Wiadomość przyszła podczas śniadania w hotelu na lotnisku Barajas, gdzie drużyna mistrzów Europy zatrzymała się oczekując na wizytę u króla, a potem triumfalny przejazd ulicami Madrytu. Zaskoczenia nie było, bo już w Kijowie działacze UEFA dali jasno do zrozumienia, że na tytuł najlepszego piłkarza Euro 2012 szanse mają tylko Andres Iniesta i Andrea Pirlo. W batalii o złoto genialny pomocnik Juventusu nie miał wsparcia takiego, jak jego odpowiednik w reprezentacji Hiszpanii Havi Hernandez. Siłę lidera "La Roja" pomnożyli jego mali, futbolowi "bracia" David Silva, Cesc Fabregas, a przede wszystkim Andres Iniesta. Graczem turnieju został ten ostatni. Owacja kumpli z drużyny podczas śniadania była dla Iniesty czymś wyjątkowym. Co prawda w każdym wywiadzie podkreśla, że jego myślą przewodnią na boisku jest działanie wyłącznie dla dobra drużyny, ale akurat to wyróżnienie indywidualne sprawiło mu frajdę. Na Euro 2008 zdobył je Xavi Hernandez, najbliższy kolega, mistrz i wzór Iniesty, jak mówią Hiszpanie "lustro", w którym przegląda się codziennie. Czy Iniesta był rzeczywiście najlepszym graczem Euro 2012? Jego statystyki indywidualne nie są olśniewające, zaledwie jedna asysta w spotkaniu z Chorwacją. Pomocnik Barcelony, mimo powierzchowności antygwiazdorskiej już dawno przestał być szarą eminencją futbolu. Zanim reprezentacja Hiszpanii przybyła do Gniewina, tamtejsze media "namaściły" Andresa na piłkarza, który zrobi różnicę na korzyść drużyny Vicente del Bosque. I tak było na Euro 2012. Z sześciu spotkań, które zagrał w Polsce i na Ukrainie, w trzech uznano go za najlepszego na boisku. W półfinałowej batalii z Portugalczykami selekcjoner zdjął przed dogrywką Xaviego, pozostawiając władzę nad drużyną młodszemu o cztery lata Andresowi. Jeśli 32 lata na karku Xaviego nie przerażają kibiców w Hiszpanii, to tylko i wyłącznie dzięki Inieście. "Na zawsze pozostanie w mojej pamięci, jako piłkarz natchniony" - mówił podczas turnieju Sergio Ramos, kolega z kadry, ale też rywal z Realu Madryt. Po mundialu w RPA niepozorny pomocnik Barcy stał się piłkarzem medialnym. Na konferencjach prasowych w Gniewinie odpytywano o niego niemal każdego z kolegów. Przez Facebook i Twitter Andres komunikuje się z milinami ludzi. Zwycięski gol w finale mundialu w Johannesburgu starczył mu jednak tylko do drugiego miejsca w plebiscycie "France Football". To jest chyba największe futbolowe kuriozum naszych czasów. W okresie, gdy "La Roja" doczekała najwybitniejszego pokolenia w swojej historii, kiedy jako pierwsza wygrała trzy wielkie turnieje po kolei, ostatnim hiszpańskim laureatem "Złotej Piłki" pozostaje Luis Suarez, triumfator z 1960 roku! A może właśnie to jest najdoskonalszym dowodem, że dwa złote medale mistrzostw Europy i złoto mundialu w RPA było dziełem wspólnym? Iniesta nie robi sobie specjalnych nadziei. Słowa Andrei Pirlo przemawiają mu do wyobraźni. Dopóki Leo Messi i Cristiano Ronaldo będą zdobywali po 60-70 goli w sezonie, dopóty nikt inny nie dostanie szansy. Może FIFA i "France Football" powinny pomyśleć nad zmianą zasad, bo ta cała zabawa w wielki, prestiżowy plebiscyt zaczyna być nudna i przewidywalna? Z drugiej strony, kto, jeśli nie dziennikarze, selekcjonerzy i sami zawodnicy powinni umieć się wznieść ponad medialną ocenę piłkarzy? Paradoksalnie najłatwiej przychodzi to przedstawicielom mediów, gdyby w 2010 roku plebiscyt "France Football" nie połączył się z plebiscytem FIFA, "Złotą Piłkę" dostałby Wesley Sneijder, wicemistrz świata i triumfator Ligi Mistrzów. Tymczasem kapitanowie drużyn narodowych i selekcjonerzy "wcisnęli" ją Messiemu, dla którego mundial w RPA i tamta edycja Champions League były porażką. Jedno jest oczywiste: Iniesta "Złotej Piłki 2012" nie dostanie i nie będzie płakał z tego powodu. Ronaldo i Messi wciąż mogą mu zazdrościć kolekcji trofeów. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego