Partner merytoryczny: Eleven Sports

Deron Williams, czyli "Złota rączka" Utah Jazz

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij

Gdyby przed sezonem ktoś napisał, że po pierwszym miesiącu rozgrywek National Basketball Association drużyną z największą liczbą zwycięstw będzie ekipa Utah Jazz spotkałby sie tylko ze znaczącym pukaniem w głowę. Jazz?

/AFP

Jednym z głównych powodów dla których po pierwszych 11 meczach Jazzmani mają na koncie dziesięć zwycięstw (rekord w historii klubu) jest 22-letni rozgrywający Deron Williams. Miałem okazję rozmawiać z nim już wcześniej, kiedy był "tylko" wschodząca gwiazdą University of Illinois, wicemistrza USA z 2005 roku, więc teraz też nie było problemów?

Deron - masz gdzieś nagrane ostatnie cztery minuty meczu z Arizoną o wejście do czwórki najlepszych uniwersyteckich drużyn w USA? Powinieneś - ten mecz przeszedł już do historii amerykańskiej koszykówki uniwersyteckiej...

Deron Williams: Dysk z całym meczem stoi na półce. Każdego z tej ekipy traktuję jak brata. Dee (Brown) gra ze mną w Utah, Luther (Head) w Houston Rockets, James (Augustine) w Orlando, więc z pogaduszkami nie ma problemów. Takich meczów, takich emocji jak w tym z Wildcats nigdy się nie zapomina (Illinois przegrywało na cztery minuty przed końcem meczu różnicą 15 punktów, wygrywając spotkanie w dogrywce 90:89 - przyp. PG). Najważniejsze, że mogliśmy świętować przed własnymi kibicami.

Sceptycy mówili przed NBA Draft, że Williams ma wielki talent, ale jeden wielki problem - chce na parkiecie robić wszystko: rzucać za trzy, rozgrywać, zbierać piłki z tablicy. Patrząc na twoje statystyki widać, że trener Jerry Sloan chyba nie do końca wybił ci to z głowy. W jednym z ostatnich wywiadów powiedział nawet, że między innymi twoja gra sprawiła, że chce mu się nadal trenować...

Deron Williams: Był to dla mnie wielki komplement. Jak przyzwyczaiłem się do tego, że w NBA wszystko odbywa się trzy razy szybciej niż w lidze uniwersyteckiej, że ma się mniej czasu na rozgrywanie, to od razu wróciła mi pewność siebie. W pierwszych dwóch sezonach miałem problemy z liczbą straconych piłek, ale teraz wszyscy mnie chwalą, więc chyba się poprawiłem. Nigdy nie miałem natomiast kłopotów z kontrolowaniem tego, w jakim tempie toczy się gra, a mając w ekipie tak wszechstronnych graczy jak Andriej (Kirilenko), Carlos (Boozer) czy Mehmet (Okur) gra się znacznie łatwej niż gdybym musiał grać z koszykarzami przypisanymi do jednej pozycji. To chyba najsilniejsza strona Jazz - każdy z nas wiele potrafi, trudno nas sklasyfikować. Ale to dopiero listopad. Jak będziemy grali równie dobrze w lutym, to pochwały będzie przyjmować znacznie łatwiej. Jak nie złapią nas kontuzje, to będę o nas spokojny.

W poprzednich sezonach zdarzały się mecze, gdzie do sześciu asyst, dodawałeś 3-4 straty. W tym sezonie, w tej dla rozgrywającego najważniejszej z łączonych statystyk, przegrywasz tylko z aktualnym MVP ligi Steve Nashem, a jesteś lepszy od np. Jasona Kidda.

Deron Williams: Bo nie chce - jak było wcześniej - zrobić w jednej akcji wszystkiego na raz. Jak trafiłem do Jazz to chciałem pokazać trenerom moją wszechstronność, że jestem taka "Złota rączka", a zamiast tego zrobił się kocioł. Trener Weber (z University of Illinois - przyp. PG) chyba tysiące razy wbijał mi do głowy, żebym rozpoznawał podczas meczu momenty, które decydują o końcowym wyniku. Zawsze takie są - jedno podanie, jeden celny rzut czy przechwyt zmieniają obraz spotkania. To samo mówi każdego dnia trener Sloan. Nauczyłem się w końcu czytać grę na tyle, by wiedzieć, co mi wolno, a czego nie.

Twoja przeciętna statystyka po 11 meczach sezonu: 18 punktów, 9 asyst, prawie trzy zbiórki, dwa przechwyty, zespół przegrał tylko jedno spotkanie. Który z meczów uważasz za najlepszy? Już nie słyszysz opinii, że jesteś za mały (Williams ma 191 cm wzrostu - przyp. PG) na rozgrywającego w NBA?

Chyba dwa - ten z Milwaukee (27 pkt, 15 asyst, 5 przechwytów) i Bostonem (26 pkt, 14 asyst), bo na wyjazdach gra się znacznie trudniej, a na naszej sali z Phoenix (25 pkt, 14 asyst). Żałuję, ze tak słabo zagrałem w tym jedynym przegranym przez nas meczu z New Jersey. Może dlatego, że Kidd był zawsze moim idolem? Wzrost ma przeszkadzać? To co ma powiedzieć Steve Nash? Zresztą ja grałem w futbol amerykański, mam "zdrowe" 93 kilogramy i jestem po prostu silniejszy od wielu takich, którzy mają po 10 centymetrów więcej. Zapytaj się naszych wielkoludów jak przepycham się z nimi na treningach. I jak często wygrywam...

Rozmawiał: Przemek Garczarczyk

INTERIA.PL

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz na stronie błąd?Napisz do nas
Dołącz do nas na:
instagram
  • Polecane
  • Dziś w Interii
  • Rekomendacje