Stefan Żywotko urodził się 9 stycznia 1920 roku w Zniesieniu, potem dzielnicy Lwowa, kiedy Polska dopiero co odzyskała niepodległość, a bohaterscy obrońcy kresowego miasta wygrali wojnę o nie z Ukraińcami. Był kibicem jednego z najstarszych polskich klubów Czarnych Lwów, a sam za piłką uganiał się w niewielkim dzielnicowym klubiku LKS Zniesieńczanka. W trakcie niemieckiej okupacji Lwowa grał w klubie Garbarnia razem z Kazimierzem Górskim, młodszym o kilkanaście miesięcy. Pasmo sukcesów Po wojnie z rodzicami zamieszkał w Szczecinie, gdzie grał w Gwardii Szczecin (potem Arkonia), a następnie zajął się pracą szkoleniową. Był specjalistą od awansów do I ligi (ówczesnej ekstraklasy), gdzie awansował z Arkonią w 1961, Pogonią Szczecin 1966 i Arką Gdynia w 1976 roku. Potem z Kazimierzem Górskim miał wyjechać do pracy w klubie z Kuwejtu, ale wszystko zablokowały sportowe władze PRL. Ostatecznie Żywotko w grudniu 1977 roku wylądował w Algierii. Miał tam popracować 2-3 lata i wrócić do domu. Tymczasem w JS Kabylie, klubie z miejscowości Tizi-Ouzou, 120 km od Algieru, pracował przez lat prawie... 14! Okres jego pracy z Jeunesse Electronique Tizi-Ouzou, bo tak nazwę nosił klub pod koniec lat 70. i w latach 80., to niekończące się pasmo sukcesów. 7 tytułów mistrza kraju, z 14, jakie najbardziej utytułowany klub w algierskiej piłce zdobył, raz puchar kraju, a przede wszystkim sukcesy kontynentalne: dwukrotne zdobycie klubowego Pucharu Afryki w 1981 i 1990 roku, a także Superpuchar Afryki w 1982 (nieoficjalnie). Wszystko to czyni Żywotkę najbardziej utytułowanym polskim szkoleniowcem, który pracował w klubowej piłce za granicą. Jedenastkę z Tizi-Ouzu, od pierwszych trzech liter nazwy i sukcesów, nazywano wtedy "Jumbo JET". - Byliśmy jak świetny amerykański samolot. Te puchary latały za nami - opowiadał mi na potrzeby książki "Stefan Żywotko. Ze Lwowa po mistrzostwo Afryki", sędziwy szkoleniowiec. Jego byli podopieczni opowiadali, że w tamtym czasie, pod wodzą Żywotko czy Stefana, jak na niego tam wołali, byli Barceloną Afryki, nie do zatrzymania. Dodajmy, że polski trener drużynę prowadził z miejscowym szkoleniowcem Mahieddine Khalefem. Geny i dobre prowadzenie się Dziś Stefan Żywotko jest już mocno schorowany. W Szczecinie opiekuje się nim syn Mieczysław i córka, pani Ewa. Znowu jednak pewnie nie zabraknie licznych telefonów z życzeniami z Algierii czy z Kanady, bo regularnie stamtąd dzwoni też była legenda Pogoni, świetny snajper Marian Kielec. W zeszłym roku klub JS Kabylie wysłał do Polski dedykowaną koszulkę z numerem 101, dla swojego sędziwego szkoleniowca. Jak tłumaczył na potrzeby książki o sobie, jego sędziwy wiek, to w dużej mierze długi pobyt w regionie Kabylii, gdzie swoją siedzibę ma JSK, JS Kabylie, ale nie tylko. - Sucho, ciepło, jak we Lwowie latem. Służyło mi to. Nie to co ta zmienna pogoda w Szczecinie. Co do mojego długiego życia, to prawdopodobnie geny, ale trzeba się też odpowiednio prowadzić - zaznaczał. Michał Zichlarz