Powołania Jana Urbana. Wreszcie jakiś wstrząs
Na liście powołanych przez Jana Urbana nie ma Przemysława Frankowskiego i Jakuba Piotrowskiego. Nie ma też z tego powodu żadnej tragedii.

I nie chodzi o to, czy Piotrowski z Frankowskim zasłużyli na powołanie, czy nie. Jeśli wymagamy od selekcjonera, by miał własny pomysł na reprezentację Polski - to nie może podejmować samych popularnych decyzji, które będą zgodnie podobały się większości kibiców.
Nie są to też jakieś skandaliczne pominięcia, które odmienią oblicze biało-czerwonych. Nie jest to błyszczenie na siłę, pokazywanie za wszelką cenę, że jest się szefem, a tak można było odczytać aferę kapitańską, która w praktyce odsunęła z drużyny narodowej Roberta Lewandowskiego.
Adam Nawałka i Krzysztof Mączyński - to często duet, który jest przywoływany przy okazji dyskusji o następcach ćwierćfinalistów EURO 2016, jako nietypowe zagranie selekcjonera i wykorzystanie niestandardowych rozwiązań do realizacji własnego planu na mecz.
Nie każdy musi nosić fortepian. Potrzebni są też do tego, by go nosić, ale też tworzyć wokół tych grających i noszących dobrą atmosferę, dośpiewując w chórkach refreny. Wszystko musi tworzyć całość. A jej nie tworzy się jak w serii gier EA Sports.
Drużyna to żywy organizm, Jan Urban doskonale to rozumie. Myślę, że wszystko to, co mówią o nim współpracujący z nim w przeszłości piłkarze, daje mu kredyt zaufania w doborze ludzi. Bo selekcjonerem, moim zdaniem, może być lepszym niż trenerem. Czynnik ludzki jest niebagatelny, więc zaufałbym pod tym kątem selekcjonerowi.
Oczywiście, on też może się mylić. Może lepszy byłby Oskar Wójcik niż Kryspin Szcześniak? Rozumiem, o co chodzi Urbanowi, który stwierdził, że jeśli ocenia dwóch zawodników tak samo, wybierze tego, którego lepiej zna.
Łatwo w takim momencie rzuca się oskarżeniem o pewnego rodzaju nepotyzm, kumoterstwo, kolesiostwo. Nie zauważając przy tym ważnego zastrzeżenia: "jeśli ocenia zawodników tak samo". Bo skoro tak jest, mógłby równie dobrze rzucić monetą. Albo jak Janusz Wójcik ćwierć wieku temu, strasząc niczego niespodziewających się, siedzących przy biurku Jerzego Dudka i Adama Matyska - a później wybierając do gry tego, który się nie przestraszył.
Musi być jednak spełniony warunek: ocena 50/50. I wierzę, że przy tej ocenie już znajomość takiego znaczenia nie ma. Możesz wybierać według dowolnych zasad, o ile podstawy do tego wyboru, cała analiza i ocena, są sprawiedliwe. Nieuczciwość dla każdego trenera jest pierwszym stopniem do zwolnienia.
Szcześniak gra w Górniku Zabrze, który ma za sobą bardzo udaną jesień w Ekstraklasie - jego powołanie nie jest żadnym skandalem. Podobnie jak Filipa Rózgi, który z niezłej strony prezentuje się w austriackim Sturmie Graz. Gra również w europejskich pucharach: 90 minut z Nottingham Forest, asysta z Celtikiem.
Awans z młodzieżowej reprezentacji Polski wydaje się naturalny. Trochę szkoda, że bez Oskara Pietuszewskiego, bo moim zdaniem ten skrzydłowy również na próbę w dorosłej kadrze zasłużył. Zwłaszcza że najbliższe dwa mecze są o punkty głównie z nazwy.
Nie mamy bowiem wielkich szans na to, by zająć pierwsze miejsce w grupie - a trzeba kompromitacji na Malcie, by stracić miejsce dające prawo do gry w barażach. Oczywiście, żadnego z tych meczów nie można zlekceważyć. Do każdego trzeba podejść tak, jakby był ostatnim w życiu. W końcu grasz z Orzełkiem na piersi.
Ale dla selekcjonera to komfort, który graniczy z tym doświadczanym w meczach towarzyskich. Jan Urban przyszedł w bardzo trudnym momencie, po porażce z Finlandią, która jest naszym największym rywalem do baraży. Nie tylko z nią wygrał, i to już na pierwszym zgrupowaniu, ale też urwał punkt Holandii na wyjeździe.
Bez gadania o potrzebie czasu, aklimatyzacji, wdrożenia. Wszedł i zrobił wynik. Uratował nam eliminacje.
Oczywiście, każdy ma prawo do własnej opinii. Ja też. I uważam za śmieszne ataki na niego, bo w odpowiednich warunkach - a takie są na najbliższym zgrupowaniu - zdecydował się na niewielkie roszady.
Mam nadzieję, że selekcjoner będzie robił swoje. Nie trzeba słuchać się ekspertów, by wygrywać. A w ostatnich latach mam coraz silniejsze wrażenie, że wręcz nie wolno.












