Chyba nikt nie spodziewał się, iż sezon 2022 w wykonaniu Daniela Bewleya będzie aż tak spektakularny. Brytyjczyk w cyklu Grand Prix początkowo miał jedynie zbierać punkty i co jakiś czas awansować jedynie do półfinału pojedynczych zawodów. Po drodze okazało się jednak, że ten młody człowiek głodny jest znacznie większych sukcesów. Eksplozja formy zawodnika Betard Sparty Wrocław nastąpiła już kilkanaście dni temu, kiedy to dość niespodziewanie pogodził wielkich faworytów w domowej rundzie w Cardiff i po wymagających zawodach wzniósł w górę największy puchar. Podczas, gdy tacy żużlowcy jak Bartosz Zmarzlik, Leon Madsen czy Patryk Dudek walczyli z dziurawym jak szwajcarski ser torem, on jak gdyby nic z łatwością wjechał do finału, gdzie nie dał rywalom żadnych szans. Ci, którzy myśleli że na triumfie w stolicy Walii skończą się fajerwerki ze strony wciąż rozwijającego się 23-latka, byli w sporym błędzie. Może i sobotnie zawody we Wrocławiu rzeczywiście nie zaczęły się po jego myśli, bo po słabszym początku musiał drżeć o awans do choćby półfinału, ale po tym co zrobił później ręce aż same składały się do oklasków. W półfinale Daniel Bewley zbytnio nie przejął się tym, iż jako ostatni wybierał pole startowe, ponieważ popisał się takim refleksem i dojazdem do pierwszego łuku że już na drugim okrążeniu było właściwie pozamiatane. Odpadający z rywalizacji Bartosz Zmarzlik oraz Tai Woffinden mogli tylko z zazdrością spoglądać na Brytyjczyka zmierzającego do wielkiego finału. Decydująca gonitwa wieczoru to z kolei jeszcze większy popis rosnącego w siłę wraz z każdym kolejnym wyścigiem żużlowca Betard Sparty. Fani zgromadzeni na trybunach widząc piękną sylwetkę rudowłosego zawodnika błyskawicznie zapomnieli o kiepskiej postawie Macieja Janowskiego w tymże biegu i po przekroczeniu linii mety przez 23-latka wybuchnęli radością tak jakby zaraz z głośników miał popłynąć "Mazurek Dąbrowskiego". Dla Daniela Bewleya było to dopiero drugie zwycięstwo w karierze w rundzie indywidualnych mistrzostw świata. "Dopiero" w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo jego kariera wciąż się rozkręca i kto wie czy za rok uczeń Taia Woffindena, którego notabene właśnie przerósł, nie zagrozi samemu Bartoszowi Zmarzlikowi. Na razie jednak sam Daniel musi skupić się na obecnie trwającej rywalizacji, ponieważ wiele wskazuje na to, że zakończy się ona dla niego historycznym krążkiem. Obecnie plasuje się on bowiem na trzeciej pozycji, a do końca zostały tylko albo aż trzy rundy. Ta najbliższa już 10 września w duńskim Vojens. Czytaj też: Puściły mu hamulce. Wskazał winnych dramatu kolegi Oto sekret ich sukcesu. To może dać im awans