Komentarz: Drużyna Włókniarza, to bez cienia wątpliwości największe negatywne zaskoczenie tegorocznego sezonu w PGE Ekstralidze. Gdyby ktoś przed startem rozgrywek, już po zapoznaniu się ze składami obstawił u bukmachera niezłą kasę na to, że ekipa z Częstochowy nie awansuje do play-off mógłby teraz pławić się w luksusie. Miała być pierwsza czwórka na wielkim luzie, a skończyło się piątym miejscu, po którym pod Jasną Górą zapanowała niemalże żałoba narodowa. Do przebudowy zespołu jednak nie dojdzie. Włókniarz poszedł pod prąd zasadzie, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Zespół w tym samym kształcie dostanie szansę do poprawki i naprawienia tego, co zepsuł w niedawno zakończonych rozgrywkach. Jedyną roszadą będzie ta na stanowisku menedżera. Głową za słabe wyniki częstochowian zapłacił menedżer Piotr Świderski. Zastąpi go Lech Kędziora, który wraca do Włókniarza po pięciu latach tułaczki. PLUSY: Ślepa wiara w Worynę popłaciła. W wyjątkiem kilku przebłysków przez ponad pół sezonu wybitnie mu nie szło. Kibice i eksperci tracili powoli do niego cierpliwość domagając się odsunięcia zawodnika od składu, albo chociaż zastępowania go znakomicie spisującymi się juniorami, których Włókniarz miał w nadwyżce. Trener Świderski był jednak konsekwentny, stawiał na Worynę mimo, że ten gasił po treningach światło jako ostatni, a efektów i tak długo nie było widać. Zawodnik, który po raz pierwszy w karierze odszedł przed sezonem z macierzystego ROW-u Rybnik odpalił wreszcie w końcówce odwdzięczając się trenerowi za zaufanie. Komplet punktów w ostatniej kolejce udowodnił, że Worynie nie jest obce powiedzenie byłego premiera Leszka Millera - nie ważne jak zaczyna, ale ważne jak kończysz. Juniorzy jak seniorzy. Tej formacji zazdrościła Włókniarzowi cała PGE Ekstraliga. Jakub Miśkowiak i Mateusz Świdnicki potrafili wygrywać z seniorami, a to olbrzymia wartość dodana dla całej drużyny. Wiedzą coś o tym w Fogo Unii Leszno, która dzięki Kuberze i Smektale na juniorce zdobywała seryjnie DMP. Przepisu na sukces jednak nie ma i Częstochowa jest tego świetnym przykładem. To paradoks i duża sztuka, że z najlepszym duetem młodzieżowców Włókniarzowi nie udało się wejść do play-off. MINUSY Przeboje z torem. Wróciły demony z poprzedniego sezonu. Tor Włókniarza, zwłaszcza u progu sezonu znów nie był atutem gospodarzy. Drużyna Świderskiego przegrała aż trzy mecze na własnych śmieciach. Wszystkie z ekipami, które awansowały do czwórki kosztem Włókniarza: Betard Spartą, Moje Bermudy Stalą oraz Fogo Unią. Z szeroko pojętej czołówki przy Olsztyńskiej z czołówki padł tylko późniejszy wicemistrz kraju - Motor Lublin. Slow Freddie. Szwed o dwóch twarzach. W Grand Prix Lindgren wypruwał żyły i praktycznie do końca cyklu był w grze o brązowy medal IMŚ. Kiedy przychodziła niedziela żużlowiec ze Skandynawii zakładał maskę ligowego średniaka. Fredrik jechał do tyłu i całkiem słusznie okrzyknięto go jednym z głównych winowajców klapy Włókniarza. Niektórzy śmiali się, żeby zamontować Lindgrenowi w boksie i na bandach owalu w Częstochowie reklamy z GP. Może wtedy Szwed wykazywałby większą ambicję do umierania za swój polski klub. Kiszenie Kowalskiego na rezerwie. Los ma to do siebie, że jednemu daje, a drugiemu zabiera. Tak właśnie było z wychowankiem szkółki Janusza Kołodzieja. To Kowalski zainaugurował sezon w podstawowym zestawieniu Włókniarza. Szybko wygryzł go jednak Mateusz Świdnicki, który miejsca w składzie już nie oddał. Czasami aż się jednak prosiło żeby odważniej postawić na Bartka, kosztem bezbarwnego U24 - Jonasa Jeppesena. Pech Kowalskiego polegał też na tym, że w każdym innym klubie byłby podstawowym zawodnikiem. I być może, gdyby Bartek nie został zepchnięty na bocznicę, dziś nie szykowałby się do zmiany otoczenia. CYTAT SEZONU - Nie może być też tak, że jeden z liderów robi tak marne punkty. Być może warto, by się pogodził z Flemmingiem Graversenem i by Brian Karger przestał robić sobie tutaj poligon doświadczalny z polskiej ligi. Ja proponuję, żeby robił to sobie w duńskiej kadrze, jak Leon tam będzie jeździł - dodawał szef częstochowskiego klubu. Ja na to nie pozwolę, żeby tutaj zawodnik, który jest kreowany na lidera, woził tak marne punkty. Ktoś, kto się zna na żużlu, to widzi, że tych jego punktów brakuje. Te motocykle są bardzo wolne, a poza tym, to kto na tym jeździ w Ekstralidze? Nikt - grzmiał Michał Świącik na antenie nsport+. Prezes Eltrox Włlokniarza kipiał ze złości po majowej porażce 38:52 ze Spartą, a swoje dosadne słowa wycelował w Leona Madsena. Duńczyk, kapitan i lider zespołu zaczął sezon od eksperymentów sprzętowych. Odłożył na chwilę na bok swojego tunera nr 1 - Flemminga Graverena i zacieśnił współpracę z dawno zapomnianym Brianem Kargerem. We wspomnianym spotkaniu Madsen zdobył zaledwie siedem punktów w sześciu startach. Trzy wyścigi przegrał 1-5, co w minionych latach zdarzało mu się niezwykle rzadko.