Artur Gac, Interia: Niektórzy wietrzyli sensację w walce Tomasza Adamka z Kasjuszem Życińskim. Zbigniew Raubo, trener boksu: - Tak, tak, "eksperty"... Gdzie Kasjo ze swoimi problemami do Adamka? Pana okiem co wydarzyło się w klatce na PGE Narodowym? - Po pierwsze, to nie miało prawa się wydarzyć. Do walki nie miało prawa dojść? - Tak. Ja nie mam nic do Kasjusza, ale wielki mistrz Tomek, który ringiem rozsławiał Polskę, teraz wylądował w klatce. Wiem, że finanse mają duże znaczenie, Tomek dostał dużą gażę, ale to nie powinno się wydarzyć. Tak wielki mistrz powinien mieć szacunek do osiągnięć sportowych i trenerów, którzy uczyli go boksu, a nie robić z siebie małpę. Bo to tak wygląda. Trochę to smutne, ale niestety finanse przewyższają zdrowy rozsądek, lecz nikt mu tego nie zabroni. Tym bardziej, że to są uczciwie i legalnie zarobione pieniądze. Jest taka granica, przy której Tomek będzie zdolny się zatrzymać, czy dopóki będzie miał oferty na poziomie miliona złotych, nie przestanie? - No kto to odrzuci? Panie Arturze, kto to odrzuci?! Daj mi jednego sportowca, który za nic odrzuci milion złotych. Dariusz Michalczewski. - Nie, nie, nie. Mówmy o "oszołomach". W tę kategorię nie będę wchodził. Ale żeby daleko nie szukać, ze znakomitą gażą pożegnał się Krzysztof "Diablo" Włodarczyk. - Tam jest drugie dno. Tam jest drugie dno, ale nie chcę ruszać tematu. W tym drugim dnie może chodzić o nazwisko...? - ...ogólnie jest fajna pogoda, wie pan? Dzisiaj jest słońce i nie będzie padało. A co pan jadł na śniadanie? Ja nie pamiętam co jadłem na obiad, a pan mnie o śniadanie pyta. - (śmiech) Nic nie wiem. To są tylko moje przypuszczenia, ale nie mam pewności, więc nie będę się nimi dzielił. Ale drugie dno jest? - Na sto procent, coś mi tu nie pasuje. Zresztą Krzysiek ma ważny bokserski kontrakt z Andrzejem Wasilewskim. I koniec. Ja mam wątpliwości. Kontrakt na pewno nie wygasł? - Gdyby go nie było, Andrzej nie starałby się robić mu walk bokserskich. A wracając do Krzyśka, nie odrzuca się bez powodu iluś tam set tysięcy złotych. To wróćmy do Darka Michalczewskiego. - Darek głośno i wyraźnie powiedział, że ma pieniądze i się szanuje. Jeżeli miałaby być walka z Royem Jonesem jr, to w charakterze charytatywnym, a pieniądze zostałyby rozdysponowane. Bo Darek nie musi. Darek naprawdę nie musi. Ale Tomek chyba też nie musi. Nie mam żadnych wątpliwości, że finansowo jest ustawiony. - Panie Arturze, to jest milion złotych. No przecież to jest kawał szmalu, na wielu zawsze będzie robił wrażenie. I znów wracamy do "Tygrysa". - Darek powiedział, że musiałoby być 10 milionów dolarów. Czyli nie schyli się po jeden, dwa, trzy, pięć milionów... - Darek po żadne się nie schyli. Darek pomoże finansowo i charytatywnie, nie mylmy pojęć. On w ogóle nie brałby tego do swojej kieszeni. Zatem z Tomkiem różnią się diametralnie? - Oj tak. A widzi pan taką "metę", przy której Tomek uzna, że to już o dwa mosty za daleko? - Wszystko się zgadza, ale jeśli Tomek lubi się bawić tym boksem, a w takich walkach krzywda mu się nie dzieje, to jaki problem? Pobawi się z "ogórkami", a jeszcze na tym zarabia, więc dlaczego ma tego nie robić? Czy to jest tak do końca poniżanie się? Pana zdaniem Tomek ma świadomość, że swoim nazwiskiem i dorobkiem sportowym legitymizuje widowiska freak-fightowe? - Odpowiem tak: Tomek lubi pieniądze i bawi się za grube miliony. A w ogóle śledzi pan te gale? - Nie, nie oglądam. To nie to, że brzydzi mnie ta rozrywka, ile nie do końca jestem ciekawy, co oni tam robią. Młoda publiczność będzie znała "Górala" przez pryzmat wielkim sukcesów w boksie? - Nie, kompletnie. Teraz będą go pamiętali z walki z Kasjuszem. I to jest cena tych milionów. Młodzież dowiedziała się, że jest ktoś, kto jest lepszy od Kasjo. "To jest ten, kto wygrał z Kasjo". Miał pan z Tomkiem w ostatnim czasie rozmowę w cztery oczy? - Nie, absolutnie. A co by mu pan powiedział, jakbyście się spotkali? - Jego sprawa, co on robi. W swoim stylu, wyraźnie i bezkompromisowo, wyraziłby pan swoją optykę? - Przemilczę. Ciągle powtarzam: to na końcu są jednak "grube" miliony. I nikt nie ma prawa zabronić mu podnieść tych pieniędzy, które mu wkładają do kieszeni. Artur Gac, Interia