Wielki sukces polskiej wicemistrzyni olimpijskiej. Rekord Polski, a to nie koniec
Piątek 21 listopada był dniem, który z pewnością zapisze się na długo w pamięci Agnieszki Kobus-Zawojskiej. W trakcie organizowanych z jej inicjatywy, ostatnich zawodów 3. sezonu "Wioślarskiej Ligi Mistrzów" padł absolutny rekord Polski, jeśli chodzi o liczbę uczestników rywalizacji w wioślarstwie. Srebrnej medalistce olimpijskiej z Tokio w trakcie przemowy łamał się głos. W rozmowie z Interią ujawniła, skąd takie podejście, a także uchyliła rąbka tajemnicy w kwestii swoich najbliższych planów sportowych.

W ostatnich latach coraz więcej sportowców, zarówno tych będących "na emeryturze", jak i aktywnych stara się angażować w liczne akcje, mające na celu zachęcić dzieci i młodzież do aktywności fizycznej. Jedną z nich jest Agnieszka Kobus-Zawojska. To właśnie z jej inicjatywy w piątek w Warszawie odbyły się ostatnie zawody trzeciego już sezonu "Wioślarskiej Ligi Mistrzów", w trakcie których padł rekord Polski.
Na starcie stawiło się ponad 800 uczestników, czyniąc z piątkowej rywalizacji "Wioślarskiej Ligi Mistrzów" największe w kraju zawody wioślarskie w historii Polski. Dzień później natomiast na stadionie Legii Warszawa przy ulicy Łazienkowskiej odbyły się zawody "Złote Wiosła" w trakcie których uczestnicy również rywalizowali na ergometrach, a Kobus-Zawojska była gościem specjalnym.
Jakub Rzeźnicki, Interia Sport: Skąd pomysł i jak powstała inicjatywa "Wioślarska Liga Mistrzów"?
Agnieszka Kobus Zawojska, dwukrotna medalistka olimpijska w wioślarstwie: - Inicjatywa "Wioślarska Liga Mistrzów powstała trzy lata temu i jest to projekt, który wykiełkował w mojej głowie. Otworzyliśmy stowarzyszenie i obecnie mamy już trzecią edycję. Zaczęło się od czterech lokalizacji. Był to na początku skromny projekt, a w tym roku jest finałowa odsłona i napawa nas to dumą, bo mamy rekord frekwencji zawodów wioślarskich na ergometrze w Polsce. Przeszukałam internet, pytałam też o frekwencje zawodów na ergometrach wioślarskich byłego prezesa Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich Ryszarda Stadniuka, który był pod wrażeniem. Usłyszałam, że to imponująca liczba i nie pamięta, żeby ponad 800 osób wiosłowało na ergometrach, a w piątek na stadionie Legii właśnie tylu uczestników nas zaszczyciło. Na raz w jednym wyścigu brało udział ponad 80 dzieciaków, ponieważ rywalizacja odbywa się na 20 ergometrach. To zawody drużynowe, gdzie 4-osobowe drużyny muszą się zmieniać i wspierać nawzajem. To też było dla nas ważne, bo często zawody na ergometrach są rywalizacją indywidualną i dzieci nie lubią tej maszyny. Ja sama jej nienawidziłam. Chcieliśmy to trochę odczarować i pokazać, że to może być zabawa i szczerze powiem, że nam się to udaje.
Oczywiście są różne wydarzenia z wykorzystaniem ergometrów realizowane przez inne kluby, ale często mają one zasięg lokaln Do nas w piątek przyjechały szkoły także z innych miast, nie tylko z Warszawy. Ze Skarżyska-Kamiennej, z Ełku, więc to dla nas wyjątkowe wydarzenie. Urosło do takich rozmiarów, że nauczycielom i dzieciom chce się przyjeżdżać z innych miast. Ja nie ukrywam, że jestem wówczas w stresie jak przed startem, bo my musimy "dowieźć" temat do końca. Przede wszystkim trzymałam kciuki za to, żeby żaden kabelek się nie rozłączył, bo wówczas wszystko by padło. Mam nadzieję, że wszyscy wyszli zadowoleni. Miejsce też jest wyjątkowe. Dzieci przyjeżdżają tu również za sprawą wsparcia ze strony fundacji Legii Warszawa. Zawody w moich czasach szkolnych były często w obskurnych salach. Tutaj to wydarzenie w moim odczuciu ma inny wymiar. Dzieciaki mogą przy okazji zwiedzić stadion, a same zawody odbywają się w strefie VIP. Nam zależało, żeby to nie była tylko rywalizacja sportowa, ale dzień pełen przeżyć dla uczestników "Wioślarskiej Ligi Mistrzów".
Dlaczego zachęcanie dzieci i młodzieży do uprawiania sportu jest w pani oczach tak ważne?
Ja w trakcie wielu wydarzeń widziałam, że dzieci zazwyczaj siedzą na trybunach w telefonach, dlatego pierwsze, od czego zazwyczaj zaczynam, to prośba o ich odłożenie. Ja wychowałam się "na trzepaku", grając w ciuciubabkę, uczęszczając na zajęcia sportowe i chociaż sama obecnie dużo korzystam z telefonu, w trakcie "Wioślarskiej Ligi Mistrzów" chcemy pokazać, że poprzez sport buduje się relacje. Ja tak właśnie poznałam swojego męża. Wielu znajomych zyskałam w trakcie treningów, ze swojego klubu sportowego. W dzisiejszych czasach liczne problemy wynikają z tego, że nie umiemy ze sobą rozmawiać, zwłaszcza starsi z młodszymi, kiedy ta różnica pokoleń jest już bardzo duża, na zasadzie offline i online. Chcemy pokazywać, że sport uczy też rozmowy, bo zanim dzieciaki wsiądą na te ergometry, muszą się ze sobą dogadać, kto po kim startuje, chociażby. To także lekka zmiana aktywności dla nauczycieli, którzy mogą dopingować swoich podopiecznych, ale nie pomagać. Dzieciaki wiele decyzji muszą podejmować same. Nawet jeśli z początku sprawia to problem, my chcemy, by się tego nauczyły.
Nie chodzi więc o samą aktywność, ale rozwijanie w najmłodszych pasji i zaszczepianie w nich miłości do sportu, ucząc jednocześnie zasad zdrowej rywalizacji, współpracy i komunikacji.
Ja mam dwa takie hasła: "jesteś tak szybki, jak twoja osada", które jasno wskazuje na to, że sukces nie jest możliwy bez współpracy poszczególnych członków drużyny. To też chcemy przekazywać dzieciom. Drugie to: "każdy ma swoją olimpiadę". Mam świadomość, że dla części uczestników większą atrakcją jest zwiedzanie stadionu, aniżeli sama rywalizacja. Co nie jest niczym złym. Część z kolei skupia się mocno na rywalizacji sportowej. W tym zawiera się myśl, że każdy ma swoją olimpiadę. Bo jedni przyjechali powiosłować przez te 8 minut dla siebie, a drudzy dzwonili przed zawodami z pytaniem o to, co trzeba zrobić, by wygrać główną nagrodę, jaką jest ergometr wioślarski. Tak więc motywacje są różne.
Dane z ostatnich miesięcy wyglądają dość alarmująco. Procent dzieci otyłych i z nadwagą stale się zwiększa. Do tego w połowie 2025 roku ujawniono, że ponad 60 tysięcy dzieci i młodzieży ma całoroczne zwolnienie z wf-u. Czy zadaniem "Wioślarskiej Ligi Mistrzów" jest także promowanie sportu i zachęcanie najmłodszych do aktywności? Co zrobić, aby odwrócić tę negatywną tendencję?
Myślę, że wbrew pozorom w dzieciach jest chęć do ćwiczenia, ale trzeba umieć to z nich wyciągnąć i je zaciekawić. Kiedy nauczyciel rzuca piłkę i mówi: grajcie, to trudno oczekiwać, żeby dzieci były zadowolone, a wspomniane przez pana negatywne zjawiska słabły. To, co wzrusza mnie w aktywności to fakt, że nawet osoba osoba z niepełnosprawnością, z problemami, czy taka, która nie jest wybierana jako jedna z pierwszych na zajęciach do drużyny, może u nas wygrywać i pokazać się ze świetnej strony. W "Wioślarskiej Lidze Mistrzów" otwieramy się nie na tych, którzy już brylują i są najlepsi, ale na pomijanych wcześniej, nowych i to jest dla mnie największym sukcesem tego wydarzenia. Nieraz są to dni pełne wzruszeń, bo nie zawsze wygrywa ten, który w szkole jest uznawany za lidera.
Nie byłabym taka krytyczna względem dzieci. Nie uważam, żeby nie miały ochoty się ruszać. To my powinniśmy im dać odpowiednią perspektywę w tej kwestii. Niedawni widziałam nawet ciekawy post chłopaka trenującego judo, który promuje aktywność fizyczną. Jego przekaz był taki - dzieci siedzą w szkole tyle godzin i nie mogą niemal wstać od ławek. Na przerwach nauczyciele często zakazują im biegania, bo coś może się wydarzyć. To gdzie te dzieci mają się ruszać? Na świetlicy muszą siedzieć cicho, bo przeszkadzają pani. Trzeba więc dawać im inną perspektywę. One muszą trochę pokrzyczeć, dać gdzieś upust tej energii i my właśnie im to pozwalamy robić.
Agnieszka Kobus-Zawojska ujawniła plany na najbliższą przyszłość. Na ten start liczy
Skoro duch sportowej rywalizacji jest w trakcie "Wioślarskiej Ligi Mistrzów" aż tak odczuwalny nie mogę nie spytać o pani najbliższe cele i plany sportowe.
Pod koniec stycznia mam termin porodu, ale nie mogę się doczekać, aż znów wrócę do treningów. Mąż nawet zdradził mi, że miał w planach kupić pakiet sportowy na maraton w San Francisco i mnie pytał, czy to nie będzie przesada ze względu na koszty, termin i nowe okoliczności w naszym życiu. Odparłam, że mógł mi tego nie mówić, to chociaż bym miała niespodziankę (śmiech). Na pewno chciałabym zrobić sobie taki amatorski start, dla funu, ale też nie wiem, czy nie spróbujemy zdziałać coś w wioślarstwie morskim. Wszystko zależy od tego, jak nasza działalność sportowa i okołosportowa będzie funkcjonować. Powoli też budujemy taki zespół, żeby nawet bez naszego udziału możliwe były sukcesy. Mam szczerą nadzieję, że to się uda. Nie mogę nic obiecać, ale nie ukrywam, że mi tego brakuje.
W ubiegłym roku udało się pani wywalczyć w wioślarstwie morskim wicemistrzostwo świata, dlatego kolejne sukcesy wydają się chyba jak najbardziej na wyciągnięcie ręki.
Tak, chociaż nie była to olimpijska konkurencja. Wygrałyśmy jednak wtedy z mistrzynią olimpijską - Emmą Twigg, która rok temu miała złoty medal w beach sprintach, czyli w dyscyplinie, która wkrótce stanie się olimpijską. Uważam, że popłynęłyśmy wtedy świetnie i chociaż nie wiem, czy jestem gotowa na takie wyzwania, ja chyba czegoś takiego koniec końców potrzebuję. Zobaczymy, czy pozwoli na to czas, ale mam nadzieję, że dane nam będzie się sprawdzić. Nie ukrywam, że jest to bardzo ciekawa dyscyplina, tym bardziej że w Polsce jest przestrzeń do rozwijania jej, z uwagi na małą popularność. Nadal z mężem możemy pochwalić się najlepszym wynikiem na mistrzostwach świata, bo w beach sprintach zajęliśmy w 2022 roku piątą pozycję i zakwalifikowaliśmy się na World Beach Games, które finalnie się nie odbyły z powodu jakichś problemów na Bali. Oczywiście konkurencja z roku na rok jest większa zwłaszcza z tego powodu, że weszło to na Igrzyska. Czuję więc, że w tym jest potencjał, choć zależy to mocno od kalendarza, a także tego, jak będą wyglądały kwalifikacje, nadzorowane przez Polski Związek Towarzystw Wioślarskich. Trzeba będzie to wszystko dopasować, a wiadomo będąc mamą z dwójką nie wszystko da się przewidzieć. Życie nie składa się dla mnie już z tych 300 dni na zgrupowaniu.
Wioślarstwo olimpijskie zostało już włączone do igrzysk olimpijskich i będzie jedną z dyscyplin w Los Angeles w 2028 roku. Czy wiąże Pani w tej sytuacji jakieś nadzieje z ewentualnym startem?
Szczerze mówiąc uważam, że w Los Angeles w wioślarstwie morskim może być jeszcze ciężej, aniżeli w klasycznym, bo wszyscy się na to "rzucą". Co ciekawe, mistrzostwa świata w tym roku wygrał Chris Bak, to nasz znajomy, którego żartobliwie nazywamy "Krzysztof Bąk", bo ma polskie korzenie. Startował też z moim mężem na największych regatach na świecie w Bostonie. Mój mąż mówił do mnie: ciężko się z nim pływa na zwykłej, klasycznej łódce, a został mistrzem świata w wioślarstwie morskim. Pokazało nam to, że te dyscypliny się bardzo różnią Z drugiej strony rywalizację u kobiet wygrała Emma Twigg, która jest mistrzynią olimpijską w wioślarstwie klasycznym. W Paryżu sięgnęła po srebro, z Tokio przywiozła złoto, na klasycznej jedynce. To pokazuje, że wioślarstwo morskie jest otwarte na różnych zawodników. Emma Twigg jest ode mnie starsza o trzy lata. To dla mnie wymowne. Dwóch mistrzów - Bak i Twigg dzieli spora różnica wieku, dodatkowo są totalnie innymi zawodnikami. Zapowiada się więc, że będzie to naprawdę fajna dyscyplina, która będzie mobilizować różne pokolenia wioślarskie.
Kiedy rozmawialiśmy w ubiegłym roku, była pani świeżo po narodzinach córki. Jak sama pani zdradziła, zbliża się wielkimi krokami termin drugiego porodu. Czy powrót do optymalnej formy sportowej, mając już wcześniej doświadczenie w tego typu sytuacji, będzie szybszy i łatwiejszy, czy paradoksalnie może okazać się nawet trudniejszy? Jakie są pani odczucia?
- Ciężko mi w tym momencie powiedzieć. Kaja Ziomek udowadnia, że się da. Wokół jest wiele podobnych przykładów. Dużo będzie zależało ode mnie i mojej determinacji, ciężko wyrokować.
Ma pani na koncie wielkie sukcesy - dwa medale olimpijskie, mistrzostwo świata z Płowdiw, mistrzostwo Europy z Glasgow. Jestem ciekawy, czy ten "sufit" jeśli chodzi o sukcesy wciąż pozostaje wysoko, czy może udało się go dosięgnąć i czuje się już pani na tym etapie kariery spełniona sportowo?
- Czuję się totalnie spełniona sportowo, nie jest mi źle, z tym że nie posiadam na koncie złotego medalu olimpijskiego. W końcu krążki mam dwa. Gdybym przez dłuższy czas nie była mocna, w formie, to by się tego nie udało osiągnąć. Absolutnie nie czuję się gorsza bez złota olimpijskiego. Nauczyłam się cieszyć z tego co mam i to doceniać, mimo, że część powie: srebro to pierwszy przegrany.
Wciąż pani dorobek medalowy może się przecież powiększyć, chociażby o złoty medal we wspominanym już wioślarstwie morskim.
- No tak (śmiech), ale patrząc na okoliczności, myślę, że wszystko jest w naszych głowach. Kiedyś jadąc na igrzyska, marzyłam o jakimkolwiek medalu. Dziś mam na koncie dwa i wydaje mi się, że nie mam czego żałować. Widocznie inni byli po prostu lepsi. Dawniej może lekko mnie to potrafiło wkurzyć. Kiedyś słyszałam, że przecież konkurencja w tym sporcie jest nikła, ja jestem taka, a nie taka, gorsza, niewystarczająca. Aż w końcu zrozumiałam, że ludzie, od których to słyszałam, przeważnie nie mają na koncie medali, a ja je mam. Pytanie wobec tego, kto jest niewystarczający. Jak ktoś komentuje, że udało się fartem, szczęśliwie, to ja się z tym nie zgadzam. Znam swoją wartość i myślę, że nauczyłam się być odporna na hejt czy nieuzasadnioną krytykę. Uważam się za dobrą wioślarkę, ale takiego przekonania nabrałam dopiero po igrzyskach w Tokio, tak więc stosunkowo późno.













