Blisko 27 tysięcy biletów na przyszłoroczną rundę Grand Prix na PGE Narodowym już znalazło nabywców. - Liczymy, że stadion w 90 procentach będzie zapełniony - mówi prezes PZM Michał Sikora. Wielki mistrz ogłosił odejście i zaczął się wyścig szczurów Sprzedaż ruszyła półtora miesiąca temu. Przed nami okres świąteczny. To właśnie dlatego prezes związku jest spokojny. Zwłaszcza że nie ma takich perturbacji, jak przed rokiem, gdzie były kłopoty z dachem i część kibiców odwlekała zakup, czekając na potwierdzenie, że impreza będzie mogła się odbyć. Ktoś powie, że te niecałe 27 tysięcy teraz to nic w porównaniu do 2015 roku, kiedy wszystkie wejściówki rozeszły się w 48 godzin. Wtedy jednak działał efekt nowości. To była sytuacja, którą można porównać z tą kiedy Michael Jordan zapowiedział, że kończy, że to jego ostatni sezon i zaczął się wyścig szczurów. Biletów brakło i nawet zawodnicy Chicago Bulls nie mogli ich kupić dla swoich bliskich, czy sponsorów. Liczą na to, że magnesem okaże się pożegnanie Hampela Organizatorzy Grand Prix myślą oczywiście nad tym, kto mógłby być tym ich Jordanem. Na razie jest promocja, bo wejściówki są o 20 złotych tańsze. Jaki chwyt zostanie zastosowany później? Tego dziś nie wiadomo. Mocno rozważaną opcją jest przyznanie dzikiej karty Jarosławowi Hampelowi. Prezes Sikora mówi wprost, że zasłużył on na takie pożegnanie, jak Tomasz Gollob w 2016. Hampel w tych naszych okolicznościach ma szansę stać się takim magnesem, jak Jordan. W tym roku był gwiazdą play-off PGE Ekstraligi, a kibice Platinum Motoru Lublin nie mogli się pogodzić z tym, że odchodzi. Za Hampelem przemawia też świetna historia. Trzy medale w Grand Prix, w tym dwa srebrne, kilka wygranych rund i wiele miejsc na podium. Tegoroczne zmagania na PGE Narodowym oglądało 45 tysięcy. Komplet to 53500 widzów. Licznik sprzedaży na razie wynosi 26600, ale ciągle rośnie. Do końca tego roku może przekroczyć 30 tysięcy i to będzie znakomity wynik.