Lwy zjadły Pumy. Pierwszy brąz w historii
Anglia po wygranej z Argentyną 26:23 zdobyła brązowy medal Pucharu Świata rugby po raz pierwszy w historii. Początkowo wydawało się argentyńskie „Pumy” zostaną rozgromione, jednak ten mecz był bardzo wyrównany do samego końca. Jutro o godzinie 21 w wielkim finale Pucharu Świata, Nowa Zelandia zagra z RPA. Transmisja w Polsacie Sport Extra.

W tego typu mistrzowskich imprezach brązowy medal najczęściej wygrywa ten, kto bardziej chce, kto jest bardziej zdeterminowany. Na papierze w lepszej kondycji psychofizycznej powinni być Argentyńczycy, którzy po półfinale mieli o jeden dzień odpoczynku więcej, a ich trener mówił, że dla nich mecz o brąz jest jak o złoto. Rugbyści spod znaku róży mówili niewiele, trudno się dziwić po tak niefortunnej przegranej jak z RPA, zaledwie 15:16. Jednak to "Lwy" okazały się lepsze od "Pum" i odniosły minimalną wygraną 26:23, by zdobyć brązowy medal Pucharu Świata pierwszy raz w historii.
Zmierzający do zakończenia Puchar Świata trwa już siedem tygodni, a wydaje się, że jeszcze dłużej, bo dwie pory roku. Mecz inauguracyjny między Francją a Nową Zelandią z 8 września toczył się przy 32-stopniowym skwarze, dzisiejszy mecz o 3. miejsce to prawdziwie angielska pogoda charakteryzująca się ulewnym deszczem.
To w pierwszej połowie sprzyjało przyzwyczajonym do takiej aury rugbistom spod znaku róży. Po 20. minutach Anglia prowadziła 13:0 i zapowiadało się na pogrom. Marcus Smith był wszędzie grając na pozycji obrońcy. Kto wie, jaki wynik padłby w półfinale, gdyby mógł grać?
Ben Earl, zdaniem wielu najlepszy angielski zawodnik Pucharu Świata położył piłkę na polu punktowym, a Argentyna była bezradna, popełniała dużo błędów, a mokra piłka wypadała im z rąk w łatwych sytuacjach. Angielska obrona grała bez najmniejszego zarzutu, aż wreszcie "Los Pumas" przeprowadzili piękną akcję i punkty przyłożył zawodnik młyna, Tomas Cubelli.
Do przerwy "Lwy" prowadziły 16:10, a zaraz po pauzie ich przewaga była już tylko wspomnieniem, gdy piękną akcją popisał się Santiago Carreras i to południowoamerykańscy rugbiści po raz pierwszy wyszli na prowadzenie 17:16.
Dosłownie w kolejnej akcji Theo Dan, który popełnił błąd przy przyłożeniu dla Argentyny zrehabilitował się w pełni i prowadzenie wróciło do drużyny europejskiej.
Do końca trwała wojna nerwów - "Lwy" uciekały a "Pumy" goniły. Pytanie brzmiało, czy Anglicy wytrzymają kondycyjnie, przecież byli na zgrupowaniu od początku czerwca, czyli prawie pięć miesięcy. Teraz pójdą na zasłużone urlopy, a świat sportu jutro będzie pasjonował się finałem Pucharu Świata, w którym zagrają rugbowe potęgi - Nowa Zelandia i RPA. Transmisja w Polsacie Sport Extra.
Anglia - Argentyna 26:23 (16:10)
Anglia: Smith, Steward, Marchant, Tuilagi, Arundell; Farrell, Youngs, Genge, Dan, Stuart, Itoje, Chessum, Curry, Underhill, Earl. Wykończeniowcy: George, Rodd, Cole, Ribbans, Ludlam, Care, Ford, Lawrence.
Argentyna: Mallia, Boffelli, Cinti, De la Fuente, M. Carreras; S. Carreras, Cubelli, Gallo, Montoya, Kodela, Pagadizabal, Rubiolo, Gonzalez, Kremer, Isa. Wykończeniowcy: Creevy, Sclavi, Bello, Alemanno, Bruni, Velez, Sanchez, Moroni.
Z Paryża - Maciej Słomiński, Interia


