Z informacji WP podanych kilkanaście dni temu wynika, że od 2026 roku 2. Liga Żużlowa może mieć status półamatorskich rozgrywek przeznaczonych dla najsłabszych polskich drużyn oraz zespołów z zagranicy. Ten pomysł ma pomóc ośrodkom takim, jak Piła, Świętochłowice czy Kraków wrócić na stałe do ligi. I to akurat plan bardzo rozsądny. W lidze mają jednak startować też drużyny z innych krajów, które delikatnie mówiąc, mogą nie wnieść zbyt wiele pod względem sportowym. Często w takich ekipach jeżdżą hobbyści, poza żużlem normalnie pracujący. Bardzo ostro pomysł z drużynami zagranicznymi ocenia Jan Krzystyniak. - To kolejny absurd. W ostatnim czasie jest ich tak dużo, że aż trudno się w tym połapać. Gdyby ktoś chciał zgłosić drużynę z Afganistanu, to też by ich dopuszczono - uważa. - Polskiego kibica interesują polskie drużyny. To dla rodzimych ekip z naszych miast chodzi się na stadion. Pomysł z dopuszczeniem Słowaków, Ukraińców czy Czechów jest dla mnie niezrozumiały - dodaje były zawodnik Unii Leszno czy Falubazu Zielona Góra. Polacy znów przejmują się wszystkimi Żużel nie jest sportem globalnym i nie da się ukryć, że jednym z jego głównych ośrodków jest właśnie Polska. Od jakiegoś czasu bardzo dbamy o to, by speedway w innych krajach także był popularny, bo w przeciwnym razie moglibyśmy zostać z tą dyscypliną sami. Fakty są jednak takie, że w innych sportach to my jesteśmy gorsi i nikt się nami nie przejmuje. - Nie trzeba nam żadnych dodatkowych drużyn, bo kibica zainteresuje to, co jest. Kiedyś w naszej lidze jeździli tylko polscy żużlowcy, a stadiony były pełne. Teraz jest mnóstwo żużlowców z innych krajów, którzy traktują nas jak bankomat - słyszymy. Plusem poszerzenia ligi o drużyny z zagranicy byłoby na pewno to, że nasi juniorzy mieliby możliwość przetestowania się na zupełnie innych niż polskie torach. Obiekty takie, jak Żarnowica, Pardubice czy choćby węgierskie Nagyhalasz mogłyby sporo ich nauczyć. Młodzieżowcy są przyzwyczajeni do gładkich i idealnych nawierzchni, które na wspomnianych obiektach mogłyby być tylko marzeniem. A jak ważne jest jeżdżenie na innych torach najlepiej pokazał tegoroczny występ Wiktora Przyjemskiego w Pradze. Rewelacyjny w lidze nastolatek kompletnie sobie tam nie poradził. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata