ATP 872 - takie dane widnieją teraz przy nazwisku 32-letniego Hiszpana, niedawno jeszcze gwiazdy męskiego touru z pierwszego szeregu. To przecież dwukrotny półfinalista US Open, dwukrotny ćwierćfinalista Rolanda Garrosa, ale i brązowy medalista olimpijski z Tokio. Wtedy "zabrał" medal wielkiemu Novakowi Djokoviciowi, pokonał go w tzw. małym finale, bo taki odbywa się na igrzyskach. Jeszcze na początku zeszłego roku był 15. rakietą świata, w lutym, podczas turnieju w Rotterdamie, doznał kontuzji łokcia. I w sumie można powiedzieć, że stracił 16 miesięcy, bo trudno tu wliczać do jakiejś aktywności dwa jesienne challengery w Maladze i Alicante. Wrócił do gry dopiero kilka tygodni temu, w Paryżu. French Open nie dało mu jednak takiej radości jak dawniej, przegrał już pierwsze starcie z Mariano Navone. Co ich łączy? Argentyńczyk wygrał challenger Enea Poznań Open rok temu, Carreño-Busta zaś w 2015 roku, gdy jego nazwisko było już znane w tourze. Teraz wrócił do stolicy Wielkopolski, dostał tu dziką kartę od organizatorów, a w jego grze widać olbrzymią jakość. Szwankować jednak może przygotowanie fizyczne. Świetne spotkanie Kamila Majchrzaka z Pablo Carreño-Bustą. Sędzia je przerwał, nie miał wyboru Na kortach Parku Tenisowego Olimpia 32-latek dotarł już do drugiej rundy, tu trafił na Kamila Majchrzaka. Piotrkowianin miał niemal tak samo długą przerwę jak Carreño-Busta, ale wynikała ona z zawieszenia przez ITIA po pozytywnych wynikach testów antydopingowych. Majchrzak gra już szósty miesiąc, zrobił kolosalny postęp, w przyszłym tygodniu niemal na pewno znów będzie wśród dwustu najlepszych graczy świata. Do Poznania przyleciał opromieniony sukcesem w większym turnieju w Bratysławie, z Hiszpanem toczył świetny bój. Tyle że gdy zaczęli mecz, już po godz. 16, z nieba leciały pierwsze krople. Organizatorzy turnieju mieli świadomość, że tego spotkania raczej nie uda się dokończyć, już rano posiadali prognozy pogody, które wskazywały jasno, że po godz. 17 będzie już ciągle padać. Nadciągał wielki front, który zaburzył wcześniej cały harmonogram gier w turnieju WTA w Berlinie. Zanim jednak sędzia ze Szwajcarii przerwał to spotkanie, rozegrali dziewięć gemów. Carreño-Busta imponował sytuacyjnymi minięciami, potrafił zagrać idealny skrót, ale i Majchrzak miał pomysł na to spotkanie. Kilka razy wychodził z opresji, obaj przełamali swoje serwisy po razie, mecz został przerwany przy stanie 5:4 dla Polaka. Dokończenie w czwartek w południe, a triumfator zagra jeszcze pod wieczór o półfinał. Maksa Kaśnikowski w ćwierćfinale trzeciego z rzędu challengera. W Poznaniu nie przegrał seta W ćwierćfinale jest za to Maks Kaśnikowski, który rywalizuje w Majchrzakiem o miano polskiej rakiety numer dwa. W zeszłym tygodniu tę pozycję stracił, ale jest o mały krok od znacznie większego celu, wywalczenia prawa gry w eliminacjach US Open. W środę pokonał w drugiej rundzie Enea Poznań Open Włocha Giovanniego Fonio, dokładnie w takim samym stosunku, jak w poniedziałek weterana Alberta Ramosa-Viñolasa: 6:3, 7:6. Różnica była tylko taka, że Hiszpan mógł w tie-breaku drugiego seta całkowicie zmienić sytuację, zdenerwowany Włoch zaś przegrał go do zera. Chwilę wcześniej dostał od arbitra ostrzeżenie, bo wściekły po stracie gema posłał piłkę daleko poza trybuny. Kaśnikowski grał jednak nierówno, choć konsekwentnie. Był jednak lepszy w dłuższych wymianach, coraz lepiej panuje też nad swoimi emocjami. - Kluczem była regularność, a w końcówce zagrałem solidniej niż on. Zrobił trochę błędów przy prostszych piłkach. Nie zagrałem może perfekcyjnie, ale cieszę się, ze to wytrzymałem. Dziś mi się grało trudniej niż w poniedziałek, gorzej było z timingiem, nie czułem tak tej piłki - oceniał tuż po spotkaniu. W czwartek zagra w ćwierćfinale z Czechem Daliborem Svrčiną, mistrzem juniorskiego Australian Open w grze podwójnej sprzed pięciu lat. Rok temu w Libercu górą był Svrčina, po trzysetowym boju. - Dalibor od kilku lat gra a tym poziome, jest też moim dobrym kumplem i trochę razem trenowaliśmy. Mam nadzieję, że pokażemy dobre widowisko - mówił Kaśnikowski.