Dziekanowski: Legia jak aktywny wulkan - co chwila erupcja
Ręce opadają, a głowa nie dowierza w to, co się dzieje w warszawskim klubie. I trudno określić co budzi większy niesmak: gra i wyniki drużyny, czy to w jaki sposób prowadzone są starania w sprawie zatrudnienia w roli trenera Marka Papszuna z Rakowa Częstochowa. Nieudolność w jednym i drugim aspekcie jest dominująca, a w zasadzie jedno jest następstwem drugiego. Konkretnie: postawa na boisku jest odzwierciedleniem tego, co dzieje się w klubowych gabinetach. Frustracja i niemoc piłkarzy jest efektem chaosu na górze. Co się stanie w najbliższych dniach - trudno cokolwiek przewidzieć.

Na razie wiemy już na pewno, że Inaki Astiz nie będzie polskim Pepem Guardiolą, czyli trenerem, który uczył się wiele lat na zapleczu, wspinał się w karierze trenerskiej po szczebelku, a gdy dostał szansę objęcia roli tego najważniejszego szkoleniowca, to udowodnił swój talent. Nie, nie ma żadnych przesłanek, że Hiszpan rokuje jako trener pierwszej drużyny: czy to w Legii, czy jakimś innym klubie. Na różnych szczeblach, przy wielu trenerach najwyraźniej niczego się nie nauczył. Może poza zaklinaniem rzeczywistości i opowiadaniem po kolejnych wpadkach jak to dobrze grała jego drużyna (tutaj największym wzorem dla Astiza ewidentnie był Goncalo Feio).
Ale wracając do działań na górze. To nie do wiary jak bardzo decydentom w klubie brakuje wyobraźni i perspektywicznego patrzenia. Z ubolewaniem trzeba stwierdzić, że Legia nie ma żadnej długodystansowej strategii i widoczne są tylko, często nieudolne, próby działania ad hoc.
Kiedy jeździmy samochodem i słyszymy, że coś gdzieś zaczyna stukać czy piszczeć, to jak najszybciej udajemy się do mechanika. Nie czekamy na moment, kiedy będziemy musieli zjeżdżać do warsztatu na felgach, albo czekać już tylko na lawetę. Nie chciałbym, żeby Legia przypominała niebawem samochód, który zamiast kół stoi już na cegłach. Znamy ten obrazek z osiedli mieszkaniowych…
Ostatnimi czasy każda niemal decyzja okazuje się pudłem. Rok temu Legia mogła ściągnąć Marka Papszuna za darmo, wybrała Goncalo Feio. Teraz próbuje ściągnąć Papszuna wiedząc, że za darmo już się nie da. Sposób prowadzenia negocjacji jest niegodny takiego klubu, jak Legia. Nie dziwię się, że właściciel Rakowa Marek Świerczewski staje okoniem i nie chce ustąpić, bo takie postępowanie warszawskiego klubu jest uwłaczające. Przy okazji mamy tu porównanie jak sprawę Papszuna rozwiązuje szef Rakowa, a jak Legia szybko ustąpiła w sprawie Edwarda Iordanescu. Aż ciśnie się pytanie - kto pisze te kontrakty na Łazienkowskiej?!
Każdy poważny biznesmen niewątpliwie wie, że poważne interesy wymagają ciszy. Legia postępuje wprost przeciwnie - postanowiła wywołać medialny zgiełk. Trochę dziwię się, że dał się w to wciągnąć główny zainteresowany, czyli Marek Papszun. Jego wypowiedzi może są szczere, ale nierozsądne, nieeleganckie. Tak się nie robi, takich rzeczy publicznie się nie mówi. Dobrze, że przynajmniej jego piłkarze starają się odciąć od tego i na boisku walczyć jak gdyby nigdy nic. Przynajmniej tak to wyglądało w czwartkowy wieczór w spotkaniu z Rapidem Wiedeń. Jak będzie dalej - to się okaże.
Na grę ekipy z Częstochowy w czwartkowy wieczór patrzyło się przyjemnie, zaskakująco dobrze wyglądał też Lech, zawiodła znowu tylko Legia. W tej drużynie nie tylko okazało się, że niemal wszystkie letnie transfery były nietrafione, to jeszcze poziom obniżają ci, którzy dotychczas ciągnęli ten zespół - Paweł Wszołek, Bartosz Kapustka, Steve Kapuadi. Nowy trener - czy to Papszun, czy ktoś inny - będzie miał trudne zadanie. Bo trzeba dźwignąć tę drużynę mentalnie, ale też mocno posprzątać personalnie, rozstając się "na dzień dobry" z dwoma-trzema piłkarzami. To niebywałe, że w klubie aspirującym do tytułów można mieć dwóch tak słabych napastników…
Ktoś musi w końcu zawiesić poprzeczkę na jakiejś solidnej wysokości i nie pozwalać sobie na to, żeby ktoś poniżej niej zszedł - czy to ściągając kiepskiego zawodnika do klubu, czy schodząc poniżej poziomu na boisku w meczu. W Legii mamy w tej chwili totalną rozsypkę i to na każdym poziomie i w każdym aspekcie. Ten klub jest jak aktywny wulkan, który co chwilę wybucha i nikt nie ma pojęcia ani jak zapobiec kolejnym erupcjom, ani jak się zachować, gdy nad głowami kłębi się dym i pył… Mogę tylko powiedzieć: wielka szkoda….












