Trudno byłoby wytłumaczyć ten problem człowiekowi nieinteresującemu się na co dzień czarnym sportem. Okiem laika każdy wyścig żużlowy wygląda wszak tak samo - czwórka wariatów wsiada na motocykle bez hamulców, puszcza sprzęgło, skręca w prawo i jedzie w lewo przez 4 okrążenia. Każdy miłośnik speedwaya wie jednak doskonale, że różnice pomiędzy owalnymi torami mogą być naprawdę kolosalne. Każdy tor jest inny Sprawa idzie nie tylko o rodzaj materiału, z którego wykonana jest ich nawierzchnia. Warto tu nadmienić że w dzisiejszych czasach coraz trudniej spotkać na żużlowym torze... żużel. W Polsce charakterystycznych czarnych kamyków nie znajdziemy już na żadnym stadionie, a i w pozostałych częściach świata często ustępuje on już pola granitowi, sjenitowi, glince i mączce ceglanej. Kluczowe dla zawodników są także długość toru i nachylenie jego wiraży. Nad Wisłą królują "lotniska"- ponad 350-metrowe obiekty o bardzo szerokich i tylko nieznacznie, niezauważalnie wręcz pochyłych łukach. To zupełna odwrotność tego, z czego słynie speedway na Wyspach Brytyjskich. Tam ściganie odbywa się na popularnych "agrafkach". Jest wąsko, krótko, a podczas zakrętów (niezwykle ostrych) często także "z górki na pazurki". Co po niektórzy zawodnicy żartują, że to zupełnie dwie różne dyscypliny sportu. Inni - jak choćby czterokrotny mistrz naszego kraju Janusz Kołodziej - wprost przyznają, że na torach w stylu brytyjskim... jeździć nie umieją. Co więcej, nie za bardzo mają jak te umiejętności doskonalić, bo tylko nieliczni biało-czerwoni mają dziś podpisane kontrakty z drużynami z Wielkiej Brytanii. Glasgow zweryfikowało Polaków Smutne skutki takiego stanu rzeczy oglądaliśmy minionego lata w szkockim Glasgow, gdzie odbywał się finał eliminacji do przyszłorocznego cyklu Grand Prix. Tamtejszy tor jest do tego stopnia oryginalny, że nawet niektórzy rodowici Brytyjczycy podchodzą do niego jak do egzotycznej ciekawostki. Wpuszczeni nań Polacy - Dominik Kubera i Szymon Woźniak - byli zdezorientowani do maksimum. Zajęli bardzo odległe lokaty, a do Grand Prix sensacyjnie awansował Kim Nilsson ze Szwecji, stały bywalec brytyjskich stadionów. W Polsce zawrzało. Nie brakowało słów o kompromitacji. Kolejnej być nie powinno. No, przynajmniej nie w przyszłym roku. W środę dowiedzieliśmy się, że GP Challenge 2023 odbędzie się w szwedzkim Gislaved. Choć tamtejsze obiekty również mają w Polsce reputację dość trudnych, to nie powinien on sprawiać reprezentantom Polski żadnego problemu. Znają go bardzo dobrze z rozgrywek szwedzkiej Bauhaus-Ligan, w których udział bierze naprawdę wielu biało-czerwonych. Samo tylko Lejonen Gislaved posiada ich w swej kadrze aż sześciu.