Potop szwedzki w żużlu nam nie grozi W ostatnim czasie los lubi łączyć ze sobą reprezentacje Polski i Szwecji. Niecały rok temu obie drużyny spotkały się ze sobą w grupie na Euro 2020. Wtedy dla kadry Paulo Sousy ten mecz był spotkaniem o wszystko, czyli o wyjście z grupy. Niestety skończyło się porażką i odpadnięciem z turniejów. Stosunkowo szybko przyszła szansa rewanżu. Tym razem stawka jest jeszcze większa, bo są nią bilety do Kataru. Polscy kibice wierzą w sukces kadry Czesława Michniewicza, choć obiektywnie trzeba powiedzieć, że łatwo o zwycięstwo nie będzie. Przed wtorkowym spotkaniem inspirację i motywację piłkarze mogliby czerpać od żużlowców, którzy w ostatnich latach wielokrotnie rywalizowali ze Szwedami i najczęściej ją pokonywali. Jeszcze na początku XXI wieku reprezentacja kraju Trzech Koron była jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą drużyną. Wówczas jej siłą napędową był wielki mistrz Tony Rickardsson. Wtedy mogliśmy się bać Szwedów, jednak ten stan nie potrwał wcale długo. W międzyczasie polski żużel zaliczył spory progres, nasza liga stała się najlepszą i najbogatszą na świecie, a w zupełnie odwrotnym kierunku poszli Szwedzi, których dopadł spory kryzys. Dzisiaj realia są takie, że mają oni jedynie kilku zawodników na światowym poziomie. W Grand Prix ściga się jedynie Fredrik Lindgren, a spotkanie obu kadr skończyłoby się najpewniej zwycięstwem biało - czerwonych. Szwedów nie można lekceważyć - Znam kilku Szwedów i wiem, jakimi typami sportowców są. To bardzo konsekwentni ludzie, często mało spektakularni, ale zorientowani na konkretny cel, wynik. Pracowici do bólu. Polskę czeka ciężka przeprawa, ale nie jest to rywal nie do pokonania - powiedziała nam jedna z osób ze środowiska żużlowego, która zauważyła pewne analogie między obiema dyscyplinami. Swoją drogą ciekawe jest - mówiąc o konsekwencji, że Szwedzi wcale nie prezentują ostatnio wybitnie pięknego futbolu. Są bardziej skupieni na tym, aby być skutecznym i wygrywać. Dlatego w Chorzowie najpewniej spodziewać możemy się czarów taktycznych z obu stron. Miejmy nadzieję, że plan Czesława Michniewicza okaże się jednak nieco sprytniejszy.