Zdążył wszystkich obrazić. Prawda wyszła na jaw, gdy poszedł do przymiarki
INNPRO ROW Rybnik z hukiem spadł z PGE Ekstraligi, ale Nicki Pedersen nie ma sobie nic do zarzucenia. 3-krotny mistrz świata miał być lokomotywą, ale jeździł grubo poniżej oczekiwań. Jednak winą za spadek obarczył prezesa Krzysztof Mrozka i trenera Piotra Żyto. W klubie odpowiadają: "szkoda, że nie spojrzał w lustro". Na jaw wyszedł też sekret skrywany przez mistrza, który miał wpływ na jego formę.

Nicki Pedersen nie przebiera w słowach, kiedy mówi o ROW-ie Rybnik. Co rusz wylewa gorzkie żale, już nawet wskazał winnych spadku z PGE Ekstraligi. Jego zdaniem głowy popiołem powinni posypać prezes Krzysztof Mrozek i trener Piotr Żyto. Głównie za to, że odstawili go od składu na trzy mecze. Sobie do zarzucenia nie ma nic, choć miał być lokomotywą, a w meczach na domowym torze miał robić dwucyfrówki. I zrobił, ale tylko w pięciu meczach na piętnaście. W pozostałych było już zdecydowanie gorzej.
Nicki Pedersen długo skrywał pewien sekret, ale prawda wyszła na jaw
3-krotny mistrz świata okazał się granatem wrzuconym do szatni. Przewracał kolegów na torze, bił się z nimi o punkty, a w parku maszyn psuł atmosferę, kłócąc się, z kim popadnie. Prawda jest taka, że prezes z trenerem musieli się mocno nagimnastykować, żeby w szatni nie doszło do rękoczynów.
Najgorsze jest jednak to, że choć Pedersen wskazał palcem winnych, to sam skrywa pewien sekret. Cała prawda wyszła na jaw przy okazji przymiarki przed Galą PGE Ekstraligi. Kiedy Nicki włożył spodnie, to nagle okazało się, że są one za wąskie. Krawiec zdjął raz jeszcze miarę i wyszło na to, że od czasu poprzedniej Pedersenowi przybyły 4 centymetry w obwodzie. W klubie aż złapali się za głowę.
Nicki Pedersen ogłosił to całemu światu
Przed sezonem Pedersen obwieścił światu na "X", że schudł 11 kilo i doszedł do wagi 63 kilogramy. Taką miał w okresie największej świetności. I gdyby tylko ją utrzymał, to na pewno nie wpadłby w żadne turbulencje. Waga w żużlu ma ogromne przełożenia na wynik zawodnika. Wiadomo, że im więcej motocykl ma do udźwignięcia, tym gorzej.
Pedersen w trakcie sezonu, gdy po dobrym początku nagle zaczął jeździć gorzej, zafundował sobie przesiadkę z silników RK Racing na te od Ashleya Hollowaya. Po przymiarce garnituru wyszło jednak na to, że to nie silniki były problemem. 4 centymetry więcej w obwodzie, to naprawdę sporo. To musiało się odbić na wyniku. Kiedy w klubie dostali wiadomość od krawca, to skwitowali gorzkie żale Pedersena w mediach jednym słowem: "szkoda, że nie spojrzał w lustro".
Historia się powtarza. Rok temu Pedersen przeżywał to samo
Właściwie to cała historia się powtarza. Rok temu w Texom Stali Rzeszów było tak samo. Nicki przystąpił do sezonu wychudzony i głodny jazdy. Nie potrafił jednak utrzymać wyjściowej wagi. Z każdym tygodniem przybierał i stawał się bardziej okrągły. W ślad za tym szły też coraz gorsze wyniki i coraz większa frustracja. Tam też Pedersen rozbijał zespół od środka.
W Rybniku wciąż mają nadzieję, że Pedersen jeszcze uderzy się w pierś i przeprosi. Klub dał mu szansę, zapłacił 400 tysięcy na przygotowanie do sezonu, a Pedersen odpłacił raptem kilkoma dobrymi występami. Można je policzyć na palcach jednej ręki. Na dokładkę zawiódł wtedy, kiedy drużyna najbardziej go potrzebowała, czyli w play-down. Wtedy miał już jednak 4 centymetry więcej w obwodzie.












