Przed turniejem zapowiadaliśmy w Interii ze Stanisławem Powała-Niedźwieckim trenerem Budowlanych Lublin, że trwający aż 7 tygodni turniej będzie ciekawy i faktycznie, choć zostały jeszcze dwa mecze, już można podsumować, że francuski Puchar Świata był fantastyczny. Wiele osób, które wcześniej nie wiedziało o co chodzi, zainteresowało się rugby, laicy dopytywali o szczegóły tej pięknej gry, daj Bóg zostaną w naszej rodzinie na dłużej. Każdy zostanie przyjęty z otwartymi ramionami - to rodzina, do której łatwo wejść, trudniej ją opuścić, o czym przekonałem się na własnej skórze, przesyłając tę korespondencję z Paryża otoczony jestem przez ludzi rugby z całej Polski. Jesteś w rodzinie - ktoś pomoże, taki jest właśnie etos tej gry. Wielka też zasługa w popularyzacji gry jajowatą piłką Andrzeja Kopyta i Roberta Małolepszego (rodem z Sochaczewa - najbardziej rugbowego miasta w Polsce) , którzy brawurowo komentują i pozytywnie zarażają rugby na antenie Polsatu Sport. Przedwczesne finały Mawia się, że na piłkarskich mundialach najpiękniejsze są półfinały, ale rugby pisze własną historię i tak było tym razem. Losowanie turnieju odbyło już trzy lata temu, gdy układ sił w światowej czołówce był zgoła odmienny niż dzisiaj. Przez to do przedwczesnych finałów (i to aż dwóch!) doszło już w ćwierćfinale. Francja zbiła w pierwszym meczu turnieju Nową Zelandię (pierwsza w historii Pucharu Świata porażka "All Blacks" w meczu grupowym) czemu ze zdumieniem i otwartymi buziami z trybun Stade de France przyglądali się piłkarscy miliarderzy - Kylian Mbappe et consortes, którzy z trudem usiłowali zrozumieć i ogarnąć co dzieje się na boisku. Gospodarze mieli wielkie apetyty na pierwszy w historii tytuł, pojawiły się nawet głosy porównujące podniosłą atmosferę w kraju do tej sprzed ćwierćwiecza, gdy "Zizou" i jego ekipa zjednoczyli naród wokół piłkarskiego złota. Jednak w ćwierćfinale na drodze Francji stanęli mistrzowie świata z RPA. Trener koszykarzy Houston Rockets, Rudy Tomjanovich powiedział kiedyś: "Never underestimate the heart of the champion", czyli w wolnym tłumaczeniu "mistrzowie walczą sercem do końca". I mistrzowie świata faktycznie dali z serca i wątroby, wygrywając z gospodarzami jednym punktem - 29:28 - po końcowym gwizdku stało się jasne, że o wyniku zdecydowało zablokowane podwyższenie Thomasa Ramosa. Nawet w polskiej Ekstralidze podwyższenie (czyli kop na słupy za 2 punkty, który następuje po przyłożeniu, które waży punktów 5) jest przeważnie formalnością. Tu było inaczej - zza linii jak z procy wystrzelił skrzydłowy Cheslin Kolbe, który ma 170 cm i waży 75 kg. Ja interesuję się rugby dopiero od kilku lat, ale starsi i bardziej doświadczeni koledzy, z formacji ataku i młyna, którzy zęby zjedli (niektórzy stracili) na rugby - czegoś takiego nie widzieli. Jakie są szanse na to, że podwyższenie zostanie zablokowane? Niewielkie. A na takim poziomie? Już w ogóle mikre. A jednak tak się stało. Filigranowy Cheslin Kolbe niech będzie dedykacją dla tych, którzy myślą, że aby grać w rugby trzeba być 120-kilowym grubasem o kwadratowej szczęce. Wielkie pokolenie z niczym Trudno było nie mieć złamanego serca, gdy irlandzki kapitan Johny Sexton schodził z boiska po przegranym ćwierćfinale z "All Blacks" 24:28 ze swoim synkiem, który szeptał mu na ucho: "tato, dla mnie i tak jesteś najlepszy". Nie wiadomo, czy malec śledził światowy ranking rugby, ale faktycznie Irlandia była na jego szczycie przed turniejem. Mała wyspa (7 milionów mieszkańców, w rugby cała wyspa gra pod jedną flagą) tak silna jeszcze nigdy wcześniej nie była. Dla 37-letniego Sextona i całej generacji jego kolegów ten mecz nie oznaczał "tylko" przegranego ćwierćfinału - tym turniejem wielu Irlandczyków zakończyło kariery, kolejnej szansy nie będzie. Stanął na drodze rugbystów Nowej Zelandii. Wysiedli i załatwili sprawę O starciu finałowym Nowej Zelandii z RPA, licznych podtekstach i historycznych kontekstach napiszemy szerzej jutro, choć już wiadomo, że i tak będzie niedosyt, bo tematu właściwie nie da się wyczerpać. Dość napisać, że o poprzednim finałowym starciu "Springboks" i "All Blacks" z 1995 r. powstała książka i film, a sam mecz znacznie przekroczył ramy sportu. Skład pierwszej czwórki pokazuje, że w rugby górą jest półkula południowa, ich dominacja na światowym tronie trwa od 2003 r., gdy jedyny raz mistrzem została drużyny europejska - Anglia. Właśnie Anglia została europejskim jedynakiem w najlepszej czwórce - ekipa powszechnie nielubiana, wyszydzana nawet we własnym kraju, a była najdłużej niepokonaną ekipą w turnieju. Piękna gra nie jest ich domeną, ale trudno było się nie zachwycić ich heroiczną obroną w półfinale z RPA. To był wyczyn sportowy na najwyższym światowym poziomie i żal było rugbistów spod znaku róży, którzy zagrali na 120 % swoich możliwości, a i tak zeszli z boiska przegrani - 15:16, mimo że prowadzili przez cały mecz. Formacja ataku "Sprinboks" rzadko miała piłkę, a w polu 22 metrów już w ogóle. Aby wygrać, RPA cynicznie doprowadziło do karnego, którego z zimną krwią wykorzystał rezerwowy Handre Pollard, który zastąpił łącznika ataku Maniego Libboka, ściągniętego z boiska już w trakcie pierwszej połowy - pożyczając sformułowanie z piłki nożnej - "dostał wędkę" - sytuacja niecodzienna, ale tu nie ma świętych krów i litości. Wszystko podporządkowane jest drużynie - kapitan Siya Kolisi też został zdjęty z boiska. Czy trener RPA, Jacques Nienaber zwariował? Nie, robił wszystko by wygrać i to się udało. Uchylone drzwi Każda z drużyn, które znalazły się w czwórce, wróci do domu z tarczą. Anglicy zagrali na tym turnieju świetnie i częściowo odzyskali sympatię kibiców. W meczu o 3. miejsce z Argentyną będą faworytem, zwłaszcza że już raz "Los Pumas" na tym turnieju pokonali - było to w pierwszym meczu grupowym, gdy Anglicy byli górą, mimo że prawie cały mecz grali o jednego zawodnika mniej po czerwonej kartce. "Rugby obnosi się ze swoją izolacją, żadna inna dyscyplina aż tak bardzo nie zamyka się w sobie. Nigdzie nie panuje aż taki dyktat kilku krajów, narzucony od początku rywalizacji i istniejący do dziś. Najstarsze i najważniejsze rozgrywki międzynarodowe nazywają się Pucharem Sześciu Narodów i właściwie oddają prawdziwy zasięg rugby w Europie. Uczestniczą w nich: Anglia, Walia, Irlandia, Szkocja, Francja i Włochy. Włosi biorą udział w tej imprezie dopiero od 2000 roku, Francuzi od 1910. Nazwa oczywiście się zmieniała wraz z przyjmowaniem nowych członków, ale turniej pozostawał na tym samym nieosiągalnym dla innych drużyn poziomie.(...) Poza Starym Kontynentem tak naprawdę ważne są tylko drużyny Australii, Nowej Zelandii, RPA i kilku państewek na wyspach Pacyfiku: Fidżi, Tonga, Samoa. Na wzór europejskiego turnieju, by nie grać wyłącznie meczów towarzyskich albo imprez pokazowych, od 1996 roku odbywa się Rugby Championship, czasami nazywany Turniejem Trzech Narodów, w którym uczestniczą Australia, Nowa Zelandia i RPA, a od trzech lat Argentyna, która na półkuli południowej stara się skruszyć mur konserwatyzmu - jak Włosi w Europie". Powyższe słowa napisał osiem llat temu w dzienniku "Rzeczpospolita" mój redakcyjny kolega Olgierd Kwiatkowski i miał rację. Rugby jest sportem bardzo konserwatywnym, najlepsi grają między sobą i nie dopuszczają maluczkich do stołu. Nie tylko dlatego, że jak w piłce nożnej (Superliga tuż-tuż) ich działaniami kieruje zachłanność, ale po prostu rozwarstwienie poziomów jest tak wielkie, że nie ma sensu, żeby 34. w klasyfikacji światowej Polska grała z dziesiątym Fidżi, bo nie dość że wynik będzie trzycyfrowy, to jeszcze kilku zawodników może skończyć w szpitalu. Ten Puchar Świata, dziesiąty w historii, pokazał, że przepaść jest coraz mniejsza - z dobrej strony pokazały się Urugwaj, Gruzja, Japonia (ale to akurat nie jest niespodzianka) - drzwi można uchylić stąd rozszerzenie Pucharu Świata do 24 drużyn od następnej imprezy. Haka Jeszcze przed dwoma decydującymi meczami można stwierdzić, że w skali globalnej przyszłość rugby jest jasna. Póki co czeka nas finał turnieju o Puchar Świata, a przed nim nowozelandzka "haka", czyli wojenny taniec maoryskich wojowników. Dwayne Burrows, Nowozelandczyk z Ogniwa Sopot tłumaczył fenomen haki i "All Blacks" w wywiadzie dwa lata temu. - "All Blacks" zrobią wszystko, by strącić "Spingboks"z mistrzowskiego tronu. (...) W Nowej Zelandii wykonuje się ją na weselach, pogrzebach, przed meczami "reprezentacji", którzy wykonują "Ka mate". Każda haka oznacza co innego. Każda szkoła, każdy klub rugby ma swoją. Niektóre z nich oznaczają szacunek dla rywala, niektóre mają go onieśmielić, inne ułatwić sprostaniu wyzwaniu. Maorysi przekazywali sobie hakę z pokolenia na pokolenia, współcześni Nowozelandczycy przyjęli ją jako swoją. Gdy grają "All Blacks" czasem haka jest ciekawsza od meczu. Rywale też mają szacunek dla haki. Ja wykonywałem hakę wiele razy. Gdy grałem dla New Zealand Heartland przeciw drużynie nowozelandzkiej marynarki wojennej obie drużyny wykonywały hakę jednocześnie. Tym razem jedno jest pewne - mecz finałowy nie będzie mniej ciekawy od przedmeczowej haki. Zapowiada się fascynujący spektakl. RPA i Nowa Zelandia mają po trzy tytuły mistrzowskie, teraz zagrają o czwarty. Z Paryża - Maciej Słomiński, Interia