PGE GKS Bełchatów - Lech Poznań 1-2
Po pucharowej kompromitacji w Stargardzie Lech wrócił na właściwe tory i w lidze pokonał na wyjeździe GKS Bełchatów 2-1. Dzięki trzeciej w tym sezonie wygranej na wyjeździe "Kolejorz" na 2,5 godziny został liderem Ekstraklasy.
Trener Lecha Maciej Skorża mówił, że jeśli jego piłkarze chcą pokazać właściwą reakcję po blamażu z drugoligowcem, muszą to zrobić na boisku - właśnie w Bełchatowie oraz w czwartkowym rewanżu z Błękitnymi. Pierwsza część została spełniona - Lech przez większość czasu dominował nad rywalem i wygrał raczej zasłużenie.
Skład Lecha nieco różnił się od tego z pucharowego spotkania - do bramki wrócił Maciej Gostomski (Jasmin Burić w ogóle nie pojechał do Bełchatowa), do pomocy Kasper Hamalainen i Muhamed Keita. Po kontuzji Karola Linettego Skorża zdecydował się na wariant z młodym Jakubem Serafinem w roli defensywnego pomocnika. To była dobra decyzja, bo Serafin mocno przyczynił się do tego, że Lech uzyskał wyraźną przewagę w środkowej strefie. GKS chciał co prawda ograniczyć możliwości szybkiego rozgrywania akcji rywali poprzez wysoki pressing, ale już po kilkunastu minutach trener Marek Zub zrezygnował z tego pomysłu. Inaczej wybija się z rytmu drużynę grającą na dziurawej murawie w Stargardzie, a inaczej na równej płycie w Bełchatowie. Bardzo dobry stan boiska nie był bowiem atutem gospodarzy.
Lech powinien był objąć prowadzenie w 18. minucie, gdy głową piłkę uderzył Paulus Arajuuri. Futbolówka skozłowała przed bramką, leciała do siatki, ale jednak końcami palców zdołał ją wybić Emilijus Zubas. Powrót Litwina do bramki, w miejsce Dariusza Treli, był jedną z nielicznych nowości w składzie GKS po przejęciu tego zespołu przez Marka Zuba. Nowy szkoleniowiec wyznaczył też nowego kapitana - opaskę przejął Błażej Telichowski, kiedyś zdobywca Pucharu Polski z... Lechem.
GKS w ataku prawie nie istniał. Wyróżnić można jedną akcję Michała Maka z 12. minuty, po której Łukasz Trałka zablokował strzał Arkadiusza Piecha. Poznaniacy szans mieli więcej, a w 26. minucie objęli zasłużone prowadzenie. Hamalainen sprytnie zastawił tuż za polem karnym Pawła Baranowskiego, przejął piłkę zagraną przez Marcina Kamińskiego i podał ją przed bramkę do Muhameda Keity. Norweg bez trudu szansę wykorzystał - obok niego byli bowiem dwaj koledzy z drużyny i... żadnego rywala.
Wtedy boisko było jeszcze zielone, kilka minut później zrobiło się białe. Sędzia nakazał wymianę piłkę na czerwoną, ale śliska murawa utrudniała grę piłkarzom. Bełchatowianie mieli spore problemy z trafianiem w bramkę - w pierwszej połowie nie udało im się to ani razu. Trener Zub postanowił więc zaryzykować i po przerwie posłał do boju drugiego napastnika - Bartosza Ślusarskiego. Co ciekawe, na początku spotkania nazwisko tego gracza długo skandowali sympatycy... Lecha. "Ślusarz" jest bowiem przez nich szanowany za przywiązanie do tego klubu. W sobotę nie oddał nawet strzału.
Niestety, topniejący śnieg miał niekorzystny wpływ na grę obu zespołów. Piłka uciekała raz jednym, raz drugim, za dużo było chaosu. W pierwszym kwadransie Lechowi udało się przeprowadzić dwa bardzo ładne ataki, po których gole mógł zdobyć Hamalainen. Poznaniacy znów jednak, zamiast pójść za ciosem, okopali się przed swoim polem karnym i zaczęli czekać na rywali. GKS zaczął zyskiwać przewagę na skrzydłach, aż wreszcie w 72. minucie dopiął swego. Arkadiusz Piech zbiegł z lewej strony do środka i dość zaskakująco uderzył z kilkunastu metrów. Gostomski zdołał odbić piłkę w bok, ale prosto pod nogi rezerwowego Łukasza Wrońskiego. Odpowiedzialny za pilnowanie skrzydłowego gospodarzy Barry Douglas tylko się przyglądał, jak rywal trafia do pustej bramki.
Szkot popełniał banalne błędy w obronie, ale w ataku zrehabilitował się już dwie minuty później. Z rzutu wolnego spod bocznej linii boiska idealnie dośrodkował na głowę Arajuuriego. Tym razem Fin uderzył tak, że Zubas nie miał szans na drugą znakomitą interwencję przy jego strzale. Mecz się wyraźnie rozkręcił. Po strzale Damiana Zbozienia Gostomski omal nie wbił piłki do swojej bramki. Z drugiej strony boiska Zubas w znakomity sposób obronił bombę z woleja Dariusza Formelli. Wynik się jednak nie zmienił, choć dwóch napastników GKS - Piecha i Ślusarskiego - wspomagał nawet stoper Telichowski. To jednak poznaniacy po kontratakach byli bliżej podwyższenia wyniku.
PGE GKS Bełchatów - Lech Poznań 1-2. Galeria
Po meczu powiedzieli:
Marek Zub (trener PGE GKS Bełchatów): "Bardzo żałujemy, że przegraliśmy ten mecz. Było to spotkanie z tych, w których może się wydarzyć wszystko. Patrząc na wynik można powiedzieć, że efekt "nowej miotły" nie zadziałał. Dostrzegam jednak symptomy tego, co w najbliższej przyszłości jest istotne dla tej drużyny. Postawa zawodników, atmosfera w szatni i pełne zaangażowanie na treningach to tylko podstawowe elementy, na których opieram optymizm na przyszłość. W ostatnich dniach rozmawiałem indywidualnie ze wszystkimi zawodnikami, przyglądałem się też, jak funkcjonuje ta grupa na treningach. Po tych rozmowach i obserwacjach zdecydowałem, że nowym kapitanem zespołu będzie Błażej Telichowski. Nie oznacza to jednak, że mam jakieś zastrzeżenia do Pawła Baranowskiego. Po prostu uznałem, że Błażej lepiej się nadaje do tej funkcji. Paweł przyjął to ze zrozumieniem i reszta drużyny też. Musimy teraz jak najszybciej zapomnieć o tym, że był to kolejny mecz bez zwycięstwa i jak najlepiej przygotować się do następnego pojedynku. Jestem przekonany, że będziemy po nim w dużo lepszych nastrojach".
Autor: Andrzej Grupa
GKS Bełchatów - Lech Poznań 1-2 (0-1)
Bramki: 0-1 Hamalainen 26., 1-1 Wroński 72., 1-2 Arajuuri 74.
GKS: Zubas - Zbozień, Telichowski, Baranowski, Mójta ŻK - Małkowski ŻK, Baran (83. Witasik), Komołow (68. Wroński), Wacławczyk (46. Ślusarski), Michał Mak - Piech.
Lech: Gostomski - Kędziora, Kamiński, Arajuuri, Douglas ŻK - Formella (89. Zulciak), Trałka ŻK, Serafin (84. Kadar), Hamalainen, Keita (75. Pawłowski) - Sadajew.
Sędziował: Marcin Borski