Ledwo oprzytomnieliśmy po fakcie, że po trzech dekadach oczekiwania dwa polskie kluby przetrwały w europejskich rozgrywkach do wiosny, a już nie ma ani jednego. Patrząc na listę rywali, porażki Wisły i Legii w 1/16 finału Ligi Europejskiej można było wziąć pod uwagę. Większość z nich przewyższa nasze kluby potencjałem, dobry los się jednak zlitował przydzielając im Sporting Lizbona i Standard Liege dwa zespoły średnie, przeżywające masę wewnętrznych problemów. Ale jak to w naszej piłce bywa, co wydawało się cudownym zrządzeniem losu i tak okazało się za mało. Oba polskie kluby poległy, co najgorsze z przeciwnikami, z którymi wygrać były w stanie. Mamy jeszcze jeden dowód, że marność naszego futbolu to nie tylko piłkarze przewracający się o własne nogi, ale przede wszystkim zaściankowa mentalność: minimalistów i cwaniaków. "Nie traktuję tych spotkań jak porażki, bo były dwa remisy" - ogłasza Siergiej Pareiko oskarżając drużynę z Liege o grę faul, brudne sztuczki i zachowania niegodne mężczyzn. A może bramkarz Wisły chciałby coś powiedzieć swoim kolegom, którzy sprawili, że ze 180 minut rywalizacji, połowę czasu rywale grali w przewadze? Gervasio Nunez powinien zostać "rozszarpany" w szatni. Ratując jego błąd w pierwszym meczu Michał Czekaj faulował w polu karnym i wyleciał z boiska, w drugim Nunez sam bezmyślnie skosił rywala mając żółtą kartkę. Jeśli był zmęczony lub nie miał ochoty grać dalej, mógł poprosić o zmianę. Tymczasem osłabił kolegów w chwili, gdy po zmarnowaniu pierwszej połowy szykowali się do ataku. Zmarnowaniu? Tak. Łukasz Garguła radośnie oznajmia, że w pierwszej części gry drużyna chciała utrzymać wynik 0-0. Kuriozalne, bo przecież dawał on awans Standardowi Liege. Czyli, aż 45 minut z 90 w rewanżu zostało przez wiślaków wyrzucone do kosza. Atak miał nastąpić w drugiej połowie, ale od 63. min trzeba było grać w dziesiątkę. Wychodzi na to, że Wisła podarowała sobie zaledwie kwadrans normalnej walki o awans! "Mogliśmy dać z siebie więcej" - wyznał Michał Żewłakow po przegranym meczu Legii ze Sportingiem w Lizbonie. Na usta ciśnie się pytanie: "dlaczego nie daliście?". Czy to był dla Legii mecz sezonu, czy sparing? Deklaracje Macieja Skorży wskazywały na to pierwsze, po zachowaniu jego graczy można było wyciągnąć wniosek, że nie pozwolili przekonać się trenerowi. Na trwonienie szans mogą sobie pozwolić wielcy. Legia od dawna do nich nie należy. Od wielu lat nie grała w europejskich pucharach tak dobrze jak w tym sezonie. Tę unikalną szansę trzeba było wycisnąć jak cytrynę, a nie przegrać ją w tak lekkomyślny sposób. Okazało się, że gracze polskich klubów nie mają szacunku nawet do własnego wysiłku. "Byliśmy lepsi, ale pechowo odpadliśmy" - powtarzają przy takich okazjach gracze Ekstraklasy prowokując do gorzkiej refleksji: "trzeba było być gorszym i awansować". Rywale grają o zwycięstwo, nasi o zachowanie twarzy, co zazwyczaj i tak niestety się nie udaje. Zmorą naszej piłki jest przeszywające do szpiku kości uczucie niedosytu, frustracji, bezsilności. Ono znowu powraca, paradoksalnie w tak szczególnym dla polskich klubów sezonie. Następnego takiego doczekają pewnie nasze wnuki. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego