- Nie mieliśmy szczęścia w losowaniu. Trafiliśmy na zeszłorocznego finalistę. Holendrzy uzyskali najlepszy czas w gronie 32 osad, my trzeci, ale w tych regatach walczy się pucharowym systemem "jeden na jeden". Trudno, takie są reguły, żal tym większy, że awans uzyskały ósemki, które płynęły 40 sekund wolniej od nas - powiedział PAP kierownik ekipy Roman Poślednik. W tegorocznych zawodach Polskę reprezentowała tylko jedna załoga w składzie: Tomasz Nowak, Dawid Kowalkowski, Michał Chrustowski, Michał Kwiatoń, Jakub Porczek, Sebastian Krajewski, Adam Mrotek, Dawid Kalinowski, sternik Rafał Woźniak i rezerwowy Jakub Truszkowski. Na co dzień studenci-wioślarze trenują w bydgoskich klubach RTW i BTW oraz AZS AWF Gorzów Wlkp. W AZS UKW Bydgoszcz opiekę nad nimi sprawuje Lech Olszewski. - Nie ma drugich takich regat w żadnym innym miejscu na świecie, nie ma drugiego takiego toru, nie ma takich zasad, takiej publiczności, atmosfery i tradycji. Pod każdym względem regaty królewskie różnią się od innych. Nawet sami Anglicy mówią, że nic nie jest takie jak Henley - podkreślił Poślednik. Dystans, na jakim ścigają się zawodnicy jest nieco dłuższy od tradycyjnego (2000 m); wynosi 2112 m, czyli dokładnie 1 milę i 550 jardów. Pierwsze regaty odbyły się w 1839 roku i do dziś niewiele się zmieniło. W 1851 roku książę Albert został patronem zawodów i od tego czasu w nazwie mają "królewskie". Ogromne zainteresowanie spowodowało wydłużenie rywalizacji z jednego do pięciu dni. Corocznie do Henley przyjeżdża około 100 tysięcy osób, mimo że bilety są bardzo drogie. Każda konkurencja ma specjalną nazwę, np. wyścig ósemek męskich - Puchar Tamizy, czwórek podwójnych - Puchar Królowej Matki, czwórek bez sternika - Puchar Księcia Filipa. Trofea zdobywali tu także polscy wioślarze, m.in. Teodor Kocerka, Jerzy Broniec z Alfonsem Ślusarskim, Robert Sycz z Tomaszem Kucharskim czy Adam Korol, Marek Kolbowicz, Konrad Wasielewski i Michał Jeliński.