Rozpoczynające się jutro okienko jest pierwszą i główną szansą dla klubów na zakontraktowanie zawodników na sezon 2023. Jeśli ktoś nie podpisze żadnej umowy w ciągu czternastu pierwszych dni listopada, czeka go oczekiwanie do kolejnego okresu transferowego. Okienka w trakcie sezonu są cztery, jednak pierwsze z nich otwiera się dopiero po trzeciej kolejce rozgrywek. W tym sezonie, w przypadku wszystkich trzech poziomów rozgrywkowych był to 25-29 kwietnia. Kolejne okienka otworzą się po 6., 10. i 14. kolejce. Za każdym razem termin będzie ustalany osobno dla każdego poziomu rozgrywkowego, w zależności od terminów rozgrywania tych rund. Wspomniane terminy nie będą dotyczyć jednak zawodników, którzy podpiszą umowy w listopadzie - czy to z aneksem finansowym, czy tzw. umowy warszawskie. Ci zawodnicy będą mogli być wypożyczeni w każdym momencie przyszłego sezonu. Tylko Matej Zagar jest do wzięcia? Choć żużlowe władze robią, czy w zasadzie robiły wszystko, żeby odwlec w czasie zaklepywanie zawodników, to nic nie było w stanie powstrzymać rozmów żużlowców z klubami. Przepisy o kontaktach zakazanych, czy publikowanie wzoru kontraktu, czyli jedynej umowy wiążącej w świetle żużlowego prawa z klubem, 1 listopada, na nic się zdaje. Wszyscy i tak dogadują się wcześniej. Efekt? Z klasowych zawodników do wzięcia jest obecnie tylko Matej Zagar, niezależnie od tego, czy mówimy o zawodnikach z czołówki PGE Ekstraligi, czy o średniakach w eWinner 1. Lidze, zdecydowana większość żużlowców już wie, gdzie będzie jeździć w przyszłym sezonie. Na historie znane z piłki nożnej, gdzie ostatniego dnia okienka ważą się losy wielu transferów i nie wiadomo, czy zawodnik X podpisze kontrakt z klubem Y, czy może z klubem Z, nie ma co w żużlu liczyć. Jeśli już, to będą to ograniczone przypadki w 2. Lidze Żużlowej. Rynek w żużlu jest po prostu zbyt mały na takie historie. "The last dance" umów sponsorskich? Kwestia terminów negocjacji zawodników z klubami to niejedyny przypadek, w którym żużlowe władze mają problem z zapanowaniem nad klubami i żużlowcami. Druga kwestia to limity płacowe na każdym szczeblu rozgrywkowym. W PGE Ekstralidze zawodnik nie może zarabiać za punkt więcej, niż 5 tysięcy złotych netto, a za podpis może dostać maksymalnie pół miliona złotych. Choć wspomniane kwoty mogą zrobić wrażenie, to gwiazdy zarabiają ponad dwa razy więcej, dzięki podpisywaniu dodatkowych umów sponsorskich, gwarantujących dopłatę do punktów. W tym okienku najlepsi żużlowcy zaczynali negocjacje od 10 tysięcy złotych za punkt i miliona za podpis. To jeden z dwóch powodów, dla którego należy spodziewać się zniesienia limitów finansowych. Drugim powodem jest postępowanie, które prowadzi UOKiK przeciwko żużlowym władzom. Zobacz także: To mieli być następcy Zmarzlika. Co u nich słychać? Szalony pomysł działaczy. Napisali list do Barcelony Do zakochania jeden krok. To miejsce jest idealne