Przegrywał już 1:4. Polak pogrążył medalistę igrzysk. Kolejna bariera złamana
Kamil Majchrzak w boju o ćwierćfinał challengera Enea Poznań Open mierzył się z zawodnikiem o "dużym" nazwisku. Pablo Carreno-Busta, bo o nim mowa, to przecież medalista igrzysk w Tokio i w przeszłości dziesiąta rakieta świata, a w 2022 roku triumfator Mastersa ATP 1000 w Montrealu. Nasz rodak po pełnej dramaturgii walce dopiął swego, wygrał trzygodzinny bój 7:5, 4:6, 7:6 (2). Nagrodą jest nie tylko miejsce w ósemce, ale i milowy krok w odbudowie rankingu. W zestawieniu "live" trafił w tym tygodniu do drugiej setki.

28-letni Polak po zawieszeniu toczy mozolną walkę o odbudowanie pozycji w tenisowym świecie. Grywa dużo i bardzo dużo spotkań wygrywa. Dość powiedzieć, że do Poznania przyjechał opromieniony triumfem w challengerze ATP w Bratysławie. Na naszej ziemi radził sobie jak dotąd bardzo dobrze, lecz pojedynek z Hiszpanem Pablo Carreno-Bustą jawił się jako prawdziwe wyzwanie. Mimo, że rywal jest w... dziewiątej setce rankingu.
Tyle że ten ranking jest mylący, Carreno-Busta wraca do rywalizacji po długiej kontuzji, pauzował niemal bez przerwy od lutego zeszłego roku. Jesienią wystąpił w dwóch challengerach w Hiszpanii, ale kontuzja łokcia znów się odezwała.
Polsko-hiszpański pojedynek trwał... dwa dni. W środę, z powodu deszczu, rozegrano tylko dziewięć gemów i przerwano je przy stanie 5:4 na korzyść Majchrzaka. Czwartkowe wznowienie odbyło siż już w pełnym słońcu, pogoda dopisywała. - Wolę taką aurę, kort jest wtedy szybszy - mówił po spotkaniu Polak. I to Majchrzak wygrał dokończenie pierwszego seta, triumfował 7:5.

Morderczy bój dla Kamila Majchrzaka. Kapitalne zwroty akcji, rankingowa nagroda
Carreno Busta nie zamierzał jednak tanio sprzedać skóry. Starał się wywierać na 28-latku presję, świetnie rozrzucał piłkę po bokach, crossowymi zagraniami trafiał niemal w linie boczne. To on był lepszy w końcówce drugiej partii, u Majchrzaka zawodził serwis. Kilka podwójnych błędów popełnił akurat w najgorszym momencie, został przełamany. - No nie wierzę, nie wierzę. Tyle ich w miesiąc nie zepsułem - krzyczał niby sam do siebie, ale słyszeli go wszyscy dookoła.
A sytuacja pogorszyła się w trzeciej partii, gdy Majchrzak został przełamany w trzecim gemie. Wtedy już nie wytrzymał, rzucił rakietą w kort. Mało tego, za chwilę było 1:4 z podwójnym przełamaniem, jego sytuacja była już koszmarna. I wtedy do gry włączyła się... publiczność. - Kaaaaamil, Kaaaaaamil - krzyknęło kilku kibiców między gemami, a reszta to podchwyciła.

Sytuacja nagle się zmieniła, Polak odrobił połowę strat, a później - drugą. Też miał ciężkie chwile, bronił break pointa przy stanie 5:5. A jednak w końcówce był dokładniejszy od Carreno-Busty, a w tie-breaku grał już jak natchniony.
Nie mogły więc dziwić wyrzucone w górę ręce, po równych trzech godzinach pojedyu, gdy zdobył siódmy punkt, dający mu awans do ćwierćfinału. O półfnał zagra jeszcze w czwartek, turniej musi się zakończyć w sobotę. Polak został pożegnany brawami, ale sam też dziękował kibicom. - Dziękuję państwu, bo to dzięki waszemu wsparciu wygrałem. Bez tego ciężko by było odwrócić wynik w trzecim secie - mówił jeszcze na korcie w rozmowie z Markem Furjanem.
Dzięki temu zwycięstwu Majchrzak wskoczył "wirtualnie" do drugiej setki rankingu ATP. Jeżeli w Poznaniu zajdzie daleko, skok może być jeszcze bardziej wyraźny - nawet w okolice 170. pozycji.











