Cały świat usłyszał o Pudzianowskim. Potężny Polak zachwycił kibiców. O tym wydarzeniu było głośno
Mariusz Pudzianowski to jedna z legend polskiego sportu. W końcu to pięciokrotny mistrz świata w zawodach strongman. Pierwszy raz o Polaku zrobiło się głośno jeszcze pod koniec XX wieku, gdy wspólnie z Jarosławem Dymkiem zdobyli niespodziewany medal dla naszego kraju. To był zwiastun tego, co wydarzyło się w kolejnych latach.

Mariusz Pudzianowski w 1999 roku rozpoczął swoją karierę strongmana. Od początku było widać w nim niebywały talent. Wygrał wówczas Puchar Polski, a w październiku tego roku usłyszał o nim cały świat. "Pudzian" wspólnie z Jarosławem Dymkiem polecieli do chińskiego Panyu, gdzie odbywały się Drużynowe Mistrzostwa Świata Par. Polacy byli absolutnymi debiutantami na tych zawodach i nikt praktycznie na nich nie stawiał.
Zakładaliśmy, że dobrze byłoby być w pierwszej piątce. Myślę, że przełamaliśmy lody. Wiemy czego się spodziewać w przyszłości
O Pudzianowskim usłyszał cały świat. Tak zdobył pierwszy medal dla Polski
Trzydniowe zawody rozpoczęły się wielką uroczystością otwarcia. - To było jak otwarcie olimpiady. Wielu zawodników zaskoczonych było tym, jak to wyglądało - wspominał Pudzianowski. Chińczycy wydali na całą imprezę około 4 milionów dolarów, co było potężną sumą.
W zawodach wzięło udział dziewięć reprezentacji. Obok Polski były to Finlandia, Szwecja, Holandia, Kanada, RPA, Wyspy Owcze, Węgry i Chiny. Łącznie rozegrano osiem konkurencji, które miały wyłonić najlepszą drużynę. Tą bezapelacyjnie okazała się Finlandia, o której sile stanowił Jouko Ahola, który był dwukrotnym mistrzem świata.
Pudzianowski i Dymek od początku zawodów byli w stanie rywalizować z większością reprezentacji. Pudzianowski i Dymek przyznali w programie "Siłacze", że część konkurencji była dla nich zupełną nowością, jak chociażby spacer farmera w duecie. - Byliśmy laikami w tym temacie. W Polsce robimy to indywidualnie - mówił "Pudzian".
Polska - Holandia o brązowy medal. Rywalom zabrakło pokory
Kluczowe dla ostatecznego miejsca Polaków były wydarzenia z ostatniego dnia zmagań. Nasi reprezentanci zajmowali czwarte miejsce, tuż za Holendrami. To właśnie z zawodnikami "Oranje" wiąże się ciekawa opowieść. - Holendrzy przyjechali jako faworyci. Pierwszego dnia, w trakcie bankietu, postawili swój puchar przechodni przed sobą. Zobaczyli w naszych oczach trochę strachu. Z ironią poklepali po ramieniu i mówili, że dobrze, że tu jesteśmy i możemy popatrzeć na najlepszych - wspominał Dymek.
Ostatnią konkurencją mistrzostw świata było przetaczanie opon. Na przeciwko siebie stanęły te dwie reprezentacje i to między nimi rozstrzygnęła się sprawa brązowego medalu. Pudzianowski i Dymek nie dali rywalom żadnych szans i mogli cieszyć się z historycznego krążka. Złoto zdobyli Finowie, a srebro Szwedzi. - Holendrzy pogratulowali nam na koniec. Wtedy było widać ich pokorę, której zabrakło im pierwszego dnia - dodał Dymek.
Pudzianowski i Dymek podkreślili, że w wielu konkurencjach "zapłacili frycowe". - Poznaliśmy możliwości innych i wiemy na co nas stać - skwitował Pudzianowski, dla którego rozpoczęła się złota era. "Pudzian" w latach 2002, 2003, 2005, 2007 i 2008 został indywidualnym mistrzem świata. Z kolei w latach 2003-2005 triumfował w Drużynowych MŚ Par. Dwukrotnie z Dymkiem, a raz ze Sławomirem Toczkiem.












