W okresie przygotowawczym w tym sezonie postawił przede wszystkim na zdrowie i się opłaciło. Wprawdzie boli go bark, ale poważniejszej kontuzji nie miał. - Dzisiaj jednak jest najgorszy dzień, jeśli chodzi o samopoczucie w roku. Wszystko mnie boli. To pewnie kwestia wysiłku, długiej nocy i małej ilości snu. Od stycznia mam też problemy z barkiem. Na tyle sobie z nim poradziłem, że nie przeszkadza mi to rzucać poza granicę 80 metrów. Po sezonie zrobię dokładne badania i zobaczymy, co tam się dzieje. W ostatnich latach tych problemów było jednak sporo więcej - przyznał. Za złoty medal mistrzostw świata otrzyma z IAAF czek w wysokości 60 tys. dolarów, ale nie ma specjalnych życzeń. - To, co jest mi potrzebne do spokojnego życia w Polsce, posiadam. Nie mam wysokich wymagań. Miejmy nadzieję, że teraz będę mógł odkładać na przyszłość. W sporcie różnie bywa. Raz wygrywamy, a innym nie stoimy na podium i wtedy zaczynają się problemy - zaznaczył. To drugi z rzędu medal wywalczony przez Fajdka. Jego dominacja w tym sezonie była wielka. Jako jedyny przekroczył granicę 80 m, poprawił rekord Polski - 83,93. - Rola faworyta ma to do siebie, że nie zawsze wytrzymuje się presję. Ciężko sobie z tym wszystkim poradzić. Dlatego skupiłem się na sobie i w stu procentach oddałem się konkursowi. Po czwartej kolejce się rozluźniłem. Uczestniczyłem czynnie w konkursie, spoglądałem na Wojtka Nowickiego i wiedziałem, że 80 m wystarczy, by obronić tytuł - powiedział zawodnik Agrosu Zamość. Dwa lata temu Fajdek został najmłodszym mistrzem świata w historii rzutu młotem. Rywali na razie mu nie przebywa, a nowych twarzy w tej konkurencji nie widać. - Jestem najmłodszym zawodnikiem z całej czołówki. Co roku przeciwnicy są starsi i leczenie najdrobniejszej kontuzji zajmuje coraz więcej czasu. Dlatego właśnie postawiłem na zdrowie. Dalej będę się tego trzymać, żeby przede wszystkim sobie nie zaszkodzić. Wydaje mi się, że do igrzysk w Rio poziom nie powinien się jakoś drastycznie zmienić, a jeśli ja utrzymam swoją dyspozycję na poziomie 82-83 metrów, to medal nie powinien być problemem - ocenił. Przygodę podopieczny Czesława Cybulskiego miał po dekoracji, która odbyła się tuż po konkursie. - W momencie jak opuszczałem stadion, zostałem osaczony przez Chińczyków. Złapali mnie za ręce, jeden za nogę. Byłem w szoku. Powiedzieli, że jak nie zrobię sobie z nimi zdjęcia, to mnie nie puszczą. Wymachiwali telefonami. To było straszne. Nie wiedziałem, co mogę się po nich spodziewać. Zwłaszcza że jeden chłopak, który trzymał mnie za rękę ważył jakieś 160 kg - opowiadał. Przed igrzyskami w Rio de Janeiro obawia się jednej rzeczy - powrotu do formy Węgra Krisztiana Parsa, który był w Pekinie czwarty i czuł spory niedosyt. Ponadto musiał walczyć z kontuzją pleców. - Wydaje mi się, że zmotywuje się do tego, by w przyszłym roku być bardzo mocnym. Tak samo było z Tomkiem Majewskim przed londyńską olimpiadą, kiedy rok wcześniej w Daegu w MŚ nie dostał się do finału. Wiemy wszyscy jak tacy mistrzowie potrafią sobie to przełożyć. Miejmy nadzieję, że zachowam zdrowie i niesiony sukcesami ostatnich lat, dalej będę dążyć do swojego celu, jakim jest złoto olimpijskie - podkreślił. Fajdek wiele zawdzięcza Cybulskiemu, który przechodzi rehabilitację po niefortunnym wypadku na treningu. Mimo że mają całkowicie różne charaktery i dochodzi między nimi do scysji, łączy ich wspólny cel - przyszłoroczne igrzyska. - Mam nadzieję, że teraz po tym medalu w końcu trener zrozumie, że dorosłem do tego, by daleko rzucać. Uwierzy i teraz będziemy się tylko cieszyć dobrą współpracą. To jest podobnie jak z rodzicami. Dzieci dorastają, a rodzice nadal traktują je jak niemowlaczki. Trener cały czas traktuje mnie jak młodego zawodnika i stara się dowodzić. To jest normalne, ale zawodnik musi to mądrze wykorzystać - porównał. Na najniższym stopniu podium stanął Wojciech Nowicki, debiutant w tak wielkiej imprezie. Fajdek, mimo że jest w tym samym wieku, jest już znacznie bardziej doświadczony, dlatego radzi koledze: - Nie odpuszczać, nie stać w miejscu, nie być dłużnym nikomu i skupiać się wyłącznie na sobie. To jest bardzo ważna rzecz, jaką trzeba zachować, by być najlepszym. To sport indywidualny i często jest tak, że jak jest się dużym samolubem i skupia się tylko na sobie, to osiąga się sukcesy. Ja też jestem strasznym egoistą, jeśli chodzi o sport. Może nie zawsze wykonuję to, co powinienem, ale moja ambicja i zawziętość prowadzą mnie do tego, by te braki nadrobić. Najważniejsze zatem, by znaleźć w sobie sportowego egoistę - tłumaczył. Odkąd sam zaczął bawić się w sport, wiele się w Polsce zmieniło. Warunki do treningu są znacznie lepsze, nie ma problemów ze sprzętem. - Warunki nie mają znaczenia. Chodzi o ludzi i klimat. Jeżeli jest osoba, która potrafi zainteresować młodzież, poprowadzić ją z głową i nie ciśnie na wyniki w wieku juniorskim, daje czas, robi to z pasją i nie dla pieniędzy to są na sukces bardzo dobre szanse. Warunki jakie mamy w tym momencie w Polsce są o kilkaset procent lepsze. Ja zaczynałem od wylewania z trenerką Jolantą Kumor koła na łące. Teraz jest wszystko dostępne, tylko młodzież jest chorowita. Bo jak już ktoś jest zdrowy i nadaje się do sportu, to niewiele ma w głowie. Ciężko z takimi ludźmi pracować. Na sukcesy w młocie trzeba czekać minimum 10 lat i to jest kawał życia - powiedział. Kiedy wywalczymy kolejny medal? Sprawdź w terminarzu MŚ w Lekkoatletyce Fajdek sam nie chciałby zostać trenerem. - Nie wydaje mi się, żebym po 40-stce, kiedy będę po karierze, chciał spędzać resztę życia na obozach - dodał. Gdyby nie był sportowcem... "miałbym albo firmę budowlaną, albo bym został hydraulikiem. Bardzo przyjemna robota, bezproblemowa i do końca życia". W maju Fajdek został ojcem córki i od tego momentu wiele się w jego życiu zmieniło. - Nie jest to łatwe, by wszystko pogodzić i dodatkowo nie zawsze mogę być na miejscu w trudnych chwilach. Nie zawsze też mogę wspierać drugą osobę, często się tęskni. Na pewno pomaga, jeśli chodzi o wyniki. Człowiek staje się bardziej odpowiedzialny, rzetelny, docenia pewne rzeczy i tak naprawdę chyba jestem trochę lepszą osobą. Jestem spokojniejszy, stałem się domatorem i przekłada się to na zdrowie - przyznał. Na pytanie, co jest ważne, by osiągnąć sukces w rzucie młotem odpowiedział: - Liczą się warunki fizyczne, podejście do treningu, głowa. Długa, ciężka, mozolna praca. Trzeba mieć też predyspozycje. Bardzo pożądany jest środek ciężkości, czyli pupa położona jak najniżej. A do tego szybkie nogi. Resztę da się zrobić. Fajdek i Nowicki wracają do Polski 28 sierpnia. "Biało-czerwona" ekipa wywalczyła dotychczas cztery medale. We wtorek dwa brązowe zdobyli tyczkarze - Piotr Lisek (OSOT Szczecin) i Paweł Wojciechowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz). Mistrzostwa świata potrwają do 30 sierpnia. Z Pekinu - Marta Pietrewicz