Luttwak w długiej rozmowie z Agatonem Kozińskim, w miesięczniku "Wszystko co najważniejsze" podpowiada nam, że Polska powinna jak najszybciej wprowadzić fiński lub izraelski model obrony, w którym każdy, ale to dosłownie każdy obywatel, jest objęty krótką, półroczną służbą wojskową. Dodaje, że nasza nadzieja na realne wsparcie wszystkich sojuszników z NATO w przypadku kłopotów z Rosją, może szybko ulec bolesnej weryfikacji. Więc konkludując długi i ciekawy wywiad z panem Luttwakiem generalne przesłanie jest krótkie i konkretne - chcesz liczyć, to licz na siebie. Polacy nie gęsi i nie tylko swój język, ale i rozum mają, więc nie czekając aż przyjdzie do nas Putin, ani też na rychłą modernizację naszej armii i systemu szkolenia rezerwistów, już ustawili się w długich kolejkach do sklepów z bronią. Instynktownie starają się jak najszybciej dozbroić własnym sumptem. Oczywiście w tych kolejkach stoją tylko ci, którzy już mają pozwolenie na broń, a tych w naszym kraju niestety nie ma za dużo. Raptem nieco ponad 252 tysiące. Jak na 38 milionową populację zaskakująco mało na tle innych krajów europejskich. A wszystko to za sprawą skomplikowanej procedury prowadzącej do posiadania pozwolenia na broń, która jest dzisiaj i czasochłonna, i kosztowna. Nic zatem dziwnego, że jak donosi miesięcznik "STRZAŁ.pl", jesteśmy na ostatnim miejscu w Europie w liczbie sztuk broni w przeliczeniu na 100 mieszkańców. W tabeli dwudziestu sklasyfikowanych państw, dla których były dostępne wiarygodne dane prowadzi owa luttwakowa Finlandia, która na 100 obywateli ma do dyspozycji prawie 28 sztuk broni, a my - zamykający klasyfikację - raptem 1,73 strzelającego egzemplarza pistoletu, karabinka, strzelby lub sztucera. Nawet nasi najbliżsi sąsiedzi wypadają zdecydowanie lepiej w tym zestawieniu, bo Czesi to 7,55, Niemcy 7,37 a Słowacy 6,49 sztuk broni na setkę mieszkańców kraju. Jak zatem wdrażać dobre rady Edwarda Luttwaka, skoro w polskich domach nie ma tyle broni co w przodujących pod tym względem Finlandii, Norwegii, Austrii, Chorwacji czy Szwajcarii? Żeby szybko poprawić te żenujące statystyki, trzeba pilnej nowelizacji Ustawy o Broni i Amunicji, aby wyjść ciężkim czasom naprzeciw i dać sobie szansę obrony Państwa Polskiego nawet w najgorszym z możliwych scenariuszy. Łatwy, ale kontrolowany dostęp do broni, to sposób na umasowienie sportu strzeleckiego, jako podstawy szkolenia w tej dziedzinie. W tej chwili mamy trochę ponad 45 tysięcy licencjonowanych strzelców zrzeszonych w 396 klubach, na terenie całej Polski. To nie jest jakaś zawrotna liczba, ale o wiele większa od sił - oczka w głowie naszych sił zbrojnych - Wojsk Obrony Terytorialnej. Jeśli dodamy do tego 132 tysiące myśliwych, siłą rzeczy robi się już z tej sumy całkiem pokaźna armia tych co prochu już powąchali i wiedzą co to jest muszka, szczerbinka, kolimator, noktowizor i termowizjer. Ba, w przypadku myśliwych dochodzi jeszcze doskonała znajomość terenu, tak przydatna, wręcz bezcenna na wypadek "W". Co zatem zrobić, aby rady Edwarda Luttwaka mogły nam się do czegokolwiek przydać? Ano po pierwsze, o czym było już wyżej, trzeba pilnych zmian w zapisach Ustawy o Broni i Amunicji ułatwiających Polakom dostęp do broni palnej. Po drugie, w aktualnym rządzie RP trzeba prawdziwego lidera, który nie tylko przypilnuje liberalizacji przepisów o dostępie do broni, ale też zintegruje wszystkie środowiska strzeleckie, od wojska (choćby to tylko miał być WOT) i służb mundurowych, przez myśliwych, po sportowców w jeden, logiczny obronny system. Po trzecie, co równie ważne, trzeba będzie natychmiast dźwignąć polski przemysł obronny zajmujący się produkcją broni strzeleckiej i amunicji, abyśmy mogli korzystać z krajowej produkcji, a nie, w chwili grozy, liczyć na zagraniczne dostawy. Naturalnym wykonawcą tego planu powinien być szef MON-u, minister Mariusz Błaszczak, ale równie dobrze zajmie się tym pewnie minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk, co i sam strzela na co dzień, i trafia do celu aż miło popatrzeć, no i ma dzisiaj na głowie zdecydowanie mniej od ministra Błaszczaka. Plan powinien dotyczyć co najmniej czterech resortów. Co oczywiste - MON-u, Sportu i Turystyki, Środowiska ze względu na myśliwych i Edukacji, choćby ze względu na konieczność przypomnienia polskiej młodzieży jak wygląda popularny kiedyś KBKS. Gdyby to się szybko dokonało, być może ludzie Putina będą wiedzieli to samo, co wiedział słynny japoński admirał Yamamoto w czasie II wojny światowej. Zapytany, czy planuje zaatakowanie USA na ich ziemi odpowiedział krótko - nie! Dlaczego - bo tam, za każdym krzakiem, trzciną i drzewem czai się człowiek z karabinem.