Mecz w tygodniu o stawkę to dla piłkarzy Realu Madryt najlepsze, co w tych dniach mogło im się przydarzyć. Potrzebowali jak najszybszej okazji do choćby częściowej rehabilitacji za niedzielny pogrom w finale Superpucharu Hiszpanii. Porażka z Barceloną 2:5 będzie boleć długimi tygodniami. W boju o ćwierćfinał Pucharu Króla ekipa ze stolicy była zdecydowanym faworytem. Celta Vigo ostatni raz nie przegrała z "Los Blancos" przed pięcioma laty. Ligowe starcie w tym sezonie zakończyło się jej domową porażką 1:2. Szczęsny zawieszony, ale czemu nie grał Lewandowski? Flick "palnął" ws. nieobecności Polaka Siedem goli na Bernabeu. Real melduje się w ćwierćfinale Copa del Rey Tymczasem już w piątej minucie po uderzeniu głową Carla Starfelta piłka trafiła w poprzeczkę bramki Realu. Gospodarze próbowali odpowiedzieć, ale dobrze zorganizowana defensywa gości nie pozwalała na wiele. Kilka prób z dystansu nie zrobiło golkiperowi Celty krzywdy. "Królewscy" dopięli swego dopiero w 37. minucie, tyle że w nader kontrowersyjnych okolicznościach. Kiedy wydawało się, że lada moment arbiter podyktuje rzut karny dla ekipy z Vigo (faulował Andrij Łunin), z szybkim atakiem wyszli mistrzowie Hiszpanii. Przez kilkadziesiąt metrów z piłką pognał Kylian Mbappe i wykończył akcję skutecznym strzałem na 1:0. Wydawało się, że losy spotkania rozstrzygnęły się w zasadzie niespełna trzy minuty po przerwie. Brahim Diaz uruchomił wtedy Viniciusa Juniora, ten znalazł się sam na sam z Ivanem Villarem i nie zawiódł. Dwubramkowa strata na takim obiekcie mogła skutecznie podłamać mental rywali. Drużyna Carlo Ancelottiego stwarzała sobie okazje do podwyższenia prowadzenia, ale w decydującym momencie brakowało precyzji. A kiedy do siatki trafił wreszcie Arda Guler, sędzia bramki nie uznał. Analiza VAR wykazała ofsajd. Kilka minut później bramkarza Realu pokonał Jonathan Bamba i zrobiło się w madryckim zespole nerwowo. Fatalnie zachował się Eduardo Camavinga, który zgubił futbolówkę w niegroźnej sytuacji. Koszmar madryckiej publiczności ziścił się jednak dopiero w doliczonym czasie gry. Była już 90+1. minuta, gdy z rzutu karnego wyrównał Marcos Alonso. Arbiter wskazał na "wapno" po faulu Raula Asencio, karząc go dodatkowo żółtą kartką. Remis oznaczał dodatkowe pół godziny gry. W pierwszej części dogrywki gości ratował słupek po uderzeniu barkiem Antonio Ruedigiera. Ten sam zawodnik zagrywał ręką we własnym polu karnym, ale chwilę potem rozjemca zasygnalizował ofsajd. Decydujący ciosy padły w ostatnich kilkunastu minutach. Pierwszoplanową rolę we wszystkich bramkowych akcjach odegrał 18-letni Endrick. Brazylijczyk najpierw sam pokonał Villara, potem idealnie wyłożył piłkę Federico Valverde i na koniec ustalił rezultat konfrontacji na 5:2. W grze o Puchar Króla pozostają piłkarze z Bernabeu, ale o tym zwycięstwie - inaczej niż o minionej niedzieli - nikt będzie chciał pamiętać długo.