Interia: Jak z Twoim zdrowiem, po tym jak rzucił Cię na bandę Koreańczyk na turnieju w Budapeszcie? Aron Chmielewski, napastnik hokejowej reprezentacji Polski: - Nie najlepiej, ale i nie najgorzej. Nie widziałem rywala, bo zagrywałem krążek. Koreańczyk rzucił mnie na bandę z dużym impetem. Mam stłuczone żebra, z tego co mi powiedzieli lekarze w Czechach, ponaciągane są przyczepy żebrowe. Na razie chodzę na rehabilitację, ale od przyszłego tygodniu znowu będę mógł trenować. To był twój pierwszy obóz kadry z nowym trenerem Jackiem Płachtą. Czy treningi przypominają te z czasów Igora Zacharkina? - Treningi są podobne, trener Jacek stosuje podobne metody. Zepsuła się natomiast otoczka i to nie z winy trenera. Nie ma tej samej mobilizacji, co przy ruskich trenerach. W głowach chłopków siedzą zaległości finansowe PZHL-u wobec kadrowiczów. Do tego dochodzi akcja z brakiem sprzętu dla kilku chłopaków, cały ten bałagan powoduje, że nie jest za wesoło. Gdy w Czechach opowiadasz kolegom o tym, że elita polskich hokeistów ma do dzisiaj niewypłacone premie za kwietniowy awans na zaplecze elity MŚ, to się pewnie łapią za głowę? - Szczerze mówiąc, nikomu tu o tym nie mówię. Z prostego powodu - jest mi wstyd. I tak mają tu kiepskie zdanie o polskim hokeju, z uwagi na wyniki, jakie osiągamy. Moimi opowieściami pogorszyłbym jeszcze tę opinię, a nie chcę tego robić. Niech zostanie jak jest. Gdy nie mieścisz się w Trzyńcu, wypożyczają cię na zaplecze ekstraklasy - do Hawierzowa. W mojej opinii czeska 1. liga, czyli druga w hierarchii prezentuje wyższy poziom niż polska ekstraklasa. Zgodzisz się z tym? - Jasne, że silniejsza! Przede wszystkim jest niezwykle wyrównana. Pierwszy zespół z 14. gra tu wyrównany mecz. To jest dobre dla poziomu, w każdym meczu jest walka. Nie ma takich spotkań, jak u nas Cracovia - Katowice 16-1 - to jest kabaret, a nie hokej. Takie mecze z pewnością nie nadają się do ekstraligi. - W Polsce pięć drużyn walczy ze sobą, a reszta liczy na przetrwanie i chlubi się noszoną na wyrost nazwą drużyn ekstraklasowych. To jedna z bolączek polskiego hokeja. Ratunkiem dla tej ligi mogłoby być połączenie z inną - ukraińską, litewską, słowacką. Bez tego nie zrobi się żadnego poziomu, a bez poziomu nie przyciągnie się ani kibiców, ani sponsorów i tak tkwimy w błędnym kole. - W czeskiej 1. lidze każdy zespół ma jedną "piątkę" graczy z ekstraklasową przeszłością. W Hawierzowie mamy takie dwie i gra się naprawdę na wysokim poziomie. Chłopcy z Hawierzowa, jeszcze bez tych dwóch ekstraklasowych formacji, przed sezonem grali sparing z Jastrzębiem (wicelider PHL - przyp. red.) i wygrali 5-1. To proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby zagrali w obecnym składzie, do którego doszły dwie "piątki" z Vitkovic, Zlina, Trzyńca? Jak traktujesz wypożyczenie do Hawierzowa? - W Polsce mówią, że wyrzucono mnie do tego klubu. Fakty są inne. Jestem cały czas w Trzyńcu, tu trenuję, a gdy nie mieszczę się w składzie, to odsyłają mnie na mecz do Hawierzowa, bym zyskiwał ogranie. Czasem, gdy zdarzają się kontuzje, wskakuję do składu w Trzyńcu. W momencie, gdy powoływano mnie na kadrę, byłem graczem Trzyńca, a w Polsce pisało się głupoty, przypisując mnie do Hawierzowa. To dziwne. - Szczerze mówiąc, cieszę się, że mogę grać i rozwijać się w czeskiej 1. lidze. Dla mnie najlepszym symptomem są pochwały od kolegów z reprezentacji Polski, którzy zauważyli jak spore postępy poczyniłem po tych kilku miesiącach treningów w Czechach. Finansowo straciłeś na tej przeprowadzce na zaplecze ekstraklasy? - Pensję mam tę samą, ale ucierpiałem jeśli idzie o premie. Trzyniec ma je naprawdę wysokie, te z Hawierzowa są nieporównywalnie mniejsze, ale nie narzekam. - Poza premiami nic się nie zmieniło. Mieszkam w Trzyńcu. Ilu kibiców was dopinguje w Hawierzowie? - Ponad dwa tysiące, a zdumiało mnie to, że podróżują z nami na drugi koniec Czech, pod niemiecką granicę. Tak tu się żyje hokejem. - Nie mam prawa narzekać, sporo gram i to mi wychodzi na korzyść. W minionym tygodniu, w sześć dni rozegrałem pięć meczów - dwa w ekstraklasie i trzy w 1. lidze, później nastąpiły trzy spotkania dzień po dniu w kadrze. W meczu Polski z Węgrami zaliczyłeś hat-tricka. Gratulacje! - Dziękuję, cieszy mnie bardziej zwycięstwo, bo z Węgrami dawno nie wygraliśmy. Mam do nich szczęście, bo poprzedniego hat-tricka w reprezentacji, wówczas młodzieżowej, strzeliłem również z Węgrami, na MŚ do lat 20 w Rumunii. Ale w seniorskiej kadrze to mój pierwszy hat-trick. Czy po pokonaniu Węgier i spadkowicza z elity - Włochów rodzą się marzenia, że na MŚ Dywizji I A w Krakowie będziemy walczyć o coś więcej, niż utrzymanie? - Powiem tak - Włosi przyjadą na mistrzostwa w znacznie silniejszym składzie, ale ta wygrana z nimi cieszy, bo w głowach nam zostanie myśl, że oni są do ogrania. Co do MŚ, jeżeli wszystko zostanie poukładane od strony finansowej, zaległości będą wypłacone, to będziemy myśleć o celach, na razie te kłopoty zajmują nam głowę. Braki sprzętowe, zaległości płacowe - to psuje atmosferę. Ale nasza drużyna ma potencjał, aby grać o wyższe cele niż tylko o utrzymanie na zapleczu światowej elity. W grudniu zagramy z Włochami w Kraków Arenie i w Nowym Targu. Ten pierwszy mecz będzie takim przetarciem przed MŚ, które również odbędą się w Kraków Arenie. - Zobaczymy, czy ten grudzień w Kraków Arenie wypali. Nie wierzysz? - Wierzę, ale chciałbym, aby wszystko w polskim hokeju działało jak należy. Na razie finanse, sprzęt - to jest pogmatwane. Do grudnia powinny być wypłacone zaległości w stosunku do nas, a na razie dominuje myślenie o tym, czy uda się zdobyć 14 mln zł na organizację mistrzostw. Sparingi z Włochami byłyby dobre, to dobra drużyna, a Kraków Arena to dobre miejsce na taki mecz. Trzyniec idzie jak burza, jest wiceliderem. - Nie ma innej możliwości. Klub ma największy budżet, jeśli nie będzie w czołówce, to będą patrzyć na niego źle. Drużyna jest tak mocna, że jak posłali Erika Hrnę do Ołomuńca, to bardzo szybko go wezwali z powrotem, bo został liderem strzelców całej ligi! Ciężko się przebić, to niesamowicie mocny skład. W pierwszym ataku są sami zawodnicy z NHL, bądź draftowani do tej ligi, w drugiej świetni Polansky, Adamsky i Irgl z KHL, trzecia to młodzi kadrowicze z reprezentacji Czech, a czwarta to sami młodzi, których grę wymuszają panujące tu przepisy. A u nas mistrz Polski wprowadza 12 obcokrajowców, natomiast utalentowana młodzież grzeje ławę. Na dodatek szkolenie kuleje, efekty są takie, że mamy coraz słabszy potencjał, a kadra do lat 16 przegrała ostatnio z Armenią! - Dlatego PZHL musi ostro działać, póki jest jeszcze czas. Z tak mocną ekipą jak Trzyniec, na mecz do Pilzna pojechał 17-latek Lukasz Jaszek. U nas to nie do pomyślenia. Czesi mają takie przepisy, że w każdym z 14 zespołów Ekstraklasy obligatoryjnie musi występować jeden Czech z rocznika 1992, jeden z rocznika 1993, jeden z rocznika 1994 i dwóch z rocznika 1995, bądź z młodszego. W wypadku Trzyńca jest jeden gracz urodzony w 1995 r. i jeden z 1997 r. W ten sposób Czesi mogą wystawić reprezentację do lat 18, 19 i 20 oparte na graczach obytych w silnej lidze. Gdyby się spotkali z rówieśnikami z Polski, dla których nie ma miejsca w naszej słabej PHL to już na papierze byłaby pewnie dwucyfrówka, bez wychodzenia na lód. Przy takim podejściu do młodzieży w Czechach nikt nie narzeka na jej brak. Rozmawiał: Michał Białoński