W częstochowskim klubie mówią nam wprost, że to, co trener Lech Kędziora zrobił z Jonasem Jeppesenem, to mistrzostwo świata. Szkoleniowiec tygodniami wykazywał anielską cierpliwość w stosunku do zawodnika, ale kiedy zauważył, że to nie działa, to uderzył pięścią w stół. Terapia szokowa podziałała na Jeppesena W meczu 10. kolejki z Moje Bermudy Stalą Gorzów (50:40) Kędziora odstawił Jeppesena po jednym biegu. Terapia szokowa podziałała błyskawicznie, bo w spotkaniu 11. kolejki z Betard Spartą (49:41) Jeppesen zadziwił wszystkich zdobywając 5 punktów z bonusem. We Włókniarzu żartują, że Kędziora obudził w Jeppesenie lwa. Duńczyk jechał tak agresywnie, jak nigdy dotąd. Ewidentnie chciał pokazać Kędziorze, że tydzień temu się pomylił. Sęk w tym, że szkoleniowiec się nie pomylił, a jazda Jeppesena we Wrocławiu jest tego najlepszym dowodem. Przywiózł za plecami Woffindena z Janowskim Duńczyk, który w 27 biegach nie odniósł zwycięstwa, a przede wszystkim nie odpłacał za zaufanie, w meczu ze Spartą zmazał wszystkie winy. Na otwarcie przywiózł za plecami Taia Woffindena i Macieja Janowskiego. Potem wygrywał z Bartłomiejem Kowalskim i Danielem Bewleyem. Dostał szansę w nominowanych i mógł powiększyć dorobek, ale został niesłusznie wykluczony przez sędziego. Jeppesen jeszcze w trakcie meczu, w którym został odstawiony, żalił się przed kamerami Canal+, że nie dostaje szansy jazdy z numerem 2, że musi jeździć na silnikach Flemminga Graversena, że klub narzuca mu pewne rozwiązania. Po narzekaniu najwyraźniej przyszedł jednak czas na refleksję, bo kilka dni później Jeppesen pokazał, że jednak potrafi nieźle jeździć na żużlu. Swoją drogą, to trener nie ograniczył się do uderzenia pięścią w stół. Wsłuchał się w gorzkie żale Jeppesena i dał mu jeździć z numerem 2. I ta dwójka na plecach zadziałała niczym placebo.