Gdy bokserski świat wciąż przeżywał efektowny styczniowy triumf straszliwego George'a Foremana (76-5, 68 KO) nad Joe Frazierem (32-4- 1, 27 KO), mający wówczas 31 lat Ali postanowił podtrzymać swoją aktywność rywalizacją z nieznanym szerszej publiczności siłaczem z Jacksonville. Przystępując do tego pojedynku Ali miał na koncie 41 zwycięstw i tylko jedną porażkę, którą w marcu 1971 roku zafundował mu ówczesny czempion wszechwag, wspomniany powyżej "Smokin Joe". Po tej niezapomnianej, ale jednak słusznie przegranej wojnie, najsławniejszy pięściarz w historii zanotował piękną serię dziesięciu zwycięstw i w oczekiwaniu na kolejne wielkie starcia stanął do rywalizacji ze skazywanym na pożarcie Nortonem. Zdobywca złotego medalu olimpijskiego w Rzymie w 1960 roku (który później wyrzucił do rzeki, gdy nie wpuszczono go do restauracji), otrzymał za swój występ sowity czek na 210 tysięcy dolarów. Kibicom i dziennikarzom wydawało się, że będzie to "łatwa kasa" dla gwiazdy z Louisville w stanie Kentucky. 30-letni Ken za walkę z Alim otrzymał tylko 50 tysięcy dolarów, ale święcie wierzył, że po pokonaniu tego popularnego pięściarza drzwi do wielkich pieniędzy i sławy staną dla niego otworem. Silny jak niedźwiedź bombardier z Kentucky legitymował się 30 walkami, z których przegrał tylko jedną. W lipcu 1970 roku Jose Luis Garcia (30-8- 1, 19 KO) nieoczekiwanie znokautował go w ósmej odsłonie. Po tej bolesnej porażce z rąk Wenezuelczyka Ken odbudował się trzynastoma przekonującymi zwycięstwami i z wielką wiarą w siłę swoich pięści wszedł do "klatki" z Alim. Dla lepszego z tej dwójki w nagrodę czekał ceniony pas NABF wagi ciężkiej. Jak zawsze pewny siebie Ali wkroczył do ringu ubrany w podarowany mu przez samego Elvisa Presleya, bogato zdobiony klejnotami szlafrok z napisem "People's Choice". Co ciekawe "The Greatest" miał go na sobie tylko ten jeden jedyny raz, bowiem uparcie twierdził później, że to właśnie on przyniósł mu wtedy pecha i więcej go nie założył. Z winy stroju, czy też nie, już w pierwszej odsłonie Norton trafił swojego sławnego rywala potężnym prawym, który eksplodował na szczęce, łamiąc ją z kretesem. Potworny ból przeszył każdy nerw w ciele Alego, niemniej jednak ten wielki mistrz do ostatniej rundy, czyli jeszcze przez 33 minuty, zaciekle walczył o zwycięstwo. Widząc co się stało, świetny trener Alego Angelo Dundee w przerwie między drugim a trzecim starciem namawiał swojego podopiecznego do poddania się, ale oczywiście dumny czempion ani myślał zrezygnować. Tak oto, po dwunastu zaciętych i wyrównanych rundach, Ken zwyciężył niejednogłośną decyzją sędziów. Wszystko to odbyło się na oczach 11,800 kibiców, wśród których znajdowała się płacząca z przerażenia żona Alego Belinda. Zaraz po zejściu z ringu Ali pojechał do szpitala, gdzie przeszedł 90 minutową operację złamanej kości żuchwy. - Osobiście nie mogę pojąć, jak ten człowiek mógł walczyć przez jedenaście rund zmagając się nie tylko z rywalem, ale także z tak ogromnym bólem - stwierdził operujący Alego doktor Manchester. - To było paskudne złamanie. Od kości odłamały się trzy lub cztery odłamki, a ich krawędzie przebiły policzek przechodząc do jego ust. Na pomeczowej konferencji prasowej jeden z dziennikarzy zasugerował trenerowi Dundee, że po tej przegranej najlepszym wyjściem dla Alego będzie emerytura. - Jesteś głupkiem - szczerze skwitował taki pogląd szkoleniowiec. Sześć miesięcy później obaj panowie znowu stanęli ze sobą oko w oko i tym razem po ostatnim gongu to "The Greatest" unosił radośnie ręce w geście triumfu. Po raz ostatni zmierzyli się w 1976 i ponownie lepszym była nieśmiertelna ikona zawodowego boksu. Spoczywajcie w pokoju wielcy Mistrzowie.