Leo Beenhakker nie pomylił się co do Jana Urbana, ale prawdziwy test dopiero przed kadrą
To jedna z większych przywar polskich kibiców futbolu, a może i w ogóle Polaków. Popadanie ze skrajności w skrajność. Wynoszenie kogoś na piedestał, by za chwilę mieszać z błotem. Tak też jest z reprezentacją Polski. Po remisach z Holandią wydawało się, że zaraz będziemy jednym z faworytów mundialu, ale po wygranej (!) z Maltą to już może lepiej byłoby na te mistrzostwa nie jechać.

Po remisie z Holandią głównie piano z zachwytu nad kadrą Jana Urbana. Holendrzy już byli prawie na łopatkach, nie wiedzieli, co się dzieje i tylko szkoda, że tak późno doszło do zmiany selekcjonera, bo można było wygrać grupę. Prawda jednak jest taka, że nasi rywale nie musieli zbytnio się wysilać, żeby zremisować w Warszawie, a i tak przeważali przez niemal całe spotkanie. Prowadzili grę, co chwilę byli w okolicach pola karnego Polaków i stwarzali zagrożenie. Byli jednak nieskuteczni, a do tego polska obrona nie pozwoliła im na zbyt wiele. Gdyby musieli wygrać, wrzuciliby trzeci czy czwarty bieg.
Trzy dni później mecz z Maltą. Wynik znamy - zakończyło się wymęczoną wygraną 3:2. I na kadrę posypały się gromy. "O włos od kompromitacji", "Blisko tragedii na Malcie" itd., itp.. A to spotkanie, a właściwie wynik, nie miał większego znaczenia dla grupy, bo i tak Polacy zagrają w barażach. Tyle że ta kadra nie jest aż tak mocna, by rywalizować z najsilniejszymi jak równy z równym, ani tak słaba, by mieć problemy z najsłabszymi. Wciąż jest co najwyżej europejskim średniakiem. A prawdziwy test dopiero przed nimi - baraże.
Urban zbudował porozumienie z zespołem i zaskarbił zaufanie kibiców
I to właśnie w tych dwóch (oby) meczach przekonamy się, na co stać kadrę trenera Urbana. Selekcjonera powołano w odpowiednim momencie. Choć miał mało czasu, to zdążył posprzątać bałagan po poprzedniku. Pod jego wodzą zespół zrobił to, czego od niego oczekiwano (wygrane z Litwą, Finlandią i Maltą), a remisy z Holandią to plus, dzięki któremu można do reprezentacji podchodzić z umiarkowanym optymizmem.
Wprowadził spokój, nie buduje murów między sobą a mediami, przekonał kibiców, że selekcjonera i tę drużynę da się lubić, dogadał się z Lewandowskim, a jego pomysły (Wiśniewski, Ziółkowski, Skóraś) generalnie wypaliły.
Brak awansu na mundial będzie porażką dla polskiej piłki, ale nie powinien jednak przekreślić pracy Urbana. Przejął kadrę w trudnym momencie, wycisnął, co się dało (raczej nikt nie spodziewał się, że wyprzedzimy Holandię), a do barażów najpewniej przystąpimy z pierwszego koszyka. I obaj rywale w drodze na mundial powinni być w zasięgu jego piłkarzy. Pokazał jednak w wyjątkowo krótkim czasie, że Leo Beenhakker miał przed laty rację, kiedy mówił, że to Urban powinien być kolejnym selekcjonerem reprezentacji Polski.













