Ważny triumf wymknął się Manchesterowi United. Klub Fabiańskiego zawalczył o ocalenie
Premier League nie zwalnia - tuż przed sobotnią inauguracją 15. kolejki tych rozgrywek w czwartek doszło do zwieńczenia wcześniejszej serii gier, a ostatnim akcentem kolejki 14. był w tym przypadku mecz Manchesteru United z West Ham United. Potyczka ta zakończyła się remisem 1:1, co było zawodem dla "Czerwonych Diabłów" i (mimo wszystko) cennym zapunktowaniem dla "Młotów". Łukasz Fabiański - z powodu trwającej walki z urazem pleców - nie mógł nawet zasiąść na ławce rezerwowych WHU.

14. odsłona rywalizacji o mistrzostwo Anglii przyniosła kibicom naprawdę ogrom ciekawych rozstrzygnięć - od niespodziewanej porażki Chelsea 1:3 z Leeds United, przez kolejną wpadkę Liverpoolu (1:1 z Sunderlandem) aż po absolutnie szalone widowisko na Craven Cottage między rozegrane między Fulham a Manchesterem City (4:5).
Zwieńczeniem kolejki stał się mecz między Manchesterem United a West Ham United - "Czerwone Diabły" za swój cel miały przegonienie w tabeli m.in. Liverpool F.C. i doskoczenie do ścisłej czołówki Premier League, z kolei "Młoty" chciały usilnie uciec ze strefy spadkowej...
Drobne przebłyski West Hamu i dominacja Manchesteru United. "Czerwone Diabły" biły jednak w pierwszej połowie głową w mur
Początek spotkania upłynął pod znakiem kontroli przebiegu zdarzeń ze strony gospodarzy - krótko po pierwszym gwizdku podanie w pole karne otrzymał Zirkzee, ale nie był on w stanie oddać wówczas strzału - niemniej była to pierwsza poważniejsza próba dla defensywy "The Hammers".
Holender pozostawał aktywny z przodu, a tymczasem w 6. minucie swoją pierwszą dogodną sytuację mieli goście - przed polem karnym do piłki dopadł Mateus Fernandes i uderzył mocno, ale jednocześnie został skutecznie zablokowany przez Casemiro, który wykazał się kapitalnym refleksem i przewidywaniem ruchu rywala.
Tempo rywalizacji było naprawdę dobre - futbolówka wędrowała raz w jedną, raz w drugą "szesnastkę", ale każdorazowo skutecznie reagowały linie obrony obu drużyn. Tak było chociażby w 17. minucie, kiedy uderzenie Bowena zostało momentalnie zatrzymane - wcześniej zaś podaniem do niego popisał się Wan-Bissaka (notabene były zawodnik MU), który pozostawał jedną z najaktywniejszych postaci w szeregach West Hamu.
Niedługo potem, po stały fragmencie gry, piłka powędrowała do Malicka Dioufa, który stał osamotniony przed polem karnym - gdyby zdołał on uderzyć czysto piłkę, to Senne Lammens mógłby być w wielkich tarapatach, natomiast skiksował on i mógł jedynie łapać się za głowę.
Przytomniejsza riposta ze strony ekipy z Old Trafford nadeszła dopiero w 24. minucie - Bruno Fernandes dośrodkował w stronę Zirkzee, ale w ostatnim momencie interweniował Todibo. Potem zaś próbą przelobowania Areoli popisał się Mbeumo, ale bramkarz wykonał kapitalną paradę.
"Młoty" w tym fragmencie rozgrywki wyraźnie cierpiały, stając się stroną przypieraną do muru przez oponentów. W 28. minucie piłkarze Rubena Amorima byli już naprawdę blisko otworzenia wyniku. Diallo poczarował w polu karnym, po czym zagrał na Zirkzee, który uderzył głową, ale jego strzał wybił z linii Wan-Bissaka, również zagrywający futbolówkę głową. Cunha minął się z piłką, ale Fernandes za to popisał się uderzenie z powietrza - i chybił minimalnie obok słupka.
Oblężenie bramki Areoli trwało. Po kilku chwilach strzał z podkręconej piłki z dystansu oddał Amad Diallo, ale próba ta zakończyła się na trafieniu poza linię końcową. Niezmiennie aktywny pozostawał następnie z przodu kapitan "Czerwonych Diabłów", Bruno Fernandes, który raz sam kusił się na strzał, a raz starał się dogrywać do któregoś z kolegów.
Lammens dopiero w 35. minucie musiał po dłuższej przerwie na poważnie interweniować - bez problemu złapał w ręce strzał Bowena, który wcześniej popisał się wyśmienitym rajdem. To był jednak tylko przebłysk WHU - zaraz potem przewaga na murawie wróciła do obozu gospodarzy, którzy raz za razem wściekle atakowali bramkę ekipy przyjezdnej.
Walki było co nie miara - w 40. minucie Diallo próbował uderzać przewrotkę i nie wyszła z tego czysta próba, za to... przejechał on niechcąco korkiem po głowie Bowena, który ofiarnie w tym przypadku interweniował. Na szczęście piłkarzowi West Hamu nie stały się tu nic poważnego.
Goście na dobrą sprawę w zasadzie nie wyszli z tego "okrążenia" przed przerwą, nie licząc jednej akcji ofensywnej Soucka, która skutkowała podyktowaniem rzutu rożnego, który jednak nie przyniósł zawodnikom Nuno Espirito Santo korzyści. Manchester United mimo wszystko też nie był w stanie dopiąć swego przy wykończeniach akcji i pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.
Przełamanie United i niespodziewany bohater. Riposta West Hamu przyszła w końcówce
Pierwsze minuty drugiej połowy przyniosły dość chaotyczny obraz gry, z którego wyłoniła się niespodziewanie kapitalna akcja napędzona przez Zirkzee - ten w 48. minucie odegrał piętą do Mbeumo, który jednak mimo błyskawicznego dobiegnięcia do piłki nie był w stanie oddać uderzenia w światło bramki.
Na kolejne poważniejsze zagrożenie bramki Areoli trzeba było czekać niemal 10 minut - wówczas to Diallo dograł do Mbeumo, który huknął niczym z armaty, ale futbolówka utknęła w gąszczu "Młotów", trafiając potem niespodziewanie do Shawa. Ten jednak nie popisał się dokładnością i uderzył prosto w trybuny.
Dopiero po tej akcji West Ham zdołał skutecznie ruszyć z atakiem - jego główną postacią został Magassa, który rajd w głąb połowy rywali zakończył uderzeniem w siatkę boczną. Lammens mimo wszystko musiał asekurować to do końca.
W 58. minucie tymczasem doszło do przełomu - Diallo odegrał do Casemiro, a ten uderzył, ale piłka wpadła w rykoszet i trafiła do Diogo Dalota - ten z niedużej odległości nie mógł się pomylić - i otworzył rezultat. Było 1:0 dla gopsodarzy.
"Czerwone Diabły" szły za ciosem - niedługo potem na próbę wrzutki zdecydował się Fernandes, a piłka po odbiciu od Magassy poleciała w stronę bramki. Golkiper WHU tym razem jednak nie miał problemów z jej zatrzymaniem mimo nieco zaskakującego przebiegu zdarzeń.
"The Hammers" w następnych minutach podejmowali pewne próby doprowadzenia do remisu - aczkolwiek z reguły kończyło się na nieskładnych dośrodkowaniach w obręb "szesnastki". Najlepiej wyglądała tu sytuacja z 70. minuty, kiedy Potts uderzał z powietrza po dograniu Bowena - świetną interwencją popisał się jednak powracający Casemiro.
Zaraz potem to Bowen został adresatem podania - całkiem sprytnego, ze strony Magassy, ale tutaj z kolei kapitalny wślizg zaprezentował Yoro. Tymczasem w 73. minucie Mbeumo ruszył z rajdem w głąb pola karnego i padł na murawę po konfrontacji z Todibo - powtórka pokazała jednak, że Kameruńczyk w kuriozalnym wręcz sposób zanurkował. Sytuacja zakończyła się strzałem Cunhi, który jednak zatrzymał Areola.
W 80. minucie sporo wiatru w "szesnastce' West Hamu narobił Dorgu, który został jednak powstrzymany cudownym wślizgiem Wana-Bissaki. Ten gracz był bez dwóch zdań najjaśniejszym punktem defensywy gości i ratował on swój klub wielokrotnie, a przy golu Dalota też był bardzo blisko blokady strzału Portugalczyka.
Niedługo potem Dorgu zdecydował się już nie przeć samemu pod bramkę, ale zagrać do jednego z kolegów - jego wrzutka trafiła na głowę Bruno Fernandesa, a ten wykonał strzał, który jednak golkiper przeciwników wyłapał w "koszyczek".
W 83. minucie Magassa, bardzo aktywny przez cały mecz, w końcu dopiął swego. Po zagraniu z rzutu rożnego w polu karnym MU zrobiło się ogromne zamieszanie. Mazraoui ofiarnie interweniował na linii, ale przy dobitce Francuza nie mógł już nic wskórać - i niespodziewanie mieliśmy 1:1.
WHU "poczuło krew" - Bowen niedługo potem zagrywał prostopadle z prawej flanki i gospodarze mieli ogrom szczęścia, że futbolówka powędrowała na wolne pole. Następnie z powietrza uderzał Kante, ale został zablokowany.
Końcówka okazała się mocno nerwowa - obie drużyny próbowały przeciągnąć szalę zwycięstwa na swoją stronę, ale brakowało konkretów. W piątej minucie doliczonego czasu Bruno Fernandes mógł zakończyć rywalizację bramką na 2:1, ale jego strzał był fatalny - trafił wysoko w trybuny.
Tym samym mecz skończył się remisem 1:1. Ekipa z Manchesteru nie doskoczyła na piąte miejsce w tabeli (za plecy z Chelsea), a drużyna z Londynu zyskała cenne "oczko" w walce o utrzymanie.












