Partner merytoryczny: Eleven Sports

Wołowski: Przekleństwo Henry'ego

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij

Niechciana w RPA Francja jest już praktycznie w drodze do domu. Gol z Irlandią w barażach, po zagraniu ręką Thierry'ego Henry'ego, wydłużył tylko agonię najwybitniejszego pokolenia "Trójkolorowych".

/AFP

Kpiny, docinki, złośliwe napisy na transparentach przynoszone przez kibiców na stadiony RPA są czyśćcem, który sobie zafundował. Gaśnie wielka gwiazda futbolu, żegnana bez żalu i szacunku. Zidane już swoje odcierpiał, dla Henry'ego koszmar jeszcze się nie kończy, choć przecież niemożliwe, by zastępujący Domenecha Laurent Blanc namówił go jeszcze do gry w reprezentacji.

Właściwie powinni się czuć jak wybrańcy losu. Z dość przeciętnej drużyny, która nawet w chwilach wzlotów Raymonda Kopy i Michela Platiniego nigdy nie zdołała przebrnąć półfinału mistrzostw świata, uczynili największą potęgę ostatnich lat. Geniusz Zidane'a i gole Henry'ego były znakiem firmowym teamu, przed którym świat drżał w posadach. Na czele z pięciokrotnymi mistrzami świata z Brazylii. "Trójkolorowi" stali się prześladowcami "Canarinhos" - pokonali ich w meczu o złoto mundialu w 1998 roku, a także cztery lata temu w ćwierćfinale w Niemczech - po bramce Henry'ego i asyście Zidane'a.

1 lipca 2006 roku nie był jednak ostatnim wielkim momentem tej pary piłkarzy - pięć dni później, w Monachium, w meczu przeciwko Portugalii Francja wywalczyła prawo gry w finale po golu Zidane'a, z karnego podyktowanego po faulu na Henrym.

Nie było powodu odchodzić razem z pięć lat starszym Zizou. Henry był już dwukrotnym medalistą mistrzostw świata (złotym i srebrnym), mistrzem Europy, ale nie skończył nawet 30 lat. Rok po niemieckich mistrzostwach przeniósł się do Barcelony, gdzie udało mu się spełnić ostatnie marzenie. Triumfując w finale Champions League w Rzymie nad Manchesterem był pełnoprawnym członkiem tridente z Samuelem Eto'o i Leo Messim. Zdobył 19 goli w lidze i sześć w Pucharze Europy. Za rogiem czekała jednak równia pochyła.

Syn emigranta z Gwadelupy zdobył dla Francji 51 goli. A nawet 81, jeśli wziąć pod uwagę grę w drużynach młodzieżowych. W całej swojej historii "Trójkolorowi" nie mieli tak wybitnego strzelca - legendarny Platini uzbierał w kadrze 41 bramek.

Spokojny, ułożony, nie dający większych szans nawet angielskim tabloidom, konsekwentnie pracował na zawodową nieśmiertelność. Kiedy latem 2007 roku opuszczał Arsenal przybywając do Katalonii, tamtejsze media spekulowały, że jego charakter może stać się idealnym balsamem na rozpalone głowy Eto'o i Ronaldinho. Konflikt dwóch wielkich gwiazd rozsadzał Barcelonę od środka.

Tamta misja Henry'emu akurat się nie powiodła. Jako jedna z nielicznych. Piłkarz, który dla Arsenalu zdobył 226 goli, pozostanie symbolem klubu i reprezentacji Francji. Tak jak Zidane, odejdzie jednak ze skazą na honorze. Choć przecież przyznał się do zagrania ręką, przeprosił, nie był na tyle cyniczny jak Diego Maradona, by wyplatać androny o "ręce boga".

INTERIA.PL

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz na stronie błąd?Napisz do nas
Dołącz do nas na:
instagram
  • Polecane
  • Dziś w Interii
  • Rekomendacje