Jest wyrok sądu ws. śmierci byłej reprezentantki Polski. Matka nie kryje rozgoryczenia
Tragiczna śmierć 29-letniej pływaczki Justyny Burskiej wstrząsnęła całym środowiskiem sportowym, a zakończony właśnie proces w Olsztynie nie przyniósł ukojenia jej bliskim. Sąd uznał kierowcę, który doprowadził do wypadku, za winnego, jednak ogłoszony wyrok w zawieszeniu spotkał się z wyraźnym sprzeciwem i poczuciem niesprawiedliwości wśród rodziny pływaczki.

Justyna Burska przez wiele lat była zawodową sportsmenką i reprezentowała nasz kraj na arenie międzynarodowej. 29-letnia pływaczka odnosiła sukcesy w stylu dowolnym i wielokrotnie zostawała medalistką mistrzostw kraju. Nie ograniczała się jednak tylko do krótkich dystansów i chętnie próbowała swoich sił również w pływaniu długodystansowym. Najlepszy wynik w karierze osiągnęła w 2017 roku, kiedy to zajęła 31. miejsce w mistrzostwach świata w Budapeszcie w wyścigu na 10 kilometrów na otwartym akwenie jeziora Balaton.
Burska dość wcześnie zdecydowała się na przejście na sportową emeryturę, jednak nawet po zakończeniu kariery sport pozostał bliski jej sercu - swoją wiedzą i doświadczeniem dzieliła się bowiem z innymi. Była zawodniczka drużyn UKS Piątka Konstantynów Łódzki i AZS UWM Olsztyn została bowiem trenerką i instruktorką pływania, a na co dzień pracowała głównie z dziećmi. Niestety, jej życie zostało brutalnie przerwane w sierpniu 2024 roku.
Do tragedii doszło 17 sierpnia 2024 roku na skrzyżowaniu dróg Różnowo-Gady-Olsztyn-Barczewko w województwie warmińsko-mazurskim. Justyna poruszała się wówczas motocyklem marki Honda, jadąc drogą z pierwszeństwem przejazdu. W pewnym momencie w bok jej jednośladu uderzyła Toyota Avensis, która wyjechała z drogi podporządkowanej. Kierowca samochodu, 24-letni Jacek D., nie zatrzymał się przed znakiem STOP, a siła zderzenia była tak duża, że pływaczka mimo natychmiastowej reakcji świadków i służb ratunkowych zginęła na miejscu.
Sąd podjął decyzję ws. Jacka D. i wypadku, w którym zginęła Justyna Burska
W sierpniu 2025 roku rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie przekazał, że do sądu trafił akt oskarżenia, a Jackowi D. przedstawiono umyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym i spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Proces w sprawie wypadku trwał kilka miesięcy. Sąd analizował zarówno zeznania świadków, jak i opinie biegłych, które potwierdziły, że kierowca był trzeźwy, a stan techniczny pojazdów nie miał wpływu na zdarzenie. Oskarżony przyznał się do winy, wyrażając żal i tłumacząc, że jechał tą trasą po raz pierwszy, skupiony na zakrętach i na nawigacji. Jak twierdził, znak STOP dostrzegł zbyt późno, by zdążyć się zatrzymać.
Olsztyński sąd uznał Jacka D. za winnego spowodowania śmiertelnego wypadku i skazał go na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata oraz trzyletni zakaz prowadzenia pojazdów. Wyrok nie jest prawomocny. Decyzja sądu wywołała ogromne emocje wśród bliskich Justyny. Jej brat domagał się bezwzględnej kary więzienia i dożywotniego odebrania prawa jazdy, zaś matka zawodniczki nie kryła poczucia niesprawiedliwości.
"Cała ta rozprawa była tylko po to, żeby udowodnić, jaki sprawca wypadku jest młody i wspaniały. A co z moją nieżyjącą córką? (...) Miesiąc przed wypadkiem Justynka była u mnie i pokazywała mi, jaki dom będzie miała. Miała już upatrzoną działkę, wystarczyło tylko załatwić formalności związane z kredytem" - wyznała mama Justyny Burskiej, cytowana przez Fakt.










