosferę. Dla nich to cel towarzyski. Inni - bo chcą, żeby dziecko zostało profesjonalnym piłkarzem. Każdy ma inne cele. I to jest w porządku. Ale warto o tym porozmawiać. Bo jeśli ich nie nazwiesz - łatwo o nieporozumienia i ukryte konflikty.
Trener powinien znać trzy rzeczy:
1. Cele zawodników - czy są zgodne z celami drużyny?
2. Postrzeganie drużyny - czy wszyscy mają podobną ocenę poziomu realizacji taktyki, organizacji gry, trudności przeciwników, jakości gry?
3. Wiedzę wzajemną - czy zawodnicy wiedzą, kto co potrafi najlepiej? Kto wytrzymuje presję? Kto potrafi zatrzymać grę, zmienić tempo, zareagować w kryzysie?
Bez tego nie da się stworzyć spójnego zespołu.
Jakie przełożenie na trening codzienny mają te wszystkie komponenty?
- Nie trzeba organizować wielkich zebrań. Wystarczy plan: dziś porozmawiamy o tym, jutro o tamtym. Kto co umie najlepiej? Jakie mamy mocne strony? Co robimy w sytuacjach trudnych? To buduje samoświadomość zespołu. I zmienia perspektywę - z "ja" na "my". Drużyna przestaje być sumą jednostek, a staje się strukturą. Ale to wymaga większych umiejętności od trenera. Bo jeśli trener widzi tylko ludzi, a nie drużynę jako system - to nie zauważy złożonych mechanizmów społecznych.
Jeśli trener widzi tylko ludzi, a nie drużynę jako system — to nie zauważy złożonych mechanizmów społecznych.
Spójrz na przykład Barcelony - przychodzi Hans Flick. Zespół niemal ten sam, ale efekty zupełnie inne. To nie magia. To kwestia podejścia, zrozumienia i zbudowania grupy.
Trudne zadanie, ale z perspektywy trenera często w zespole jest wiele niezgodności i antagonizmów. W jaki sposób nad tym zapanować i stworzyć monolit?
- Nie żyjemy w idealnym świecie, a równowaga jest zwykle chwilowa. To co możemy robić, to ograniczać wpływ czynników rozbijających drużynę i wzmacniać te, które ją budują. Rozmawiajmy po celach, postawach, dzielmy się wiedzą, wzajemną potrzebną do realizacji celów drużyny. To jest proces wymagający czasu.
Kilka lat temu w rozmowach z zawodnikami mówiłem wprost: "Musimy awansować". Z perspektywy czasu nie jestem pewien czy była to dobra postawa. Z jednej strony chciałem budować mentalność zwyciężania, a z drugiej mam pewne refleksje, że zaburzałem rozwój. Teraz podchodzę do tego spokojniej - wierzę w proces, skupiam się na rozmowach. Staram się budować bardziej "kumpelskie" relacje. Ufam zawodnikom i wiem, że zależy im na dobrzej grze i wygrywaniu. Kiedy widzę, że któryś ma gorszy dzień, po prostu odpuszczam i wracam do rozmowy w bardziej dogodnym momencie. Staram się podążać filozofią "mniej kontroli, więcej uważności". Czy taka postawa ma rację bytu?
- Ciągła presja zabija efektywność. Sukcesy rodzą się z lekkości, nie ze spięcia - wystarczy popatrzeć, jak gra Lamine Yamal z FC Barcelony... Cieszę się, że trener tak pracuje - to naprawdę widać. Motywowanie to nie tylko stawianie poprzeczki, może ważniejsze jest pokazywanie co zmieniać, a co już działa nieźle. Presja też jest potrzebna, ale w określonych momentach, a nie jako stały czynnik.
Obserwuję, że wielu utalentowanych chłopców przepada w wieku juniora młodszego i juniora starszego. Przecież to właśnie wtedy powinien nastąpić przełom. Zawodnicy, którzy wyróżniali się w swoich kategoriach wiekowych, często kończą z grą w piłkę. Na tym traci także nasze lokalne podwórko. Ci utalentowani gracze nie "zasilają" zespołów seniorskich. Patrząc na wyniki europejskie, niestety jesteśmy daleko za elitą. Tam większa liczba młodych graczy debiutuje w zespołach seniorskich na profesjonalnym poziomie. Czy kluczem jest środowisko, które daje spokój?
- Właśnie o to chodzi. Rodzice czy trenerzy powinni tworzyć spokojne, wspierające otoczenie. Bo silnie emocjonalna sytuacja wpływa na dziecko, niekoniecznie pozytywnie. Czasem niedoceniany jest ten "czynnik sytuacyjny" - a to on kształtuje zachowanie, budujmy zdrowe sytuacje.
Czy rodzic powinien przedstawiać swój punkt widzenia?
- To zależy, w jakiej roli się wypowiada? Jako rodzic czy jako ekspert? Jeśli jako ekspert - czy trener prosił o feedback? I co rodzic chce osiągnąć tą wypowiedzią? Pomóc, czy tylko się wyżalić? Najlepiej zadać sobie pytanie: Jaki jest cel tej rozmowy? Jeśli nie ma odpowiedzi, może lepiej jej w ogóle nie zaczynać. Ale jeśli rodzic zauważy coś ważnego - warto porozmawiać. Ludzie potrzebują przestrzeni na wyrażenie swoich spostrzeżeń, nawet jeśli nie zawsze są one trafne. Czasem trzeba dać tą przestrzeń, ale na określonych zasadach.
Ludzie potrzebują przestrzeni na wyrażenie swoich spostrzeżeń, nawet jeśli nie zawsze są one trafne. Czasem trzeba dać tą przestrzeń, ale na określonych zasadach
Wracając do relacji rodzic-zawodnik: mam wrażenie, że większość "rozmów" to monologi w aucie.
- Tak. I pytanie: komu one służą? Rodzicom - bo dają im złudzenie wpływu i kontroli. Ale czy dziecko słucha? Czy to coś zmienia? Wątpię. A czy rodzice zadają jakieś pytania swoim dzieciom? Znowu - wracamy do podstawy: jaki jest cel tej rozmowy? Dla kogo ona ma być pomocna? Jeśli tego nie wiemy - być może lepiej po prostu… pomilczeć.
Rozmawiał Mateusz Paturaj












