Syn marnotrawny wraca do Częstochowy. "Wyniki poszły w dół", trener ma plan ratunkowy
Pod Jasną Górą nikt nie zamierza pudrować rzeczywistości. Krono-Plast Włókniarz Częstochowa w tym roku uniknął degradacji, ale prawdziwa walka o życie dopiero się zaczyna. Z klubu odeszły największe gwiazdy, a kibice z niepokojem patrzą w przyszłość. Czy zmiana właściciela przyszła za późno? Mariusz Staszewski, trener "Lwów" stawia sprawę jasno. Zamiast płakać nad rozlanym mlekiem, wskazuje na dwóch ludzi, którzy mają wyciągnąć klub z przepaści.

Sytuacja w Częstochowie jest trudna. Strata trzech filarów drużyny to cios, po którym niejeden klub by się nie podniósł. W kuluarach mówi się, że gdyby zmiany na szczycie władzy nastąpiły kilka tygodni wcześniej, Włókniarz wyglądałby dziś zupełnie inaczej. Trener Mariusz Staszewski mówi jednak wprost, że klamka zapadła, zanim ktokolwiek mógł zareagować.
"Karty były rozdane" ws. gwiazd Włókniarza Częstochowa. Koniec złudzeń
Wszystko wskazuje, że sprawa odejścia liderów była przesądzona znacznie wcześniej. - Mówimy o tej trójce liderów? Nie ma co opowiadać bajek. Myślę, że od dłuższego czasu karty były rozdane - mówi wprost Staszewski w rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym", ucinając dyskusję o rzekomych szansach na zatrzymanie gwiazd.
Zamiast oglądać się za siebie, szkoleniowiec skupia się na tym, co ma w warsztacie. A ma tam materiał, który w odpowiednich rękach może zmienić się w bardzo dobry rezultat, który przy dobrych wiatrach może dać kibicom wiele radości.
Wybrali go zamiast Kurtza. Czas spłacić kredyt
Staszewski bierze w obronę nowe nabytki, przypominając, że Jaimon Lidsey i Jakub Miśkowiak to nie są przypadkowi zawodnicy z łapanki. To byli mistrzowie świata juniorów, których kariery znalazły się na zakręcie. Szczególnie ciekawy jest przypadek Australijczyka. - Szukajmy pozytywów. Nie ma co narzekać. I jeden i drugi to mistrz świata juniorów, czyli jeden i drugi ma potencjał i jechać potrafi - argumentuje trener. - Proszę pamiętać, że Jaimon Lidsey to zawodnik, na którego postawiła Unia Leszno i wybrała, rezygnując z Brady'ego Kurtza.
Dziś, gdy Kurtz jest gwiazdą ligi, te słowa brzmią wymownie. Staszewski wierzy, że Lidsey wciąż ma w sobie to "coś", co kiedyś kazało działaczom Unii postawić na niego krzyżyk przy nazwisku rodaka. - Potencjał jest naprawdę duży, tylko trzeba to pokazać. Kwestia jest taka, żeby Lidsey w Częstochowie odpalił. Proste to nie będzie, ale też nie jest niewykonalne i niemożliwe - dodaje.
Miśkowiak wraca do domu. Ostatnia szansa na odbudowę?
Drugim filarem "planu ratunkowego" jest powrót syna marnotrawnego. Jakub Miśkowiak wraca pod Jasną Górę po chudych latach. Transfer do Stali Gorzów okazał się sportowym niewypałem, lepiej też nie było w Bayersystem GKM-ie Grudziądz, choć tutaj okazał się sporym wzmocnieniem, jednak wyniki drastycznie spadły w stosunku do poprzednich lat. Staszewski widzi w tym jednak szansę, bo powrót na stare śmieci ma zadziałać jak terapia szokowa.
- Podobnie jest zresztą z Kubą Miśkowiakiem. Po odejściu z Włókniarza te jego wyniki poszły w dół, to trzeba liczyć, że powrót do Częstochowy znów postawi na nogi tego zawodnika. Liczę na to, że wróci na właściwą ścieżkę - kończy z nadzieją Staszewski.












