Tego nie puścili w TV. Polacy szantażowani. "Dobrze, że nie nagrywa mnie kamera"
Niedzielny konkurs PŚ w Wiśle przyniósł wreszcie polskim fanom skoków narciarskich sporo satysfakcji. Pięciu naszych reprezentantów w serii finałowej, dwóch w czołowej dziesiątce. Ale kiedy kurtyna opadła, wrócił duszny klimat, który towarzyszył imprezie od samego początku. Organizatorzy zawodów czują się szantażowani przez dyrektora pucharowego cyklu, Sandro Pertile. I już dzisiaj wiedzą, że problem wróci.

Długi weekend ze skokami narciarskimi rozpoczął się już w czwartek. Przez dwa dni na obiekcie w Wiśle-Malince rywalizowały panie. Otoczka ich zmagań wyglądała jednak przygnębiająco, na trybunach zgromadziło się ledwie kilkadziesiąt osób.
To efekt kaprysu, którego twarzą pozostaje Sandor Pertile, dyrektor PŚ. Na jego zarządzenie rywalizacja kobiet toczyć się ma w tym samym miejscu i czasie, co walka o pucharowe punkty mężczyzn. Wszelkie argumenty na "nie" trafiają w próżnię.
Sandro Pertile wywiera brzydką presję. Polacy pod ścianą. "Dobrze, że nie nagrywa mnie żadna kamera"
Organizatorzy PŚ w Wiśle próbowali przekonać włoskiego działacza, że panie mogą startować w tym samym czasie, ale na skoczni w niedalekim Szczyrku. Tamtejszy obiekt spełnia wszystkie pucharowe kryteria. Logistycznie taki wariant nie generuje żadnych komplikacji. Sugestia spotkała się jednak ze stanowczą negacją.
- Dobrze, że nie nagrywa mnie żadna kamera - mówił jeszcze w piątek Andrzej Wąsowicz, szef komitetu organizacyjnego PŚ w Wiśle, cytowany przez Sport.pl. - To są minimalne szanse. Upartość ze strony pana Pertile jest zdumiewająca. A my ten opór musimy postawić, żeby nas nie posądzano, że jesteśmy usłużni. Szantażowanie nas tym, że zabiorą nam Puchar Świata mężczyzn, jest nieprzyzwoite.
Pertile zdaje sobie sprawę z istoty problemu. Nic jednak nie wskazuje na to, by skłaniał się ku zmianie podjętych decyzji. Zachowuje pozę niewzruszonego dyplomaty.
- Jestem przekonany, że pomimo niewielu kibiców, mieliśmy wyprodukowaną transmisję konkursów i mieliśmy okazję zaprezentować naszą dyscyplinę w telewizji. Być może mieliśmy tam nawet więcej kibiców. Z oceną zaczekałbym na wyniki oglądalności, ale zawsze staram się patrzeć na pozytywy - mówi dyrektor PŚ w rozmowie ze Sport.pl.
Włoch daje jednocześnie do zrozumienia, że jeśli Polska ma kłopot z ugoszczeniem skoczkiń i skoczków w tym samym terminie na jednym obiekcie, to innych chętnych nie brakuje. Zawsze można dokonać korekty w kalendarzu FIS.
- Sandro Pertile, dyrektor PŚ, jest nieubłagany - przekonywał Wąsowicz w rozmowie z Interią. - Straszy nas. Zresztą wszyscy pamiętają, że w pierwszej wersji kalendarza PŚ Wisła nie została ujęta. Nie możemy sobie pozwolić na stratę tych konkursów mężczyzn, bo ucierpiałoby na tym miasto, region, ale też cała Polska. Dlatego teraz wyjątkowo się zgodziliśmy, by przeprowadzić konkursy kobiet, bo gdybyśmy wypadli z obiegu, to byłoby nam trudno wrócić do Pucharu Świata.
W najbliższy weekend pucharowa karuzela przenosi się do Klingenthal. Do Polski wróci w drugi weekend stycznia. Areną zmagań będzie wówczas Wielka Krokiew w Zakopanem.















