Unia z kretesem odpadła z rywalizacji w PGE Ekstralidze, po wyraźnej porażce w dwumeczu z Motorem Lublin. Nikt nie spodziewał się, że leszczynianie poradzą sobie z ligowym hegemonem, ale jednak styl tej przegranej jest druzgocący. Tak na dobrą sprawę pozamiatane było w połowie pierwszego meczu, rozegranego w Lesznie. Goście już od początku dyktowali warunki i pogoń Unii na nic się zdała. W rewanżu mogło być lepiej, gdyby nie słaba postawa Pawlickiego i Doyle'a. Zdobyli łącznie zaledwie 11 punktów. Dla zawodników, którzy w przeszłości wygrywali turnieje Grand Prix, to wynik kompromitujący, nawet z tak mocnym rywalem. Zresztą obaj w tym sezonie zawodzili regularnie. Doyle na swoim torze dawał objeżdżać się na przykład Kacprowi Pludrze. Pawlicki miewał mecze, w których był słabszy od juniorów. Trudno się dziwić, że cierpliwość prezydenta się skończyła. Kiedyś za Pawlickim stał murem. Teraz wygląda to zgoła inaczej. Jednego za rok nie będzie Wiadomo już, że kolejny słaby sezon Pawlickiego nie ujdzie mu płazem. Zawodnik nie znajdzie dla siebie miejsca w Unii Leszno 2023. Niemal na pewno pojedzie dla Betard Sparty Wrocław, gdzie spotka się ze swoim dobrym kolegą, Maciejem Janowskim. To dla tego żużlowca ostatni dzwonek, by się obudzić. Od lat rozmienia się na drobne. W niczym nie przypomina już tego zawodnika, który kilka lat temu stawał na podium w turniejach o mistrzostwo świata. Pora na zdecydowaną reakcję. Doyle z kolei ma występy sinusoidalne. Jeden mecz pojedzie kapitalnie, inny położy koncertowo. Miewa jednak porażki ośmieszające go jako byłego mistrza świata. Na własnym torze potrafi przegrać z młodzieżowcem. Posucha na rynku jest jednak tak duża, że w Unii Doyle'a nadal chcą i zapewne chcieliby go także w innych klubach. Sezon 2023 może jednak być dla niego ostatnią szansą. Słowa Łukasza Borowiaka dobitnie świadczą o kończącej się cierpliwości. Czytaj też: Znów tego dokonał. To będzie przyszły mistrz świata?