- Karierę amatorską zacząłem w wieku 9 lat i trenowałem do 16-17 roku życia. Trzykrotnie zdobywałem młodzieżowe mistrzostwo Irlandii Północnej. Całkiem nieźle mi to wychodziło. Byłem "jabberem", boksowałem ciosami prostymi. Stoczyłem jakieś 40 pojedynków z czego wygrałem może około 30 - wspomina aktor nominowany do Oscara za rolę w "Liście Schindlera". 60-latek miał wcielić się niegdyś w rolę znakomitego Maxa Schmellinga, ale plany nie doszły do skutku. - Kilka lat temu miałem grać rolę Maxa Schmellinga. Mam nadzieję, że ten projekt zostanie kiedyś zrealizowany. Nawet wtedy, a było to dziesięć lat temu, mówiłem reżyserowi, że powinien zainwestować w kogoś młodszego ode mnie - dodaje gwiazda kina. Największe emocje w Neesonie wzbudza waga ciężka, nie na darmo nazywana "królewską" kategorią. Mały pstryczek w ucho otrzymali rządzący tą dywizją bracia Kliczkowie, którzy rzekomo są nudni i nie mają szans na przejście do annałów historii. - Jestem zdegustowany dzisiejszą wagą ciężką. To nie to samo, co za czasów Alego... Przeciwnicy braci Kliczków okazują im za dużo szacunku. Podziwiam Ukraińców, ale oni są nudni w ringu. To wielcy, ale jednak sztywni mężczyźni. Dobrze byłoby zobaczyć ich walki z kimś tak boksującym, jak Joe Frazier, a nawet Ken Norton. Podziwiam Kliczków, są dobrzy, ale wydaje mi się, że nigdy nie znajdą się na liście najlepszych w historii - zakończył wyjątkowo aktywny zawodowo w ostatnim czasie Neeson.