Betard Sparta rozgromiła beniaminka z Krosna 62:28, a Piotr Pawlicki zdobył 10 punktów z bonusem. Żużlowcowi humor pogorszyło jednak wykluczenie z ostatniego wyścigu. Nawet do tego stopnia, że powrocie do boksu wyprosił kamerzystę Eleven Sports. Więcej o tym pisaliśmy TUTAJ. Chodzi oczywiście o kolizję z Andrzejem Lebiediewem. Sytuacja była trudna do oceny, jednak miała miejsce na drugim łuku i sędzia musiał kogoś wykluczyć. Nieco ponad miesiąc temu Pawlicki żalił się w wywiadzie telewizyjnym, że sędziowie chyba mają na niego nagonkę. Jaka jest prawda? Frątczak rozwiewa wątpliwości O komentarz poprosiliśmy Jacka Frątczaka, byłego menedżera, a obecnie żużlowego eksperta. - Nie nazwałbym tego nagonką. Bardziej skłaniam się ku takiej ocenie, że Piotr był poszkodowany. Nawet uczestnicy zdarzeń, z Andrzejem Lebiediewem na czele, wyrazili swoją opinię na ten temat. Sytuacje kontrowersyjne, a w mojej subiektywnej ocenie, to właśnie Piotr był zawodnikiem poszkodowanym. Nie lubię jednak używania tego typu słów jak "nagonka" czy rzucania oskarżeń pod kątem decyzji sędziowskich lub organizacji - rozpoczął Frątczak.- Nie można mówić, że ktoś się na kogoś skrzyknął, bo nie ma na to dowodów i nie wolno takich słów używać. Natomiast wszędzie są ludzie, każdy popełnia błędy. Kwestia "nagonki" działa tak jak samospełniająca się groźba, dlatego nie chcę używać tej definicji, bo to niczemu nie służy - dodał. Pawlicki ciągle wykluczany. Przypadek? Pawlicki jest wykluczany w prawie każdej stykowej sytuacji. - Mamy całe spektrum narzędzi medialnych, jest pełna infrastruktura telewizyjna z możliwością powtórek, odtworzenia tzw. materiału ciągłego. Zawsze jednak na samym końcu to człowiek decyduje. Zadaniem sędziów jest bycie obiektywnymi w różnych sytuacjach. Nikt z nas nie jest nieomylny i w niektórych przypadkach należy mówić o błędach sędziowskich. Prawda jest taka, że Piotr nie zasłużył na wykluczenia w biegach z Lebiediewem czy wcześniej z Kacprem Woryną - ocenił nasz rozmówca.Czyli Pawlicki przesadził, używając tak mocnego słowa? - Musimy odróżnić działanie pod wpływem emocji i zdać sobie sprawę z jednej rzeczy. To nie my byliśmy uczestnikami tych wydarzeń i nie byliśmy fizycznie wykluczani, tylko Piotr Pawlicki. W związku z tym jego ocena sytuacji - szczególnie ta emocjonalna - jest na zupełnie innym poziomie i należy go też zrozumieć. Weźmy też pod uwagę czas pomiędzy zdarzeniem a rozmową - podkreślił Frątczak. To przeszkadza Pawlickiemu Wykluczenia, zwłaszcza te niezasłużone, podcinają skrzydła zawodnikowi. - Z całą pewnością jest to problem. Pod każdym względem, mentalnym również. Ale przede wszystkim jest to problem wynikający z tego, że ktoś przy prędkości ponad 100 km/h wali w płot. Piotr jest bliżej tych tematów niż my i bardziej to odczuwa. Nie ma co mu się dziwić, że tak to odbiera. Nie wyobrażam sobie jednak nagonki czy innych takich motywów działania. Cechą ludzką jest możliwość popełniania błędów i takie rzeczy mogą się zdarzyć - podsumował były menedżer klubówz Zielonej Góry i Torunia.