Drugi dzień lekkoatletycznych zmagań na Stade de France obfitował w niebywałe emocje. Złoto na dystansie 100 metrów wśród pań przypadło w udziale zawodniczce z wyspy Saint Lucia na Karaibach. W deszczowej scenerii Julien Alfred wpadła na metę z czasem 10.72 s, bijąc należący do niej rekord kraju. Na malutkiej wysepce mieszka ok. 180 tys. ludzi. To dwanaście razy mniej niż liczy sobie populacja Paryża. Triumf Alfred był dla jej rodaków wielkim wydarzeniem. Nowa królowa sprintu, wcześniej "zabrała" złoto Swobodzie. Przepaść na mecie Szaleństwo na karaibskiej wysepce. Ewa Swoboda patrzyła na wszystko z boku W sieci pojawiły się filmy pokazujące niesamowitą radość mieszkańców wyspy. 23-letnia sprinterka była wymieniana w gronie kandydatek do podium. Ale złoty medal należy traktować w kategoriach niespodzianki. Polscy kibice liczyli na udział w finale Ewy Swobody. Polka przeżyła jednak w stolicy Francji ogromne rozczarowanie. Skalsyfikowana została ostatecznie na 9. lokacie. Do awansu zabrakło jej ledwie 0,01 s. W rozmowie z TVP Sport Swoboda z trudem powstrzymywała łzy. Zapowiedziała, że... za cztery lata na pewno pobiegnie w olimpijskim finale. - Czułam, że może być dużo lepiej, ale jestem 9. na igrzyskach. Znowu zabrakło niewiele. Za cztery lata będzie dużo lepiej, na pewno będzie finał. Dobrze wyszłam z bloku, ale bardzo mocno wiało i po prostu tego nie utrzymałam. Bardzo duży stres jest w tych półfinałach - oznajmiła Swoboda. - Mimo wszystko jestem zadowolona. Cieszę się, że mogłam się tu sprawdzić. Nigdy nie biegałam przy takiej liczbie ludzi na stadionie, jak jest taki gwar, szum. Dotrenuję do tego LA, obiecałam to Klaudii Wojtunik, że razem pojedziemy na igrzyska - dodała, tłumiąc szloch.