Heat bez wielkich zmian i to jest ich siła
Miami Heat najlepiej wypadają w podsumowaniu transferów dywizji południowo-wschodniej NBA.

Przyszedł: Erick Dampier
Odszedł: Jerry Stackhouse
Miami Heat nie dokonali zbyt wielu zmian w swoim składzie już w trakcie sezonu. Jedyna to przyjście Ericka Dampiera w zamian za Jerry'ego Stackhouse'a. Jednak największe wzmocnienie przed najważniejszymi meczami dla Heat dopiero nadejdzie. To ich skrzydłowy Udonis Haslem, który się rehabilituje po kontuzji lewej stopy. Poza tym jedyna wymiana, o której się mówiło, to odejście Mike'a Millera, który nie spełnia pokładanych w nim nadziei.
Właśnie ten brak zmian może się okazać dla Heat najważniejsze. Biorąc pod uwagę zmiany w Celtics i Magic, które stawiają pod znakiem zapytania możliwość wkomponowania nowych zawodników, Heat mogą mieć nad nimi przewagę. Jednak muszą jak najszybciej nauczyć się wygrywać z silnymi przeciwnikami. Z Bulls i Celtics mają bilans 0-5. Są mistrzami w wygrywaniu z drużynami z dolnej części tabeli i jeśli nie poprawią się w spotkaniach z najlepszymi, to nie mają co marzyć o mistrzostwie.
Najważniejsze co muszą poprawić, to zatrzymanie Rajona Rondo z Bostonu. Może odpowiednim wyjściem byłoby wystawienie do obrony Rondo LeBrona Jamesa, który będzie miał dużą przewagę fizyczną, a może zdążyć na nogach przed rozgrywającym Celtics. Do pokonania Chicago Bulls będzie z kolei potrzebna siła podkoszowa. Z tym może być gorzej. Heat dysponują kilkoma doświadczonymi wysokimi, ale ich atletyczność minęła wieki temu. Zydrunas Ilgauskas, Juwan Howard i Erick Dampier mają już swoje lata świetności za sobą. Joel Anthony natomiast nic nie wnosi do gry w ataku, w związku z czym większość drużyn może sobie pozwolić na podwajanie jednego z graczy wielkiej trójki zostawiając Anthony'ego niekrytego.
Moja ocena Heat: 4+, ale trener Spoelstra zdecydowanie musi poprawić psychikę drużyny w meczach z najlepszymi.
Orlando Magic (37-22)
Przyszli: Gilbert Arenas, Earl Clark, Jason Richardson, Hedo Turkoglu
Odeszli: Vince Carter, Marcin Gortat, Rashard Lewis, Mickael Pietrus, Jason Williams
Transfery przeprowadzone przez Magic mają zarówno dobre i złe strony. Co prawda pozbyli się graczy, którzy już się wypalili (Vince Carter i Rashard Lewis), ale w ich miejsce nie przyszli tacy, którzy gwarantują sukces. Gilbert Arenas ma problem z przystosowaniem się do gry Magic i w 70 procentach meczów raczej rozbijał im grę bardziej niż pomagał. Podobnie ma się sytuacja z Jasonem Richardsonem, przyzwyczajonym do posiadania w drużynie świetnego rozgrywającego jakim jest Steve Nash. W systemie gry Magic jest już tylko strzelcem.
Wydawało się, że w drużynie będzie dziura pod koszem po odejściu Marcina Gortata, ale Dwight Howard zrobił taki postęp w grze indywidualnej, że tego braku póki co nie widać. Problem może się jednak pojawić lada chwila, gdyż Howard ma na swoim koncie 15 fauli technicznych, a po 16 zawodnik jest odsuwany od występu w jednym spotkaniu. Zobaczymy jak wtedy zagrają Magic.
Dla mnie osobiście największym mankamentem drużyny jest jej mała uniwersalność. Magic do perfekcji opanowali grę do środka i na zewnątrz, ale nic poza tym nie pokazują. Główną bronią zawsze był fakt podwajania Howarda przez drużyny przeciwne, a wtedy jeden z zawodników obwodowych zostawał bez krycia. W ten sposób Magic zdobywali tony punktów, ale takie drużyny jak Celtics, Lakers czy nawet Bulls nie będą podwajać centra Orlando i wtedy będzie problem. Tutaj widzę zdecydowanie zadanie dla Stana van Gundy'ego, ale nie prognozują im nic wielkiego, gdyż trener Magic znany jest z przywiązania do jednej taktyki.
Moja ocena transferów Magic: 3+
Atlanta Hawks (35-23)
Przyszli: Hilton Armstrong, Kirk Hinrich, Damien Wilkins
Odeszli: Mike Bibby, Jordan Crawford, Maurice Evans
Atlanta Hawks zdecydowała się oddać pierwszego rozgrywającego Mike'a Bibby'ego do Waszyngtonu w zamian za Kirka Hinricha. Jest to na pewno dobry transfer, gdyż Bibby miał duże problemy z zatrzymywaniem rozgrywających drużyn przeciwnych. Nie ma już takiej dynamiki jak za czasów gry w Kings i przez to wielokrotnie Hawks tracili. Na jego miejsce do pierwszej piątki wskoczył drugoroczniak Jeff Teague, który jest bardzo szybkim zawodnikiem i ma sporo przechwytów. Brakuje mu jednak doświadczenia, co może okazać się kluczowe w playoffs. Na pewno drużyna, w której jest mieszkanka zawodników młodych, jak Josh Smith (26 lat), Al Horford (25 lat), Marvin Williams (25 lat), ale i doświadczonych, jak Joe Johnson (30 lat) czy Jamal Crawford (31 lat) może być ciekawa. Jednak Hawks musieliby zdecydowanie zmienić swój styl gry.
I tu dochodzimy do osoby trenera Larry'ego Drew. Jest on na pewno mniej jednostronnym coachem niż był Mike Woodson, jego poprzednik, ale mimo wszystko jego wizja gry nie daje gwarancji przejścia nawet przez pierwszą rundę. Prawdopodobnie Hawks trafią w niej na Magic, którzy zmiażdżyli ich w poprzednim sezonie w playoffs. Tylko jakaś drastyczna zmiana gry mogłaby dać im szansę w pojedynku z Magic lub poważna obniżka formy Howarda.
Hawks mają największe braki pod koszem. Najczęściej gra tam Al Horford, który jest wprost urodzony do gry na pozycji silnego skrzydłowego, ale w obecnej sytuacji kadrowej, to on gra jako center w najważniejszych momentach meczu. Zmieniać go mogą Zaza Pachulia, Josh Powell lub Hilton Armstrong. Jasona Collinsa nie liczę, bo jest to zawodnik, który moim zdaniem nie powinien być w NBA, nie poradziłby sobie nawet w średniej drużynie z Europy.
Moja ocena transferów Hawks: 3
Charlotte Bobcats (26-32)
Przyszli: Dante Cunningham, Sean Marks, Morris Peterson, Joel Przybilla, D.J. White, trener Paul Silas
Odeszli: Sherron Collins, Dominic McGuire, Nazr Mohammed, Gerald Wallace, trener Larry Brown
Wydaje się, że oddanie najlepszego zawodnika z drużyny za kilku przeciętnych nie może być dobrym wyjściem. Jednak w przypadku Bobcats tak może być. Na odejściu Geralda Wallace'a może skorzystać kilku graczy, bo talentów w Bobcats nie brakuje. Dwaj najważniejsi, którzy skorzystają to Boris Diaw i Gerald Henderson. Żaden z nich nie zacznie nagle rzucać po 18-20 punktów co mecz, ale ich zdobycze znacząco wzrosną. Diaw stanie się ważniejszym ogniwem w ataku, a Henderson wskoczy za Wallace'a do pierwszej piątki. Kilka razy w tym sezonie już z resztą pokazał, że potrafi grać na wysokim poziomie.
Michael Jordan odważnie się zachował dokonując zmian pod koszem. Oddał Nazra Mohammeda, który potrafił regularnie rzucać po 10-14 punktów, a w zamian dostał Joela Przybillę, który jest bardzo solidny w obronie i w walce o zbiórkę, ale w ataku nie istnieje. Zdecydowany plusem jest pozyskanie Dantego Cunninghama. Ten zawodnik wielokrotnie w tym sezonie pokazywał się z dobrej strony w barwach Blazers, ocierając się kilkukrotnie o double-double. Może się on okazać ważnym wsparciem na pozycjach 3-4.
Bobcats będą do ostatnich dni sezonu regularnego walczyć o miejsce w playoffs z Indianą Pacers. Ich przewaga polega na doświadczeniu z zeszłego sezonu i na posiadaniu kilku doświadczonych zawodników jak właśnie Diaw czy Stephen Jackson. Jak tylko do zdrowia wróci Tyrus Thomas, to Bobcats znów będą trudni do pokonania dla każdego. Tym trudniejsze to będzie, że do świetnej obrony, której ich nauczył jeszcze poprzedni trener Larry Brown, dołożyli ciekawy atak, w którym nowe założenia trenera Paula Silasa gwarantują dużo kreatywności i niestandardowych rozwiązań.
Moja ocena transferów Bobcats: 3+
Washington Wizards (15-43)
Przyszli: Mike Bibby, Jordan Crawford, Maurice Evans, Rashard Lewis
Odeszli: Gilbert Arenas, Hilton Armstrong, Alonzo Gee, Kirk Hinrich, Lester Hudson, Mustafa Shakur
W drużynie ze stolicy USA zagrało w tym sezonie 21 zawodników. Taka zmienność nie ułatwia pracy trenerowi Philowi Saundersowi. Przyszłość także nie wygląda zbyt stabilnie. Po sezonie drużyna będzie chciała się pozbyć Mike'a Bibby'ego i Rasharda Lewisa. Budowa nowej drużyny opiera się na Johnu Wallu i lepiej dla Wizards będzie, jeśli szybko znajdą mu odpowiednich partnerów do gry, bo w innym wypadku Wall długo nie zagrzeje miejsca w Waszyngtonie. W Wizards jest kilku dobrych zawodników, ale nie za bardzo widać w nich ochotę do gry. Co do Lewisa i Bibby'ego to już jest dla nich koniec przygody z poważną koszykówką w NBA. Mogą stać się jeszcze dobrymi role-players w bardzo dobrych drużynach, ale nic poza tym.
Bardzo negatywnie zaskakuje Josh Howard, który jeszcze niedawno był graczem All-Star w barwach Mavericks. Wydawać by się mogło, że w takiej drużynie, w której brakuje doświadczonych zawodników, to on powinien być przywódcą, natomiast on od tego ucieka. Z resztą liczba utalentowanych zawodników jest naprawdę imponująca. Andray Blatche mimo swoich wszystkich wad charakterologicznych naprawdę sporo umie w ataku, JaVale McGee jest "freak of nature", ma takie warunki fizyczne, jakich nie widziałem od bardzo dawna. Do tego dochodzi oczywiście Wall, ale także Al Thornton, który jeszcze dwa sezony temu zdobywał 15 punktów co mecz w barwach Clippers, jest też Nick Young, który zrobił ogromny postęp i stał się pierwszym strzelcem drużyny. Trzeba tylko nauczyć całe to towarzystwo dyscypliny taktycznej i obrony.
I tu dochodzimy do osoby trenera, którego wielbicielem nie jestem. Saunders co prawda sprawdzał się w Wolves i w Pistons, ale tylko wtedy gdy miał naprawdę dobrych zawodników. W Minnesocie najwięcej osiągnął gdy miał do dyspozycji Kevina Garnetta w swoim szczytowym momencie, miał doświadczonych już wtedy Sama Cassella i Latrella Sprewella uzupełnionych o grupę świetnych role-players. W Pistons dostał drużynę mistrzowską. Z żadną z nich nie zaszedł wyżej niż do finału konferencji. Tymczasem z Wizards nie potrafi nawet nawiązać choćby walki o playoffs.
Moja ocena transferów Wizards: 4 za pozbycie się Arenasa, ale tylko 2 za jego zastępców
Jutro zapraszam na Northwest Division i dwóch największych wygranych końcówki okresu transferowego.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje