Partner merytoryczny: Eleven Sports

"Franek" o Franzu

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij

Jednym z największych odkryć Franciszka Smudy jest napastnik Tomasz Frankowski. To za sprawą Franza latem 1998 r. "Franek" trafił do Wisły z prowincjonalnego francuskiego klubu FC Martiguez.

INTERIA.PL: Czy czujesz, że twój talent został odkryty przez Franciszka Smudę?

Tomasz Frankowski: - Jak go poznałem, to miałem już 24 lata, więc wydaje mi się, że już byłem ukształtowanym piłkarzem, nie mniej jednak pod jego skrzydłami rozwinąłem się najbardziej.

Jak wspominasz pierwszy kontakt z trenerem, który uchodził za bardzo wybuchowego i jak ktoś mu się na pierwszy rzut oka nie spodobał, to mógł mieć "przechlapane" w klubie?

- Myślę, że wszyscy pamiętamy jego słynne powiedzenie, że dobrego piłkarza rozpozna w 10 sekund na boisku. Sądzę, że to trochę górnolotne określenie. Od początku mieliśmy dobry kontakt, pojechałem na zgrupowanie i od razu wpadłem mu w oko. Podpisałem z Wisłą długoletnią umowę, wówczas magia Franza znakomicie funkcjonowała. W cuglach zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Nie wyobrażałem sobie wtedy pracy w Polsce pod kierunkiem innego szkoleniowca.

Na czym polegała ta wasza skuteczność? To była kwestia jego umiejętności motywowania piłkarzy, taktyki, przygotowania, czy może sposobu gry?

- Wówczas wszystko funkcjonowało jak należy. Bardzo dobrze graliśmy pressingiem, wysoko atakowaliśmy przeciwników, którzy być może zagubieni tracili piłkę na swoim dwudziestym, czy trzydziestym metrze, a jak dobrze wiemy, łatwo wtedy o jej przejęcie i strzelenie bramki. Być może zespoły, z którymi graliśmy były zaskoczone naszą taktyką? A że byliśmy również doskonale przygotowani kondycyjnie, to mieliśmy siły, żeby atakować od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty. Graliśmy tak nie tylko w lidze, ale i europejskich pucharach...coś na wzór dzisiejszego Lecha Poznań.

Z tym przygotowaniem kondycyjnym, o którym wspominasz nie zawsze było dobrze. Często trener Smuda tracił pracę, bo był oskarżany o to, że drużyny zostały w zimie "zajechane". Jak wam się udało tego uniknąć w 1999 roku?

- Zawsze mnie śmieszyły takie określenia, że Smuda nie potrafi przygotować zespołu. Poszła taka plotka i powiedzmy jak w pierwszych trzech kolejkach nie było dziewięciu punktów, to zaczynały się tego typu oskarżenia. Myślę, że wiele zależy od piłkarzy, z którymi się współpracuje. Jeżeli piłkarze potrafią zrozumieć, w którym kierunku zmierzają i mają zaufanie do sztabu szkoleniowego, to można osiągnąć sukces. My wierzyliśmy, że to co trener robi jest słuszne. Wiem również, że w 1998 i 1999 roku Smuda był jedynym organizatorem całego planu szkoleniowego. Teraz przypuszczam, że ma do tego fizjologa, być może również komputer, z którym nie mógł się zaprzyjaźnić. Być może funkcjonuje to trochę bardziej profesjonalnie, ale z pewnością całą pracę wykonuje się na boisku, a tego nie można mu odmówić.

Czyli dzisiejszy Lech, którym wszyscy się zachwycają, przypomina ci nieco Wisłę z 1999 roku?

- Nie za dużo spotkań Lecha oglądałem, ze względu na pobyt w Ameryce, ale rzeczywiście widać u nich grę kombinacyjną , szybką, dobry pressing. Zawodnicy się rozumieją, są na czele ligi i wciąż mają szanse na awans w Pucharze UEFA, mimo że nie wygrali u siebie dwóch meczów.

No właśnie, jak oceniasz szansę Lecha w meczu z Feyenoordem?

- Nie wiem jak wygląda gra Feyenoordu w lidze holenderskiej, nie wiem jak wyglądają w tabeli, jednak co by nie mówić, na papierze to oni są faworytem, to oni powinni wygrać to spotkanie, ale głęboko wierzę, że Lech postara się o niespodziankę, i mając dobrze dysponowanych piłkarzy, będą w stanie zagrać korzystniej niż w Moskwie z CSKA, gdzie jednak zasłużyli na porażkę, i w Rotterdamie postarają się o trzy punkty. Muszą to zrobić. Mam nadzieję, że są dobrze przygotowani fizycznie. To ostatni mecz w roku. Następny dopiero w marcu, więc nie ma już na co odkładać sił i trzeba 90 minut po prostu zasuwać na boisku.

Czy uważasz, że trener Smuda powinien kiedyś poprowadzić reprezentację Polski?

- Nie wiem, czy on jest zainteresowany pracą kilka dni w miesiącu, wiadomo, że trener-selekcjoner nie pracuje z chłopakami na co dzień. A jak znam Smudę, to jest zakochany w codziennej pracy z piłkarzami.

INTERIA.PL

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz na stronie błąd?Napisz do nas
Dołącz do nas na:
instagram
  • Polecane
  • Dziś w Interii
  • Rekomendacje