Na wstępie rozmowy mjr Jacek Michałowski doprecyzował, że należy mówić o doprowadzeniu do pomieszczeń służbowych celem wyjaśnienia sytuacji, a nie utrzymywać narracji o zatrzymaniu. - To jest zupełnie inny przepis i inna procedura - powiedział dziennikarzowi Interii. W publicznym przekazie rzecznik prasowy SG nie posiłkuje się nazwiskami obu mężczyzn, dodając także od razu, że oficjalnie nie może potwierdzić personaliów. Ołeksandr Usyk w kajdankach. Rzecznik Straży Granicznej przedstawia przebieg zdarzeń Co więc było przyczyną takiej, a nie innej interwencji ze strony jednostki, odpowiedzialnej między innymi za ochronę ruchu granicznego, o której wczoraj wieczorem usłyszał cały świat? - Wyglądało to w ten sposób, że obaj mężczyźni zostali przez przewoźnika wycofani z lotu do Salonik. W tym momencie, jak zostali wycofani, utracili status pasażera. Jednak nie chcieli opuścić gate'u, na wezwania Służby Ochrony Lotniska też nie reagowali. Wtedy otwierana jest taka procedura, że do pomocy wzywany jest zespół interwencji specjalnych z placówki w Krakowie-Balicach - relacjonuje wydarzenia mjr Michałowski. - Nasi funkcjonariusze podeszli do nich i ze względu na to, że troszkę byli pobudzeni tym faktem, że nie odlecieli, wytłumaczyli im, że jeśli nie zastosują się do obowiązujących procedur, użyje się środków przymusu bezpośredniego. Jedna osoba została skuta, ale tylko ze względów prewencyjnych. Po prostu ze względu na wielkość i wspomniane pobudzenie - zaznaczył rzecznik formacji. Ciąg dalszy, według relacji naszego rozmówcy, miał miejsce w pomieszczeniach służbowych. "Nie doszło do rękoczynów, ani żadnego kontaktu fizycznego" To, co istotne dla całej sprawy, to postawa mistrza świata i jego kompana, o której mówi mjr Michałowski. - Broń Boże nie doszło do rękoczynów, nie było żadnych odpychań, ani kontaktu fizycznego z funkcjonariuszami. Przebieg zdarzenia miał charakter typowo prewencyjny, tylko w celu jak gdyby załagodzenia tej sprawy. Dodam, że od razu w pomieszczeniu został on rozkuty z kajdanek, przeprowadzono z nimi rozmowy i cała sprawa zakończyła się, jak już wspomniałem, pouczeniem bez mandatu. Mandaty niekiedy są, ale to już w sytuacji, gdy ktoś jest bardzo agresywny. Rzecznik prasowy przekazał, że nie może wyjść poza swoje kompetencje. Wobec czego nie przekazał, jaki był powód, że obaj mężczyźni zostali wycofani z lotu do Salonik. Przyznał, że w takich sytuacjach pojawia się badanie alkomatem, ale za to - jak zaznaczył - jest odpowiedzialna Służba Ochrony Lotniska. Gorąco po walce Tomasza Adamka. "To nie miało prawa się wydarzyć". Raubo demaskuje "Górala" Z pytaniem o to, czy zostało przeprowadzone badanie alkomatem mężczyzn, zwróciłem się zatem do Służby Ochrony Lotniska, gdzie poinstruowano mnie, by o takie sprawy pytać rzecznika prasowego Kraków Airport, który chciał mnie odesłać do... Straży Granicznej. Jako że wyniknął dwugłos, pani rzecznik Natalia Vince zobowiązała się, że skontaktuje się z SG i wróci do mnie z informacją. Ostatecznie pani rzecznik Kraków Airport wróciła z następującą wiadomością: - Osoba, która brała udział w zdarzeniu, nie upoważniła nas do przekazywania takich informacji - odparła. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że takiemu badaniu został poddany tylko towarzysz Usyka, ale na razie nie ustaliliśmy, jaki był wynik tego badania. Pani rzecznik przekazała natomiast inną wiadomość, wynikającą z analizy wydarzeń. - Osoba towarzysząca temu panu nie została dopuszczona do lotu, tak wynika z naszej informacji. On zdecydował, że zostaje razem z tą osobą, a SOL zgodnie z procedurą zawiadomił Straż Graniczną, która już później przeprowadzała wszelkie czynności - usłyszałem od Natalii Vince. Ołeksandr Usyk już w Polsce, wielki hit faktem. Ukrainiec "bije pulchnego" Fury'ego, lecą mocne ciosy Jak długo trwały czynności? - Zostali wypuszczeni bodajże po godzinie 22. Tam była też taka kwestia, iż zgłaszali, że nie rozumieją po polsku i po angielsku. W rezultacie przybyła osoba, która tłumaczyła - zaznaczył rzecznik Michałowski, zasłaniając się także ochroną personaliów, gdy zapytałem, czy od początku funkcjonariuszom towarzyszyła świadomość, że mają do czynienia z najlepszym pięściarzem świata królewskiej dywizji i czołowym bez podziału na kategorie wagowe. Sprawa przybrała ten rozmiar, że zaangażował się w nią także prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, nie tylko publicznie zabierając głos, ale także uruchamiając konkretnych ministrów, którzy mieli szybko pomóc w wyjaśnieniu sprawy. - Co odbywało się między ministrami, tutaj wiedzy nie mam. W każdym razie na placówce był pan konsul Ukrainy i to właśnie pan konsul ich odebrał - zakończył mjr Michałowski. Artur Gac