To był sprytny wybieg, bo belgijski związek praktycznie umywa ręce. To nie oni, tylko sąd cofnął karę. No i dziewczyna, która unikała kontroli, może znów grać. Uważam, że coś tu jest nie w porządku. Jak zawodniczka jest zawieszona na rok, to nie ma gry przez rok i koniec. Tak powinno być" - powiedział ojciec i zarazem trener sióstr Agnieszki i Urszuli Radwańskich. "Dość sprytnie zostało odkręcone coś, co powinno być karalne. Po co są te przepisy, to siusianie do probówek, skoro można po prostu unikać kontroli i pozostać bezkarnym? Ktoś inny składa oświadczenia, wypisuje te wszystkie kwity, jest cały czas zdyscyplinowany, a tu nagle ktoś robi co chce i potem nie ponosi kary. Jaki to przykład dla innych?" - dodał. Wickmayer i jej rodak Xavier Malisse otrzymali w tym roku od Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) trzy ostrzeżenia związane z tym, że funkcjonariusze nie mogli od nich pobrać próbek do badań, bo nie było ich we wskazanym miejscu. Zarzucono im również niedokładne wypełnianie formularzy o miejscu pobytu. Taki obowiązek nakładają na nich regulaminy startu w imprezach WTA i ATP Tour oraz w Wielkim Szlemie. Oboje tłumaczyli się zapomnieniem, a także problemami z hasłem umożliwiającym zalogowanie się do konta na serwerze WADA. "To są raczej bajki. Musimy dawać elaboraty, gdzie jesteśmy o każdej porze i kiedy może przyjść ekipa. Tu w Polsce dwukrotnie przychodzili eksperci, którzy sprawdzali moje córki. Wielokrotnie też kontrolowano je za granicą. Kuriozalną sprawą było to, że Agnieszka pojechała jako sparingpartnerka Uli na Orange Bowl. Po prostu pojechała na wakacje, bo to był grudzień i nagle się pojawiła ekipa na turnieju juniorskim i to jeszcze w hotelu. W dodatku o dziesiątej wieczorem" - powiedział Radwański. Wickmayer i Malisse zostali w listopadzie zawieszeni na rok przez flamandzki związek tenisowy. Odwołali się od tej decyzji do belgijskiego sądu, ale także do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS) w Lozannie. "Z tego co wiem, to powodem zawieszenia Wickmayer było niewypełnienie papierów. Wypełnia je tylko pierwsza pięćdziesiątka rankingu WTA, a ona na początku tego roku chyba nie była w "50" i tym się tłumaczyła. O tym się bębni przez cały rok, na każdej ścianie, w restauracjach, w szatniach, gdzie to jest napisane, także trudno tego nie zauważyć" - powiedziała Agnieszka Radwańska. "Są osoby, które o tym stale przypominają. Nie da się nic nie wiedzieć. Jeżeli ona faktycznie dostała trzy ostrzeżenia, to już jest dość. Po drugim ostrzeżeniu powinna chodzić jak na szpilkach, a trzy to jest naprawdę dużo. Ten system jest nie tylko w tenisie, tylko również w innych sportach. Myślę, że skoro to jest wszędzie, to ma być wszędzie i tenis tutaj nie powinien być wyjątkiem. Aczkolwiek z drugiej strony tak chyba nie powinno być, że codziennie trzeba uważać i pilnować tego, żeby o określonej porze być w wyznaczonym miejscu. Kiedyś podawałam różne godziny, ale teraz najczęściej wskazuję szóstą rano, bo wtedy wiem, że jestem na pewno w domu. Najwyżej będą mnie budzić" - dodała tenisistka z Krakowa. Od kilku sezonów czołowe tenisistki i tenisiści świata muszą regularnie uaktualniać informacje o tym, gdzie się znajdują każdego dnia i muszą wskazać jedną godzinę w konkretnym miejscu, gdzie mogą być dostępni dla działaczy agencji antydopingowej (WADA). Fakt, iż ITF skreśliła Wickmayer z listy zawieszonych zawodniczek oznacza, że będzie ona mogła bez przeszkód wystąpić w Bydgoszczy przeciwko Polkom w spotkaniu pierwszej rundy Grupy Światowej II Pucharu Federacji. W ekipie gości ma zagrać też była liderka rankingu WTA Kim Clijsters, a na korty po półtorarocznej przerwie wraca w styczniu także inna reprezentantka tego kraju - Justine Henin.