Pomysł był na pewno ciekawy i oryginalny, choć niektórzy mogliby stwierdzić, że absurdalny. Żużel ma momentami problem z przebiciem się na salony w naszym kraju, a co dopiero u takiej marki, jak FC Barcelona. Okazuje się jednak, że realizacji pomysłu sprzyjały okoliczności. - W 2013 roku pojawił się pomysł organizacji meczów piłkarskich w Gdańsku pod szyldem "Super Mecz", na stadionie, który dopiero co został otwarty na Euro - wspomina Mariusz Kędzielski, ówczesny dyrektor ds. marketingu Wybrzeża. - Dzień po zaplanowanym meczu Barcelony w Gdańsku, my podejmowaliśmy u siebie ŻKS Litex MDM Polcopper Ostrovię Ostrów Wielkopolski w ramach ligi. Nikt nie wiedział, jak to będzie. Czy Barcelona przyleci, zagra mecz i wróci, czy może zostaje w Gdańsku, czy ma jeszcze jakiś mecz w tej części Europy. Już świętej pamięci Andrzej Terlecki, ówczesny menadżer, wpadł na pomysł, żeby do nich napisać i zobaczyć, co zrobią. My i tak mogliśmy promować fakt, że ich zaprosiliśmy, choć raczej nikt się nie spodziewał, że oni przyjadą, czy w ogóle jakkolwiek zareagują - mówi Kędzielski w rozmowie z Interią. Barcelona odpisała przedstawicielom Wybrzeża Gdańszczanie nie dawali sobie zbyt dużych szans na faktyczne ugoszczenie piłkarzy Barcelony z Leo Messim na czele, czy chociaż na nawiązanie kontaktu, jednak okazało się, że pomylili się w swoich prognozach. - Poszliśmy do tłumacza przysięgłego, napisaliśmy list po hiszpańsku, wysłaliśmy do Barcelony. Gwarantowaliśmy, że piłkarze będą w Bramie Maratońskiej, niedostępni dla kibiców, że będą mogli obejrzeć zawody, pomachać do fanów. Pisaliśmy też, że zabezpieczamy i finansujemy transport wraz z ochroną. Co ciekawe, Hiszpanie odpisali. Nie mailem, czy w jakiejś innej, równie łatwej formie, tylko przyszedł do klubu list - przywołuje Mariusz Kędzielski. - Napisali, że bardzo dziękują za zaproszenie, że faktycznie nie znają sportu żużlowego, że szanują każdy klub, każdą inicjatywę itd., ale cały wypad do Gdańska zakłada przylot, rozegranie meczu i wylot bezpośrednio po spotkaniu, ze względu na cykl przygotowań narzucony przez trenera. Poza tym, było już za późno, żeby cokolwiek zmienić - dodaje jeden z działaczy Wybrzeża - W sumie i tak jest to dość dziwne, że w Barcelonie chciało im się odpisywać jakiemuś klubowi z Gdańska. Widać jednak, że to profesjonalny klub, który nas nie zignorował, tylko odpisał drużynie żużlowej z Polski. W liście podziękowali, choć finalnie i tak nic by z tego nie wyszło, bo ze względu na poważne problemy zdrowotne trenera Tito Vilanovy przyjechali do Gdańska kilkanaście dni później - podsumował Mariusz Kędzielski. Zobacz także: Do zakochania jeden krok. To miejsce jest idealne Sprytni Polacy. Dolewali do baku... wodę! Ten trener już działa jak magnes