Dał im przykład Korolew Łotysze w światowym żużlu pojawiali się już w dalekiej przeszłości, lecz dopiero od 1991 roku ich kraj stał się w pełni niepodległy i mogli zacząć występować pod flagą narodową. Początkowo jednak nie było ich praktycznie w środowisku i pierwszym tak naprawdę znaczącym zawodnikiem, jaki się pojawił, był Andrej Korolevs. Urodzony w Azerbejdżanie żużlowiec notował dobre wyniki w mistrzostwach Rosji oraz pokazywał się w rozgrywkach międzynarodowych, takich jak np. indywidualne mistrzostwa świata (co prawda we Lwowie 1990 był tylko rezerwowym, ale zaznaczył swoją obecność). Szerszej publiczności dał się jednak poznać kiedy przyszedł do ligi polskiej i przyjął nasze obywatelstwo. Zaczynał od startów w Grudziądzu, gdzie spędził trzy sezony (wrócił jeszcze na jeden, w 2001 roku). Potem na długi czas trafił do Unii Leszno, gdzie go bardzo polubili. Startował również w Wybrzeżu Gdańsk, Kolejarzu Rawicz, Starcie Gniezno, Lokomotivie Daugavpils i na koniec w Polonii Piła. Przez 20 lat jazdy w Polsce dał się poznać jako rzadko pierwszoplanowy, ale zawsze niezwykle waleczny i solidny żużlowiec. W 2006 roku pełnił także funkcję rezerwowego podczas GP Łotwy. Tak naprawdę to on przetarł szlaki dla swoich młodszych kolegów, którzy zaczęli stopniowo wypływać na żużlową powierzchnię. To właśnie dzięki niemu do speedwaya trafili tacy zawodnicy, jak np. Kjastas Puodżuks, swego czasu naprawdę dobrze się zapowiadający. Obecnie 35-letni żużlowiec, który z roku na rok pogarsza swój poziom sportowy, a sezon 2020 miał tak słaby, że śmiało można go określić głównym winowajcą spadku Lokomotivu do 2. Ligi Żużlowej. Wkrótce pojawił się także Maksim Bogdanovs, który dysponował jeszcze większym talentem. Zdobył brąz IMŚJ w 2010 roku i bardzo dobrze prezentował się w lidze polskiej. Poważna kontuzja sprzed dwóch lat jednak zakończyła jego karierę, w której mógł dokonać jeszcze wielu rzeczy. Lokomotiv kamieniem milowym W 2005 roku zespół z Daugavpils został dopuszczony do startów w drugiej lidze polskiej i na początku przez wielu był traktwany niczym UFO, wobec którego trzeba zachować najwyższą możliwą ostrożność. To były początki zagranicznych klubów w Polsce i choć Lokomotiv nie był pierwszym z nich, wzbudzał pewne zakłopotanie. Wiele zespołów nie wiedziało, czego na tej Łotwie w ogóle się spodziewać. Okazało się, że zespół bardzo szybko zaaklimatyzował się w polskich rozgrywkach i błyskawicznie zaczął piąć się w hierarchii. W 2007 roku był juz o klasę wyżej. Zaczęto się zastanawiać, co zrobimy w przypadku ewentualnego awansu do ekstraligi, którego przecież na przestrzeni kilku lat nie można było wykluczyć. Tak też się stało. Coraz mocniej ugruntowany na zapleczu elity Lokomotiv dwukrotnie (2015,2016) zwyciężył w rozgrywkach 1 ligi, lecz nie dostał szansy konfrontacji z najlepszymi, co tamtejszych działączy bardzo rozczarowało. Pytali, gdzie w tym wszystkim sens sportowej rywalizacji. Polscy działacze odpowiadali jednak chłodnymi, rzeczowymi argumentami, zgodnymi z regulaminem: nie macie polskich juniorów, nie macie wymaganej ilości Polaków w składzie, więc maksymalnie możecie jeździć w 1. lidze. Sprawa ucichła, a Lokomotiv spasował, bo i tak by nic nie ugrał. Dzięki ekipie z Daugavpils świat poznał jednak zawodników, którzy obecnie są światowymi gwiazdami. Grigorija i Artioma Łagutów nikomu przedstawiać nie trzeba. Obaj są znakomitymi żużlowcami, choć pierwszy z nich nigdy nie jeździł w GP jako stały uczestnik. Nie chce mu się dostawać tam drogą eliminacji, a dedydenci w cyklu konsekwentnie pomijają go przy rozdawaniu dzikich kart. Wielkie sukcesy odnosi także Andrzej Lebiediew, który jest mistrzem Europy sprzed czterech lat. Obecnie zmaga się z kryzysem formy, ale to wciąż stosunkowo młody jak na żużlowca zawodnik. Za kilka lat mogą bić się o medale Lebiediew fenomenalnie prezentował się już jako junior, kiedy objeżdżał wielu znacznie starszych i bardziej utytułowanych zawodników, w dodatku często na ich domowych torach. Obecnie w Lokomotivie także mają takie perełki, a sama ilość młodzieżowców w klubie każe z dużym uznaniem wypowiadać się o metodach szkolenia młodzieży w tamtejszym ośrodku. Głównymi gwiazdami są Oleg Michaiłow oraz Francis Gusts. W kolejce czeka już jednak paru innych, równie uzdolnionych chłopaków, którzy wobec przejścia pierwszego z nich do grona seniorów, czekają na swoją szansę. Michaiłow od kilku lat ma już w Polsce uznaną markę, ale wystrzał Gustsa był w zeszłym roku prawdziwie sensacyjny. Chłopak znikąd zaczął tak po prostu pokonywać w pozornie bardzo łatwy sposób wielu czołowych pierwszoligowych żużlowców. Gdy na początku sierpnia w Daugavpils zjawiła się Abramczyk Polonia, młodzian wyglądał przy jej zawodnikach jak pięciokrotny mistrz świata. W końcówce sezonu nieco spuścił z tonu, ale debiutanckie rozgrywki w jego przypadku wypadły fenomenalnie. Nic dziwnego, że znalazł się w obrębie zainteresowań kilku polskich klubów. Już z tymi zawodnikami za parę lat Łotwa może dużo zdziałać chociażby w Speedway of Nations. Warto jednak przypomnieć, że w ostatnich latach kariery zakończyli dwaj inni, bardzo utalentowani juniorzy Lokomotivu. Artiom Trofimow musiał to zrobić, bowiem miał bardzo poważną kontuzję kręgosłupa, która w przyszłości mogła przyczynić się nawet do kalectwa. Z kolei okoliczności porzucenia żużla przez Davisa Kurmisa są dość zagadkowe i sam zawodnik nie chce się o nich wypowiadać. Tak czy inaczej, wkrótce możemy usłyszeć o wielkich sukcesach łotewskiego żużla, który już dawno przestał być tylko urozmaiceniem rozgrywek międzynarodowych. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a>